- U mojej rodziny wszystko okej, więc opowiedz mi, proszę... Co jest między tobą, a Rose?
Zamarłem na moment. Tego pytania się nie spodziewałem, a on wyczekiwał mojej odpowiedzi. Odpowiedzi, której sam nie znałem.
- Jesteśmy przyjaciółmi, dobrymi przyjaciółmi.
- Tak?
- Tak.
- I tak wiem, że nie - mrugnął do mnie jednym okiem.
Lekko się zarumieniłem. Wcześniej otwarcie nie przyznałem się sam przed sobą do żadnych głębszych uczuć do niej, cały czas wybraniając się tym, że jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi.
Pożegnałem się z Mattheo i wyszedłem z jego biura.
Uznałem, że skoro nawiedziła mnie już myśl o moich uczuciach do Rose to powinienem też pomyśleć o moich uczuciach do Albusa.
Nie chciałem tego kontynuować. Nie byłem święty, on też nie był. Jednak jeśli mam być szczery, to cała wina leżała po mojej stronie. Al był ze mną szczery przez cały czas, a podanie mi veritaserum po raz drugi było właściwie jego jedynym przewinieniem. I w tym przewinieniu nie byłoby nic złego, gdybym to ja miał czyste sumienie. Nieświadomie wypiłem ten eliksir i przyznałem mu się do moich chęci co do Rose.
To wszystko była moja wina i chciałem to jak najszybciej zakończyć.
Rozglądałem się po domu i błądziłem po korytarzach, co jakiś czas trafiając na osoby obecnie zamieszkujące Malfoy Manor. Wszyscy witali mnie z niemałym entuzjazmem, co odrobinę podniosło mnie na duchu przed rozmową z Potterem.
Znalazłem go na balkonie, siedział na krześle i wpatrywał się w coś w oddali. Nie wyglądał źle, jednak mogło być, choć odrobinę lepiej.
- Musimy porozmawiać. - rzekłem od razu, a on powoli odwrócił głowę w moim kierunku.
- Ojciec wspomniał mi, że już jesteś.
- Możliwe, gdzieś tam się z nim minąłem. Ale nie o tym mamy rozmawiać. Chciałbym poruszyć temat...
- Jak się czujesz? - spytał obojętnie. Patrzył na mnie bez żadnych emocji na twarzy, a ton, jakim wypowiedział to pytanie, wskazywał na to, że zadał je jedynie ze względów grzecznościowych.
- Nie o tym, mamy do obgadania ważniejsze rzeczy. Dobrze wiesz, że nie możemy nie mówić o...
- Dawno się wybudziłeś? - ponownie ten sam ton. Brak reakcji na moje słowa.
- Możesz dać mi dojść do głosu? Nie zachowujmy się jak małe dzieci i porozmawiajmy. Wiem, że możesz być na mnie zły i masz do tego pełne...
- Zdążyłeś już wyruchać Rose? - zatkało mnie - Czy woleliście zostawić sobie przyjemności na wieczór?
Myślałem, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Wiedział, o czym musimy porozmawiać, a i tak utrudniał mi wypowiedzenie, chociażby kilku zdań.
- Słuchaj, Potter. Chcę wyjaśnić sytuację między nami. Wiem, że zrobiłem coś złego. Dużo myślałem przez czas mojej nieobecności i doszedłem do wniosku, że to wszystko moja wina. Jednak nie wiem, jak miałbym się wytłumaczyć z... z tego wszystkiego, co ci powiedziałem.
Usiadłem na krześle obok, a on odwrócił swoje bardziej w moją stronę. Teraz jedynie siedział do mnie pół przodem, a pół bokiem, jednak jego wzrok nie schodził z jakiegoś punktu, widocznego z balkonu. Nie chciał nawet spojrzeć mi w oczy, pomimo że wiedział, jak ważna była dla mnie ta rozmowa.
- Chciałem cię jakoś przeprosić. Próbowałem ułożyć kilka zdań, które chciałbym Ci powiedzieć, gdy już się spotkamy, jednak jak już wspomniałem, nie wiem, jak miałbym to zrobić. Byliśmy razem przez jakiś czas, nie wiem dokładnie ile. Wiem tylko, że od pogrzebu mojej matki do ślubu mojego ojca. Obydwa wydarzenia były dla mnie w mniejszym lub większym stopniu ważne. Nie spodziewałem się, że nastąpią w tak krótkim odstępie czasu. Nie spodziewałem się, ile się między nimi wydarzy. Nie spodziewałem się również, że będą mi w jakiś sposób przypominać o tobie.
Na stole leżały papierosy, wcześniej paliłem tylko okazyjnie, bardzo rzadko. Teraz jednak poczułem chęć zajęcia się, choć w pewnym stopniu czymś innym niż bezsensowne wpatrywanie się w kogoś, kto nawet nie był zainteresowany spojrzeniem na mnie. Zabrałem jednego i z pomocą różdżki go zapaliłem.
