16

544 42 12
                                    

[Naruto]


Wychodząc z tym staruchem przy pomocy jego ochroniarzy, niestety byłem zmuszony do wejścia do jego samochodu, siłą rzecz jasna. Szarpałem się, ale co to dało? Nic. No właśnie, nie mogłem nic zrobić.
Przez całą drogę, próbował się do mnie dobierać, a na co ja, go biłem. Niestety staruch zamknął drzwi, więc nie mam możliwości ucieczki.

- Więc masz na Imię Naruto?- Zapytał chcąc złapać mnie ponownie za udo, ale odsunąłem się od niego.- Nie musisz się mnie bać.

- Chyba widocznie muszę.- Odparłem już tak poddenerwowany, że mógłbym roznieść ten samochód.

Siwiec położył dłoń na moim kroczu. Przez co warknąłem.

No debil.

- Łapy przy sobie gnoju! Ci chyba już nie staje, co? Więc łapiesz za cudze.- Powiedziałem zabierając jego obleśną rękę z moich spodni.

- Gdybyś zobaczył... co nie długo się stanie.- Odparł mając na twarzy obleśny uśmiech.

- Co mam zobaczyć? opadającego. Yhy... to ja podziękuję.

- Oj zdziwisz się kochany.

- Widziałem nago Sasuke, więc nic mnie już nie zdziwi. Przynajmniej on ma co pokazać, a ty... czekaj nic nie widzę tam na dole... 3 centymerty? 2? Nie jednak 1.- Powiedziałem, niestety patrząc na jego spodonie, w których nie było naprawdę nic.

A czego ja się mogłem spodziewać.

- Grabisz sobie.

- Liście? Jeszcze nie grabiłem, a masz dla mnie taką fuchę? Ja chętnie, by tylko zdala od ciebie.- Powiedziałem, czując, że zamknąłem mu przestarzałą gębe, na przynajmniej pół godziny.

Przez całą drogę nie odezwał się już ani słowem. Co mnie cieszyło. Jednak dalej te łapy wędrowały tam gdzie nie powinny i pewnie gdybym nie miał związanych nóg i talli, to rzuciłbym się na niego i pewnie już by go nie było. Ale co poradzić.

Nagle samochód stanął, przez co staruch wysiadł, pokazując dłonią, że mam wyjść.

- Pyf! Nigdzie nie idę.- Prychnąłem, przez co siwiec chyba się zdenerwował i złapał mnie dość mocno i rozwiązał.

Szarpnął mnie całym ciałem w stronę wyjścia, szarpanina z nim nic nie dała, a przez to dostałem dodatkowego kopniaka w brzuch.

- Tsk! To bolało ropucho!- Krzyknąłem trzymając się za brzuch.

- To trzeba było słuchać.

- To mnie puść i nie będziesz miał kłopotów- Dodałem próbując stanąć na nogach.

- Nie ma mowy, kupiłem cię za sto baniek.

Chodzi mu o takie bańki do dmuchania?

Po chwili kłócenia się, co również też nic nie dało, bo zostałem wepchnięty, przez jego apostołów do jakiegoś budynku.

[Sasuke]

Nagle wszyscy moich ochroniarzy, weszli niczym poparzeni do mojego gabinetu. Chciałem już ich wyprosić.

- Szefie! Tego blodnyna nigdzie nie ma!

- Hy! Jak to? Mialiście go pilnować!- Krzyknąłem lekko wściekły, przerywając w środku pracy.

- Ale przed naszym spotkaniem również go nie było.

- Nie wiem, może jest w ubikacji albo ogrodzie.- Odparłem obojętnie, chcąc wrócić do mojej pracy.

- Nie ma, przeszukaliśmy już wszystkie zakamarki. Proszę nam uwierzyć.

- To poszukajcie jeszcze raz, przecież gdzie mógł się schować?

- Al... No dobrze.

Wszyscy wyszli z gabinetu, przez co odetchnąłem.

Nie będą mi przeszkadzać, pewnie bym ich popieprzył, ale jakoś mam do nich sentyment.

Wróciłem do mojej wcześniejszej czynności, po czym zasnąłem, przy papierach.

♡ W Objęciach ♡ [SasuNaru]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz