Leć i kochaj

340 29 1
                                    

Wyszłam z pokoju i nagle postanowiłam zrobić coś super głupiego. Stałam na środku korytarza i patrzyłam w okno. Trudno je było nazwać oknem. Nie miało szyb. Ciekawe jak szerokie są moje skrzydła po rozłożeniu. Acha, 15 metrów. Nie ma szans. Nie wylecę, głupia jestem jak mogłam o ty pomyśleć, przecież ledwo mieszczę się w drzwiach.

- Na Czas i Naturę! Co Ci się stało?!- to był Denver. Jeszcze tylko jego tu brakuje.

- Ę... Widzisz ... Ja stopniowo poznaje swoje moce, a teraz poznaję moc powietrza i wiatru, jak mniemam.

- Ok. Spoko. Trochę mnie zaskoczyłaś.- chyba chciał powiedzieć bardzo, bo oczy wyszły mu z orbit.

- Może pójdziemy razem na śniadanie ... a potem odprowadzisz mnie do stadniny, bo ja wciąż nie czaję gdzie co jest ...

- Jasne, nie ma sprawy. Wiesz co z tego wszystkiego najbardziej mnie zaskakuje? To że Twoje skrzydła wyglądają jak skrzydła prastarych kruków padlinożernych. Wszędzie rozpoznam te szpony przy skrzydłach. No to chodźmy.

Ponieważ jest tak jak za sprawą ognia przez najbliższe 24h będę w "uskrzydlonej" postaci. Najtrudniej było usiąść na krześle.

- Nie. Błagam was! Przynieście mi stołek! Ja NIE MOGĘ siedzieć na krześle z oparciem bo mnie gniecie!

Na moje szczęście demony wysłuchały mnie i przyniosły stołek. Potem poszłam, bez wymienienia ani jednego słowa, z Denverem do stadniny. Zaskoczenie Firebolta było ogromne. Wyprowadziłam go. Pare dni temu Śmierć nauczyła mnie jeździć i latać na pegazie, ale czy Firebolt pokarze mi jak się lata? Kiedy byliśmy na łące powiedziałam.

- No dobrze. Skoro już tu jesteśmy, Firebolt, to pokarz mi jak się lata.

Wystartował łagodnie, tak żebym mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Firebolt wykonywał ruchy skrzydłami jakby zgarniał powietrze pod siebie. Próbowałam to powtórzyć. Zamknęłam oczy i ... otworzyłam je będąc w powietrzu. Wow. Fajne uczucie. Dobra teraz zacznij lecieć. Firebolt już wystartował, ale kręcił się blisko mnie, wrazie gdybym spadła, żeby zdążył mnie złapać. Leciałam jakieś 3 metry nad ziemią. Powietrze muskało delikatnie moją skórę. Byłam jak zaczarowana. To uczucie przypomniało mi dotyk Denvera. Delikatny, ale stanowczy, miły i pocieszający. Spojrzałam na niego. Dopiero teraz zorientowałam się, że leży na łące i się śmieje. Przygląda mi się. Był ubrany w czarne jeansy, czarne glany i czarny T-shirt. Co on ma z tą czernią? Żałoba, czy co? Kurwa, co ty wypierdalasz, Raven?! Myślisz o Denverze jak o swojej sympatii!!! Spierdalaj wewnętrzny głosie! On jest przystojny i rzeczywiście mi się podoba. Wylądowałam na ziemii, a on odrazu do mnie podbiegł.

- Nieźle Ci idzie!

- Co ty o tym wiesz? Przecież nie latałeś!

- I tu się grubo mylisz! Mam parę skrzydeł gryfów, jeszcze z czasów wojny.

- Musisz mi sie koniecznie pokazać! O! I jutro mam zamiar poćwiczyć strzelanie i rzucanie. Muszę sprawdzić nową broń.

- Dobra, to dobry plan. A teraz wracajmy do zamku, Firebolt! Trafisz do stadniny, nie?!

Odpowiedziało mu rżenie pegaza.

Kiedy wracaliśmy, objął mnie w talii ramieniem i pocałował w policzek. Ja go chyba naprawdę kocham ?


I jak wam się to podoba? ★-ujcie i komentujcie! Koniecznie!
julka486♥♥♥; *

Z Czasem przychodzi ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz