To ciężkie pytanie 🐍 45

57 3 8
                                    

- Nie zgadniecie, co się stało! - Harry wpadł do salonu, a oczy wszystkich obecnych zwróciły się w jego kierunku. Nawet Albus uniósł wzrok znad swojej miotły, którą właśnie polerował.

Patrzył na nas z ekscytacją w oczach, a my oczekiwaliśmy odpowiedzi.

- Nie wiem, jesteś w ciąży? - zaśmiała się babcia - Jesteście razem już od jakiegoś czasu, wypadałoby pomyśleć o wynajęciu surogatki, albo o adopcji, Draco.

Ojciec przewrócił oczami.

- Ja i Harry mamy już swoje dzieci - rzekł ostrym tonem. Wskazał głową na mnie i Albusa.

- Ale nie macie żadnych dzieci razem, pomimo że powinniście - zgodziłem się z babcią, za co zmierzył mnie niemiłym spojrzeniem.

Harry nadal się nie odzywał.

- No więc? - spytałem.

- Neville i Levi się zaręczyli!

- Tego to bym nie zgadła - szepnęła babcia, po czym ponownie wzięła do ręki książkę - Następnym razem nie zawracaj mi głowy takimi głupotami, mam ważniejsze sprawy na głowie.

Przez chwilę nikt nic nie mówił, a Harry patrzył na nas, w czasie gdy jego kina stawała się coraz bardziej obojętna.

- Serio? Nie cieszycie się? Nic? Zero reakcji? - zdziwił się.

- Jej, Longbottom ofiara losu i jakiś typ się zaręczyli. Fajnie. - odezwał się ojciec, kompletnie obojętnym głosem - Z czego mam się cieszyć? Fakt, fajnie, że im się układa, ale to nie jest powód do takiej euforii. Może dla ciebie znaczy to więcej, bo znałeś tę pokrakę od dawna, jednak dla mnie to całkiem nieistotne. Gdyby chodziło o kogoś innego... nie wiem, o Pansy albo Daphne, to może bym się ucieszył. Ale jeśli chodzi o nich, to nie.

- No jasne, zawsze to, co jest bliższe tobie, jest ważniejsze - niemalże krzyknął - Twój syn jest ważniejszy od moich dzieci, twoja rodzina jest ważniejsza od mojej, twoje zdanie zawsze jest brane pod uwagę.. A co ze mną? Wszyscy interesują się twoim synem, podczas gdy to mój walczył! Oj, biedny Scorpius prawie umarł - jęknął ironicznie - Biedaczysko, może jeszcze powitajmy go chlebem i solą, bo przecież tak bardzo nam go brakowało!

Nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić. Wszyscy patrzyliśmy na siebie, jednak spojrzenia innych najczęściej zatrzymywały się właśnie na mnie. Właściwie to im się nie dziwię, to na mnie spadł cały ciężar tej rozmowy.

Harry miał rację.

Byłem nieprzytomny, gdy działy się ważne rzeczy. Zawsze jakoś omijałem to, co najważniejsze. Byłem niepotrzebny innym.

- Harry, to nie jest prawda! - zaprotestował ojciec - Zawsze zwracamy na ciebie uwagę. Na Albusa z resztą też. Jest dla mnie mniej ważny, bo nie jest moim prawdziwym dzieckiem, jednak czuję, że jestem z nim w jakimś stopniu związany. Scor też go lubi, przecież widzisz, że od kilku lat są bardzo dobrymi przyjaciółmi - "przyjaciółmi", zaśmiałem się w myślach. Teraz nie jesteśmy już nawet przyjaciółmi - Nie możesz tak po prostu mówić, że mój syn jest na pierwszym miejscu. - wstał, po czym udał się w kierunku wejścia do kuchni - Przypomnę ci tylko, że masz jeszcze dwójkę małych dzieci pod opieką, z czego jedno należy do twoich najlepszych przyjaciół. Wiesz może, gdzie one są? Bo ja nie widziałem ich od kilku dobrych dni, a to tobie Ginny powierzyła nad nimi opiekę.

Draco wyszedł.

Babcia nawet się nie ruszyła, cały czas była zapatrzona w pożółkłe kartki książki. Albus nieświadomie wpatrywał się w Harry'ego.

Ja nadal nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.

Albus gwałtownie wstał i zniknął za drzwiami.

Zrobiłem to samo. Bez słowa udałem się na korytarz, który poprowadził mnie do sypialni Mattheo. Delikatnie otwarłem drzwi, które pomimo tego cicho zaskrzypiały. Mężczyzna siedział w fotelu na balkonie, a Grace stojąca obok niego paliła papierosa.

- Nie przeszkadzam? - spytałem, gdy obydwoje na mnie spojrzeli - Chciałem tylko o coś spytać.

- Nie, nie. Chodź tutaj i usiądź - odpowiedział od razu Riddle.

Zająłem więc fotel obok niego.

- Mów, co cię dręczy? Rose jest w ciąży? Draco wariuje? Narcyza cię bije? Delphi znowu chce zostawić Jamesa? A może Harry'ego boli blizna?

Nerwowo się zaśmiałem.

- Nie, nic z tych rzeczy. Powiedzcie mi... Czy ja kiedyś się do czegoś przydałem? Bo przed chwilą usłyszałem od pewnej osoby, że to zawsze ja jestem na pierwszym miejscu, bo jestem dzieckiem Draco. Nie wiem jak mam na to patrzeć.

Kobieta podniosła paczkę papierosów i podała mi jednego. Od razu włożyłem go między moje wargi, po czym odpaliłem zapalniczką leżącą na stole.

- To ciężkie pytanie.

Głos Grace był tajemniczy, taki jak zawsze. Ta kobieta jednocześnie budziła we mnie strach i podziw.

- Tak czy nie? - zapytałem, niecierpliwiąc się, pomimo że wcale nie minęło aż tak wiele czasu.

- Chyba nie. Nie odbierz tego źle. Pomogłeś znaleźć dzieci Harry'ego, nigdy nie zawiodłeś mojego zaufania, byłeś lojalnym przyjacielem i członkiem rodziny, dla każdego z nas. Jednak nigdy nie przyczyniłeś się do czegoś większego, jak nie wiem... Albus? Może tego nie zauważałeś, jednak ten chłopak był świetnym organizatorem. Przez cały okres walk ani razu nie stracił zimnej krwi. Dzielnie stał u mojego boku i chyba właśnie jemu zawdzięczam to, że teraz tu jestem.

Pokiwałem głową.

- Dzięki.

🐍

Kolacje w Malfoy Manor potrafiły różnić się od siebie pod każdym względem. Pewnego razu James Potter wpadł do zupy pomidorowej, a innego czule objął Delphini. Zdarzały się też zaproszenia na śluby. Lub ogłaszanie współpracy z byłym wrogiem.

Każda kolacja była inna. Różniły się od siebie mniej lub więcej. Zawsze jednak działo się coś, co można było później wspominać.

Do stołu zasiadło dziś sporo osób.

Hermiona postanowiła zjeść z Mattheo po raz pierwszy przy jednym stole. Grace u jego boku lekko się uśmiechała. Lily i Hugo znaleźli się po jakimś czasie nieobecności, zazwyczaj jadali w swoich pokojach lub na zewnątrz. Ojciec i Harry siedzieli jak najdalej od siebie, na dwóch innych stronach stołu. Rose trzymała córkę Delphi i Jamesa, żeby obydwoje mogli spokojnie zjeść. Babcia po raz ostatni zawołała Albusa, który już dłuższą chwilę temu miał być "za moment".

Powoli zaczynaliśmy jeść.

Czy wspomniałem już, że za każdym razem było inaczej? Chyba tak.

A czy wspomniałem, że jeszcze nigdy nie dowiadywałem się o czyjej śmierci podczas kolacji? Chyba nie.

No więc ten punkt już mogę odhaczyć, zaznaczyć ptaszkiem lub skreślić z listy "100 rzeczy, które nigdy nie wydarzyły się w życiu normalnego człowieka, a w moim można było się ich spodziewać". O ile się nie mylę, to był punkt numer 28.

Leżałem nieruchomo na łóżku, a łzy w dalszym ciągu nie chciały popłynąć. Nie musiały, jednak powinny to zrobić. Warto by było pokazać, choć odrobinę żalu, gdy umiera ktoś tak ci daleki, a jednak wciąż tak bliski.

Może to był dla mnie za dużo szok, kiedy Narcyza, blada jak ściana oznajmiła, że Albus leży martwy w łazience.

Może to po prostu mnie nie ruszyło?

Może już dawno był dla mnie martwy?

Mój towarzysz odszedł. Udał się w podróż, z której na pewno jest zadowolony. Rzeczywiście, we wrześniu nie wróci do szkoły. Będzie zajęty zwiedzaniem zaświatów, choć może jednego dnia postanowię go odwiedzić? Jakiegoś zimowego wieczoru wezwie mnie do siebie, a ja go posłucham? Dobrze wiem, że tego nie zrobię, pomimo że on na pewno odpowiedziałby na moje wezwanie.

I stało się to, czego jeszcze kilka godzin temu chciał Harry.

W końcu cała uwaga spoczęła na jego synu.

Nowe pokolenie Slytherinu | scorbus | drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz