- Przykro mi, ale... - zamilkła na chwilę i dla upewnienia jeszcze raz pochyliła się nad jego klatką piersiową. Te mugolskie metody lecznicze są nic nie warte, nie mogła rzucić zaklęcia? Wykonywała to zdecydowanie zbyt długo, co jeśli on.. Nie. To nie może być prawda - Harry.. - rzuciła oschle do mężczyzny - Ja.. Bardzo mi przykro.. Chyba nie mogę go uratować..
- Co?! Proszę, zrób cokolwiek! On musi żyć! - z moich oczy wylewały się słone łzy, skapując na nieprzytomne ciało chłopaka - Na pewno coś z tym zrobisz. Żartujesz prawda? - zaśmiałem się nerwowo, ale jak widać, Hermionie nie było do śmiechu.
- Przykro mi, Scorpiusie.. Zaklęcie trwało zbyt długo, a Albus nie oddycha. Ma zbyt wiele ran. Nie mogę z tym nic zrobić. - starszy Potter z rozpaczą usiadł w fotelu obok niego i nadal nie dowierzał podobnie jak ja. Pochylił się i schował twarz w dłoniach. Mój ojciec jednak nadal stał i nic nie robił. Czy on nadal nic nie zauważa!? Stoi najebany i obserwuje, zamiast zrobić cokolwiek.
Czemu on? On nawet nic nie zrobił! To wszystko moja wina, ja na prawdę go kochałem, a on mnie teraz zostawia. Teraz gdy najbardziej go potrzebuje! Nienawidzę jej za to co zrobiła, mam ochotę rzucić na nią avadę.. Teoretycznie to nie jest taki zły pomysł i tak moje życie bez niego będzie niczym, więc Azkaban nie zmieni zbyt wiele.
Nie, nie mogę tego zrobić. Mam rodzinę, przyjaciół i w ogóle. Nie mogę im tego zrobić. Mój tata dopiero stracił żonę i oświadczył się facetowi któremu właśnie umarł syn. Czy to jest normalne? Myślę, że nie. Jak jutro wytrzeźwieje i dowie się, że jego syn jest w Azkabanie to nie będzie z nim za dobrze.
Delphini ponownie zaczęła się śmiać, czego nie mogłem już znieść. Opuściłem pomieszczenie i odszedłem szybkim krokiem do łazienki, która znajdowała się dosyć daleko. Wiedziałem, że nikt mnie tam nie znajdzie.
Stanąłem przed lustrem, rzuciłem na pomieszczenie zaklęcie wyciszające i zacząłem głośno płakać, to właściwie nie był płacz. Krzyczałem. Jeszcze przed chwilą był ze mną, całował mnie, był uśmiechnięty. A teraz? To naprawdę nie może być prawda!
Zniosę wszystko, ale nie jego smierć.
Nie teraz.
Nie, wtedy kiedy wszystko się układa.
Nie, kiedy jestem pewien, kim może dla mnie być.
Nie w momencie, kiedy jest już PRAWIE mój.
Nie wytrzymując presji, zacząłem nerwowo przeszukiwać szafki, z myślą, że znajdę w nich w końcu coś, co pomoże mi w tym momencie. Pod światłem lampki błysnęła żyletka. Wyciągnąłem ją i zacząłem mocno przejeżdżać po wewnętrznej stronie przedramienia, dłoni, nadgarstka. Później brzucha, ud i klatki piersiowej.
Oczywiście wolałbym użyć jakiegoś zaklęcia, ale nie byłem tak zaawansowanym czarodziejem. Zrobiłbym sobie krzywdę, umierając dobrowolnie przez coś, co przed chwilą zabrało jego..
Na moim ciele było bardzo dużo ran, a jeszcze więcej krwi. Chciałem to skończyć w bólu za to, co się stało.
W bólu za to, że nie zrobiłem nic.
W bólu za to, że nie obroniłem go.
W bólu za to, że jej zaufałem.
W bólu za to, że on też przeżył ten ból.
Miałem ogromne wyrzuty sumienia. Nawet nie zauważyłem, kiedy osunąłem się na ziemię.
Mroczki przed oczami.
Nie czuję rąk.
Nie czuję nóg.
Nie czuje bólu.
CZYTASZ
Nowe pokolenie Slytherinu | scorbus | drarry
FanfictionPytanie za milion! Co mogło nie udać się Scorpiusowi? a) pierwszy związek b) udział w turnieju i cały jego przebieg c) pogrzeb i stypa d) wszystko co stało się później Trudne pytanie, prawda? A co gdy wszystkie odpowiedzi są poprawne? Życie Scorpi...