- Między tymi konkretnymi wydarzeniami, przeżyłem więcej niż przez resztę mojego życia. Przeżyłem ten czas z tobą i nie mam Ci nic do zarzucenia. Wiem, że to ja byłem problemem. Nie przeproszę cię. Nie zrobię tego, bo nie wiem, czemu miałbym cię przepraszać za moje uczucia do innej osoby.
Zaśmiał się.
- Czyli miałem rację.
- Nie zdradzałem cię. Dopiero gdy zostałem zamknięty w swoim umyśle na tak długi czas, zrozumiałem swoje uczucia do niej. Nie nazwę tego miłością, jednak znaczy dla mnie więcej niż ci, których nazywam przyjaciółmi. Masz prawo być zazdrosny, bo wiem, że...
- Nie jestem zazdrosny. Wiem, że jakiś tam czas się z nią spotykałem. Wiem też, że teoretycznie jesteśmy rodziną, choć teraz to nic nie znaczy, bo Rona już tutaj nie ma. Nie jestem zazdrosny o nic i o nikogo. Jestem zły. Jestem zły, bo nie powiedziałeś mi o tym, co się wtedy wydarzyło. Dopiero gdy podałem Ci veritaserum, musiałeś mi wyznać, że najchętniej to byś ją wtedy przeleciał. Gdybym wiedział wcześniej, to może nie byłbym taki zły. Możliwe, że na moment bym się obraził, jednak nie miałbym ci tego za złe, bo do niczego nie doszło. A teraz jestem zły, bo chciałeś to ukrywać.
- Trochę się rozgadaliśmy - stwierdziłem.
Ostatnie promienie słońca oświetliły naszą dwójkę. Dwójkę nastolatków, którzy nie potrafili porozmawiać o swoich uczuciach, gdy był jeszcze czas, a teraz za to pokutowali. Może nie obydwoje, jednak ja jako jeden z nich mogłem szczerze przyznać, że każde wypowiedziane dzisiaj do niego słowo, sprawiało mi ból.
- Jednak chciałbym to wszystko podsumować. Z nami koniec.
Z nami koniec.
Nie ma już nas.
Koniec z naszym związkiem.
Koniec z tym wszystkim.
- Nie mogłeś tego zrobić szybciej?
- Chciałem, żeby wszystko między nami było jasne. Wolę nie zostawiać niedokończonych spraw. Podobno zmarli, którzy zostawili jakieś problemy na ziemi, po śmierci zostają duchami. Nie chciałbym, aby chociaż cząstka mnie została w tej relacji, nawet jeśli miałbym za nią tęsknić do ostatniego dnia mojego życia.
- Miło mi to słyszeć. A teraz odejdź.
On to powiedział, a ja posłuchałem.
Ostatni promień słońca odbijający się od szyby w jednej z gablot w salonie zniknął, a ja zostawiłem ponure pomieszczenie i Albusa za sobą.
Mój pokój był teraz jakby bez życia. Ledwo dostrzegalna warstwa kurzu pokryła wszystkie meble. Pokryła też wszystkie ramki ze zdjęciami, które od razu po wejściu przewróciłem tak, że teraz spoczywały przodem do blatu.
Nie powiem, że to wszystko mnie zabolało. Nie powiem też, że było mi to obojętne. Poczułem, że jakiś ciężar ze mnie spadł. Jednak pozostawił po sobie odcisk.
🐍
Rose weszła do mojego pokoju, niedługo po białym strumieniu światła księżyca.
Po wybudzeniu nie miałem wiele czasu, aby się jej przyjrzeć. Nie przyglądałem się jej od dosyć dawna i szczerze zatęskniłem za tym widokiem. Jej włosy były lekko wilgotne, a zamiast normalnego stroju miała na sobie piżamę i szlafrok. Podejrzewałem, że wpadła do mnie tuż przed położeniem się do snu.
Przywitała się ze mną i zadała kilka pytać dotyczących mojego samopoczucia. Troszczyła się o mnie, a do było cholernie miłe. Nie obdarzyła mnie opieką dopiero teraz ani nie zajmowała się mną, tylko gdy byłem nieprzytomny. Opiekowała się mną już od jakiegoś czasu, a to bardzo mi się podobało.
Teraz jednak mogę szczerze przyznać, że bardziej podobała mi się ona sama niż opieka.
CZYTASZ
Nowe pokolenie Slytherinu | scorbus | drarry
Fiksi PenggemarPytanie za milion! Co mogło nie udać się Scorpiusowi? a) pierwszy związek b) udział w turnieju i cały jego przebieg c) pogrzeb i stypa d) wszystko co stało się później Trudne pytanie, prawda? A co gdy wszystkie odpowiedzi są poprawne? Życie Scorpi...