Przyjaciółka.

319 31 3
                                    

  Od kilku dni, mam wrażenie, jakby ktoś mnie śledził. Nie czuję się zbyt bezpiecznie.

  Powiem szczerze; strasznie się boję, zwłaszcza odkąd zobaczyłam, na skraju lasu, czarnego wilka. Najbardziej przerażające jest to, że był ogromny! Trzy razy większy od normalnego. To dość... niepokojące.

  W szkole jak to w szkole; ciężko. Ale to w końcu druga klasa liceum. Musi być ciężko.

  Co do Meredith, tej rudowłosej piękności, to jak na razie, nie próbowała niczego wobec mnie. Owszem, gdy chodzę po korytarzach, widzę jak mi się przygląda razem ze swoimi przyjaciółmi, ale nie zrobiły mi jak na razie nic.

  Nie mogę jednak, pozbyć się wrażenia, że ta mała coś knuje. I wiem, że to nie będzie nic miłego.

  Wchodzę na stołówkę, standardowo, nie biorąc nic do jedzenia. Siadam w najbardziej oddalonej od innych ławce, którą zwykłam już, nazywać swoją. Siadam tutaj już trzeci tydzień, więc jest moja.

  Wyciągam swój telefon i zaczynam się nim bawić. Nie mam tu żadnych przyjaciół. Nawet ich nie szukam, bo i po co? I tak, prędzej czy później, wyprowadzimy się. Z resztą, nikt jeszcze nie wykazał się chęcią, poznania mnie, więc ja też nie muszę.

  Ludzie ze szkoły szybko zapomnieli o incydencie z początku roku, zajmując się swoimi sprawami. Nie jestem w centrum zainteresowania, co bardzo mi odpowiada.

-Yy.. przepraszam..?- słyszę męski głos, na co unoszę szybko wzrok.- Wolne?

  Przez chwilę przyglądam się chłopakowi. Czarne włosy, ciemne oczy, śniada cera.. dobrze zbudowany i wysoki. Przypomina trochę azjatę, ale czy ja się znam? Wracam wzrokiem na ekran mojego telefonu, wzruszając ramionami.

  Weź sobie to krzesło i idź już. Myślę, czując jego wzrok na sobie.

  Chłopak zamiast sobie pójść, siada naprzeciw mnie. Wzdycham sfrustrowana. Chce być sama!

-Hej, jestem Cammen. Dopiero co, się przeprowadziłem.- mówi do mnie, przerywając ciszę.

  Spoglądam na niego. Uśmiecha się szeroko, aż dziw, że nie bolą go od tego policzki.

-Chani.- odpowiadam, znudzona.

-Chani..- powtarza.- Ładnie. Ale to nie jest Twoje pełne imię, prawda?

Krztuszę się powietrzem na jego słowa.

-S.skąd wiesz?- pytam zdziwiona.

  Nigdy nikomu nie mówiłam, jak mam na imię. Nawet nauczyciele nie wiedzieli, bo nie było tu dzienników, co swoją drogą było dziwne.

-No bo, imię Chani, brzmi jakbyś była z Chin czy Japonii, a nie wyglądasz na azjatkę.

-Litchanye.- mówię, unosząc brew wysoko do góry.

  Tak, moja matka musiała być nieźle naćpana, gdy dawała mi tak na imię. Czekam na salwę śmiechu z jego strony, co o dziwo nie następuje. Zamiast tego, chłopak głęboko się nad czymś zamyślił.

-Ładnie.- odpowiedział w końcu, uśmiechając się szeroko.- Miło mi Cię poznać, Litchanye.

-Yhym..- odpowiadam, wpatrując się w punkt za jego plecami.

  Idź. Już. Sobie. I. Nie. Rozmawiaj. Do.  Mnie. Więcej. Błagam go w myślach. Niestety, to nic nie daje.

-Jak długo, chodzisz do tej szkoły?- zagaduje, przez co mój wzrok, ponownie ląduje na jego twarzy.

-Od rozpoczęcia. Przeprowadziłam się z tu z matką, na tydzień przed pierszym września.

-Czyli, to nie będzie dla Ciebie problemem, jeśli poproszę Cię o oprowadzenie mnie po szkole?- uśmiecha się szeroko.

Another World. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz