Nawyki.

394 35 4
                                    

  Samochód zatrzymał się na podjeździe. Wyjrzałam przez szybę, a moim oczom, ukazał się mały, dwu piętrowy dom. Jego ściany, były zrobione z jasnych, drewnianych bali. Ekstrawagancki, bo jakżeby inaczej? Moja matka, nie kupi niczego, co nie jest ekskluzywne i drogie. Wszystko musi być urządzone ze smakiem, bo Przepych, to jej drugie imię.

-Chani, długo mam jeszcze na Ciebie czekać, księżniczko?- odezwała się do mnie, szyderczym głosem.

  Mój wzrok, automatycznie kieruje się w jej stronę. Jest ubrana w czarne dopasowane spodnie, koszulę i czarny żakiet. Strój godny najlepszej pani adwokat, w całej Wielkiej Brytanii. Jak zwykle, jest pięknie pomalowana i nawet nie wygląda na zmęczoną po ośmiu godzinach jazdy.

-Już idę.- wysiadłam szybko z samochodu, dbając o to, aby przypadkiem długi rękaw, mojej bluzy nie podwinął się.

-Piękny, nieprawdaż?- moja matka, zachwycała się domem.- Kosztował mnie majątek, więc postaraj się czegoś nie zniszczyć. Najlepiej to w ogóle, niczego tam nie dotykaj!

-Dobrze, matko.- odpowiedziałam chłodno.

  Dlaczego ona mnie traktuje, jakbym była dla niej, złem koniecznym?

-Weź kartony i nasze walizki z bagażnika. Tir z resztą rzeczy, powinien przyjechać jutro.- mówi do mnie, na odchodnym.

****

-To już ostatni.- mówię, stawiając karton w salonie.

  Oczywistym jest to, że mi nie podziękowała. Nigdy tego nie robi. Nie zaszczyci mnie nawet spojrzeniem, traktując tak, jakby mnie w ogóle nie było. Jeszcze parę lat temu, byłoby mi smutno z tego powodu.

  Gdy mam wyjść z pokoju, potykam się o własne nogi. Upadam z hukiem, przy okazji niszcząc jakiś karton.

  Szybko się podnoszę, naciągając bardziej rękawy. Poprawiam szybko okulary i obserwuję nerwowo, poczynania mojej matki. Oberwie mi się.

-Patrz, jak chodzisz łamago!- krzyczy moja matka, podbiagając do pudełka. Wzdycha z ulgą, gdy okazuje się, że zawartość nie uległa zniszczeniu.- Jak można być taką ofermą? Nic nie potrafisz porządnie zrobić! Nic! Jesteś beznadziejna! Istna ofiara losu z Ciebie, Chani!

  Czuję ukłucie w sercu. Wiedziałam, że moja matka mnie nienawidzi i że żałuje, że mnie urodziła. Sama mi to powiedziała. Spokojnie, bez krzyków, kłótni czy czegokolwiek. Patrzyła mi wtedy prosto w oczy i powiedziała, że nigdy mnie nie chciała. Mimo to, jej słowa mnie zabolały. Cięły niczym noże, pozostawiając głębokie rany, w mojej i tak już zniszczonej duszy.

  Nigdy nie miałam, silnej psychiki. To przez co przeszłam, w poprzedniej szkole, zniszczyło mnie doszczętnie, zarówno fizyczne, jak i psychicznie.

  Zaczęłam nienawidzić samej siebie. Swojego ciała, wagi, włosów, twarzy, nawet charakteru. Po prostu, całokształtu swojej osoby. Jestem taka słaba..

  Jedyną rzeczą, która podoba mi się we mnie są moje oczy. A dokładnie ich kolor: lazurowy. Mam je po tacie, bo Caytlin, zwana również moją matką, ma czekoladowe tęczówki.

-Jesteś żałosna.- kwintuje.

-Przynajmniej to mam po Tobie.- mówię spokojnie.

  Biorę swoją malutką walizkę i kieruję się do swojego pokoju na piętrze.

-Jeszcze z Tobą nie skończyłam rozmawiać!- krzyczy za mną Caytiln.-Wracaj tu!

  Słyszę jak idzie za mną. Jej botki, uderzają o lakierowaną powierzchnię dębowych schodów, a dźwięk roznosi się echem, po całym holu.

  Czuję jak jej dłoń, zaciska się na moim ramieniu, a następnie kobieta odwraca mnie do siebie. Spoglądam w jej oczy. Jest zła i to bardzo.

-Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!- wrzeszczy.- Ty mała, niewdzięczna smarkulo! Nie dość, że Cię żywię, masz gdzie mieszkać i w co się ubrać, to jeszcze mi tak odpłacasz?! Poświęciłam dla Ciebie wszystko!

  Jej dłoń z impetem ląduje na moim policzku. Za chwilę, dostaję w drugi policzek. Zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać. To nie pierwszy raz, gdy mnie uderzyła. Bywało gorzej.

  Odpycham Caytiln od siebie, zanim zdąży uderzyć mnie trzeci raz. Wpadam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi na zamek. Rzucam walizkę na łóżko. Opieram się od drewnianą powierzchnię, a w mojej głowie panuje chaos.

  Jak ona tak może? Przecież jestem jej jedyną córką. Dlaczego nawet w niej nie mam wsparcia? Dlaczego mnie nie oddała, skoro mnie nienawidzi?

  Wszyscy się ode mnie odsunęli. Nie mam przyjaciół, znajomych, rodziny. Nie znam nikogo ze strony matki. Nie wiem nawet kim był mój ojciec, Caytiln nigdy mi o nim, nie opowiadała.

  Zanoszę się głośnym płaczem. Moje policzki,  nadal strasznie pieką. Wręcz płoną. Zsuwsm się po powierzchni drzwi i podkulam nogi pod brodę. Jest mi tak strasznie źle na tym świecie. Nikt mnie nie kocha, ani się mną nie interesuje.

  Podrywam się szybko i podchodzę do walizki. Wyciągam z niej kosmetyczkę i kieruję się do mojej własnej łazienki.

  Staję naprzeciw lustra i przyglądam się sobie. Wystające kości policzkowe, blada cera z tysiącami piegów, duże błękitne oczy, lekko zapadnięte policzki, które zdobią czerwone ślady po uderzeniu... Na nosie mam duże czerwone okulary. Długie brązowe włosy, opadają mi falami na twarz.

Mam na sobie o wiele za dużą, szarą bluzę z nadrukiem, sięgającą mi za tyłek, a także czarne rurki. Całość dopełniają czarne Conversy za kostkę.

Ściągam z siebie bluzę, wraz z koszulką. Gdy znów patrzę w lustro zalewa mnie fala obrzydzenia do samej siebie. Śmiało mogę sobie policzyć wszystkie żebra. Mimo to wiem, że nadal jestem niewystarczająco chuda. Ludzie też to widzą i patrzą się na mnie z pogardą gdy koło nich przechodzę... siadam szybko na podłodze, żebym nie musiała dłużej patrzeć na siebie. Gruba świnia.

Swój wzrok kieruję na swoje ręce. Zdobią je miliony nacięć. Uśmiecham się lekko. To właśnie mój sposób na zapomnienie. Nie znam innego i nawet nie chce zmiany.

Sięgam po moją kosmetyczkę. Na samym dnie, znajduje się moja jedyna przyjaciółka. Tylko ona mnie nigdy nie opuściła.

Czasami, chciałabym żyć w Innym Świecie.

Another World. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz