...walki nadal trwają 🐍 39, część I

57 3 0
                                    

🐍

po ataku

Czułem, jak mnie przenoszono. Wszystkie krzyki i huki nadal miały miejsce, jednak jakby za szklaną ścianą.

Każdy dotyk, jaki czułem, był okropny. Przechodziły mnie dreszcze, gdy tylko ktoś postanowił mną ruszyć lub, co gorsza zmienić moje położenie.

Dopiero kiedy zrobiło się ciszej, byłem w stanie jakkolwiek skupić się na tym, co dzieje się wokół mnie. Zostałem położony na czymś nie do końca twardym, ale i nie do końca miękkim, jakby ułożyć kilka poduszek na kamieniu lub desce.

Nie mogłem otworzyć oczu, widziałem jedynie przebłyski światła. Nie dałem rady wydobyć z siebie żadnego dźwięku ani otworzyć ust. Nie miałem siły, żeby poruszyć jakąkolwiek kończyną, byłem jak z kamienia.

🐍

kilka godzin od ataku

Ktoś mnie zabrał, chyba wynieśli mnie na noszach. Poczułem aportację. Trafiłem do cichego pomieszczenia, było w nim chłodno. Teraz wszystkie głosy były głośniejsze, jednak nie mogłem ich w żaden sposób zrozumieć. Musiały być tam jakieś kobiety, żaden męski głos nie wyróżniał się w tych dźwiękach.

Położono mnie na łóżku i przykryto kołdrą. Nie byłem w stanie poczuć, czy mam na sobie jakieś ubrania. Jedynym co wyczuwałem, był opatrunek na prawym ramieniu. Był zaciśnięty bardzo mocno, podejrzewałem, że mógł to być bandaż. Ramię mnie bolało. Nie byłem z tego powodu zły, wręcz przeciwnie. Dawało mi to pewność, że jeszcze potrafię coś czuć. Ta świadomość dawała mi znak, że jestem w swoim ciele, że jeszcze go nie opuściłem.

🐍

12 godzin od pojawienia się w szpitalu

Do sali co jakiś czas wchodzili ludzie. Nie wiedziałem, kim są. Czasami dotykali mnie niby delikatnie. W rzeczywistości czułem się, jakbym miał zaraz eksplodować. Głową pękała mi od środka.

Ktoś wszedł do pomieszczenia. Zamknął drzwi tak, aby nie narobić hałasu i usiadł na łóżku. Nie mówił nic, po prostu siedział - lub siedziała - blisko mnie.

Osoba chwyciła moją dłoń. Miała długie paznokcie, pewnie była kobietą. Jej dłoń jednak sprawiła mi więcej bólu, niż ona mogła sobie wyobrazić. Trzymała ją bardzo długo. To zrobiło się przyjemne, gdy już się przyzwyczaiłem. Jej ręka drżała. Czasami szeptała jakieś słowa, próbowałem ją zrozumieć. Minęło już chyba sporo czasu, odkąd jestem w tym stanie - czułem, że coś mogłoby do mnie dotrzeć.

- Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale... - zaczęła.

To była Delphini.

-...walki nadal trwają. - dodała - Nie jestem tu z własnej woli. Mattheo zabronił mi walczyć, mówił, że to nie przez ciąże. Wszyscy patrzą na mnie inaczej, jakby... - zaszlochała - ...wiedzieli coś, czego ja nie wiem. Zwłaszcza Mattheo.

Przerwała na moment. Wzięła coś z szafki, słyszałem cichy szmer. Pewnie wycierała łzy.

- Ostatnio bardzo się denerwuję. Nie wiem, czy to przez mój stan, czy po prostu nadszedł taki czas. Wszyscy się denerwują. Ty też byłbyś zły, gdybyś widział, co się dzieje. Ja będę już iść. I tak jestem tu zamknięta. Wpadnę do ciebie później, pa Scor.

Zamknęła za sobą drzwi. Znowu zostałem sam. Teraz mogłem tylko czekać, aż znowu się pojawi.

🐍

18 godzin od pojawienia się w szpitalu

Zasnąłem na moment. Dosłownie na moment. Dźwięki znowu były niewyraźne, a ja bałem się, że umieram.

W śnie widziałem, pojawiała się jakaś scena, jednak była mocno zamglona. Słyszałem moją matkę. Płakała głośno. Bardzo głośno i wyraźnie. Słyszałem wszystko, pomimo że wolałbym się teraz obudzić. Nawet jeśli miałbym nadal leżeć bezczynnie, nie chciałem widzieć tego snu.

Wokół niej widziałem zachmurzone niebo. Stała na trawie, wokół był wysoki mur, w niektórych miejscach porośnięty czymś zielonym, a co kilka metrów rosły duże drzewa.

Jej płacz co jakiś czas był przerywany przez coś, co brzmiało jak śmiech.

Spostrzegłem, że nie obserwuję jej jako duch, a sam stoję niewiele dalej. Obydwoje mieliśmy na sobie eleganckie ubrania. Ona miała długą suknię, która błyszczała, pomimo tak okropnej pogody. Ja byłem ubrany tak, jak na ślubie ojca. Moje ramie było całe we krwi, nie mogłem nim ruszać.

Mama spojrzała na mnie, gdy kilka promieni słońca przebiło się przez chmury.

- Jesteś... - wyszeptała - Czekałam na ciebie. Chciałam cię przyjąć w godnym stroju.

Podeszła do mnie, a ja nadal stałem jak słup soli.

Obudziłem się w momencie, gdy jej palce dotknęły mojej twarzy. Na początku serce biło mi bardzo szybko, potem coś zaczęło głośno piszczeć, czasami jednorazowo, czasami na dłużej. Od razu ktoś wbiegł do pomieszczenia. Zrobiło się głośno, krzyczeli na siebie nawzajem i ciągle mnie dotykali. Odwinęli bandaż z ramienia, polali czymś, przez co rana bardzo piekła. Lekko mnie podnosili, przykładali coś do ciała, a ja nie mogłem im przerwać. Nie mogłem powiedzieć, że zaraz zemdleję z bólu.

🐍

24 godziny od pojawienia się w szpitalu


- Cześć Scorpius.

Doczekałem się. W jej głosie nie było już aż tak wiele goryczy, jak wcześniej, jednak nadal było słychać, że coś ją dręczy.

- Powiedzieli mi, że z tobą już lepiej. Zatrzymało Ci się serce, zaczęli trochę panikować. Pielęgniarka mówi, że mnie słyszysz, ale lekarz twierdzi, że tylko marnuję czas. Nawet jeśli lekarz ma rację, to będę tu przychodzić. Muszę do kogoś mówić, żeby nie zwariować.

Delikatnie poprawiła moje włosy. Musiała zauważyć, że opadają mi na czoło. Przestałem już zwracać na to uwagę, jednak to było cholernie miłe z jej strony.

- Nie ma żadnego sygnału od kogokolwiek, od kogo byśmy go chcieli. Wszystko, co wiemy, powiedzieli nam ranni zabrani podczas walki. Ci, którzy byli przywiezieni później, mówią coś lepszego. Sytuacja musi się uspokajać.

Włosy ponownie opadły mi na czoło. Znowu chciała je poprawić, jednak teraz średnio jej to wychodziło. Po którejś z kolei próbie postanowiła spiąć je gumką do włosów.

- Zrobili mi badania. Lekarz mówił, że ten cały stres mógł zaszkodzić ciąży. Zrobili mi USG. Miałam je mieć dopiero za kilka tygodni, mieliśmy wtedy z Jamesem dowiedzieć się o płci dziecka. Już podobno widać, czy będziemy mieć synka, czy córeczkę. Widziałam ekran, ale nie zwracałam uwagi na żadne cechy. Zrobię to dopiero, gdy będę gotowa. Mieliśmy przeżyć to razem, na razie nie mam ochoty robić tego sama. Rozwija się prawidłowo, więc nie mam kolejnych powodów do obaw. Dzidziuś jest już całkiem duży. Czuję, jak się rusza. Dam ci dotknąć.

Podniosła moją rękę i przyłożyła do swojego brzucha. Rzeczywiście coś się tam działo. Kilka razy zmieniła miejsce, którego dotykałem. Dopiero teraz naprawdę dostrzegłem, jak duży jest już jej brzuch.

Wiedziałem, że z Jamesem będą cudownymi rodzicami. Może byli za młodzi i nie do końca dojrzali emocjonalnie. Jednak kochali się. Było to widać. James może wydawał się trochę głupi i nie odpowiedziały, w rzeczywistości był bardzo uczuciowy. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, jednak troszczył się o Delphini i ich nienarodzone dziecko, jak o największy skarb, którym pewnie dla niego byli. Delphi odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży, zmieniła się o 180°. Jest dużo milsza dla innych, pomimo że więcej się denerwuje. Zaczęła doceniać kompletny spokój i cieszyć się z małych i prostych rzeczy. Może ciąża w tym momencie nie była najlepszym, co mogło ich spotkać, jednak oni poradzili sobie z nią fantastycznie.

Nowe pokolenie Slytherinu | scorbus | drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz