Fear For Nobody

1.5K 88 48
                                    

Stanęło mi serce. Z tego co pamiętam nigdy w życiu nikt nie zapytał mnie o numer, zawsze ja o niego pytałam.

- Jasne, oczywiście. - Wklepałam do jego komórki swój numer telefonu. Na jego twarzy zagościł śnieżno biały uśmiech. Wszyscy zaczęli wychodzić z hali, nie do końca wiedziałam co się dzieje, byłam zbyt skupiona na osobie Damiano.

- To już koniec?

- Na to wygląda.

- Dopiero dwudziesta,dasz się wyciągnąć na kawę?

- Chętnie.

- Zrobiło się zimno jak cholera. - Byłam w białej sukience, która idealnie opinała moje ciało, nie miałam rajstop ani żadnej bluzy przy sobie. W pewnej chwili Damiano odwiązał swoją bluzę i zarzucił ją na moje plecy.

- Zapnij ją bo się przeziębisz. - Niechętnie włożyłam ręce do rękawów bluzy i ją zapięłam. Pachniała jego intensywnymi perfumami, cholera.

- Masz tylko koszulkę, nie będzie ci zimno?

- O mnie się nie... - Nie dokończył ponieważ jego telefon zaczął dzwonić.

- Hej Vic
- ...
- Jestem na spotkaniu, nie mam czasu
- ...
- Ze znajomą, poza tym dlaczego mnie kontrolujesz i mieszasz w nie swoje sprawy?
- ...
- Jak to Giorgia?
- ...
- Kpisz sobie ze mnie?
- ...
- Zaraz będę, powiedz żeby poczekała bo musimy sobie porozmawiać, do zobaczenia.

- Coś się stało?

- Strasznie cię przepraszam, muszę wrócić do domu. Mam ważną sprawę do załatwienia, do zobaczenia Amber.

- Cześć. - Ze swojej torebki wyjęłam smartfona, wykręciłam numer do brata i czekałam aż ten cholerny leń odbierze.

- Hej Frank, podjedziesz pod centrum handlowe, bo mam daleko do przestanku a tramwaj dopiero za godzinę?

- No jasne, spoko, a ciebie czemu wywiało az pod centrum? Od hali trochę tam jest.

- Umówiłam się ze znajomym ale miał ważna sprawę do załatwienia.

- Będę za 15 minut.

- Dzięki.

I w tym momencie zorientowałam się że Damiano nie zabrał swojej bluzy. Już mówiłam że świetnie pachnie?

Bezczynnie stałam dwadzieścia minut w oczekiwaniu na brata. Jeśli ten pieprzony frajer nie zjawi się tutaj w przeciągu dwóch minut, osobiście powyrywam mu kłaki z łba. Jak na moje zawołanie zaparkował na wolnym miejscu parkingowym i wysiadł z samochodu.

- Cześć siostra! Muszę pójść do sklepu, zaraz wrócę! - Jak poparzony pobiegł w stronę centrum handlowego i wbiegł do środka. Wykończona wsiadłam do samochodu zajmując miejsce pasażera.

Mama: Gdzie jest mój samochód?

Rzucało mi się na myśl w dupie, ale doskonale wiedziałam że nie mogę tego napisać. Ale tak, faktycznie, Frank zakosił matce samochód. Sęk w tym, że nie dostanie za to Bóg wie jak długiego wykładu, to ja go dostanę, bo nie wróciłam do domu na nogach, tramwajem, metrem czy autobusem.

- Frank go ma, przyjechał po mnie - Odpisałam.

Mama: Bozia nie dała nóżek?

Tyle razy powtarzano nam na lekcjach i na rekolekcjach: Wasi rodzice was kochają. Chyba nie w tym przypadku Pani psycholog i  księdzu rekolekcjonisto. Nigdy nie dostałam pd nich choćby złamanego grosza, wycieczki klasowe opłacała mi ciocia, na ubrania zbierałam sama, o swoich potrzebach nawet nie wspominam.

Oops I did it again... // Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz