Pierwsze spotkanie.

210 31 4
                                    

Biegła ile sił w łapach. Była niesamowicie zmęczona, ale coś, nie pozwalało jej się zatrzymać.

Przerażenie. Nawet jeżeli wcześniej, to uczucie, opuściło jej drobne ciało całkowicie, tak teraz powróciło, ze zdwojoną siłą.

Była przerażona tym, czym się stała, była przerażona tym, co zrobiła. Ale najgorsze w tym wszystkim, było to, że w momencie, gdy zabijała kolejnych ludzi, czuła niesamowitą satysfakcję.

W momencie, gdy zadecydowała się zaatakować, czuła się tak, jakby to ktoś przejął nad nią kontrolę i kazał jej to zrobić. Wszystko wokół, stało się szare. Tylko ludzie byli czerwoni i to niesamowicie ją zdenerwowało.

Nie zdawała sobie jednak sprawy, że to było jej drugie ja. To, żądne krwi i ofiar. To, dzięki któremu stała się tym, czym jest. Głęboko związane z jej dziedzictwem i kastą, ponieważ Chani, nie była zwykłym zmiennokształtnym.

W jej krwi, płynęła jeszcze krzta innej magii, bardziej mrocznej i dzikiej. Jej natura, była nie do poskromienia, była jak sam las piękna i dzika.

Niestety dziewczyna jeszcze nie zdawała sobie sprawy, bo gdyby tak było, mogłaby zapobiec nieszczęśliwym wydarzeniom.

Zevran nadal był w miejscu, w którym zostawił go, ten dziwny, mały, biały wilczek.

Nie mógł wyjść z podziwu, co do jego umiejętności, czymkolwiek on był. Przez chwilę rozważał nawet możliwość, że któraś z Wiedźm, rzuciła jakieś zaklęcie, ale tak szybko, jak o tym pomyślał, tak szybko uznał to, za głupi pomysł.

Żadna z Wiedźm, nie mogłaby stworzyć nic, co by żyło, ponieważ byłoby to wbrew prawom natury, a on ewidentnie słyszał, jak wilczkowi bije serce.

Nagle do jego umysłu, nadleciały myśli kilku członków sfory, którzy odpowiedzieli na jego wezwanie.

Namib, Lorn, Lathres i Heyn, pędzili w jego stronę, wyjąc przeraźliwie. Nie mieli zielonego pojęcia, co się stało z ich przyjacielem, ale widzieli, że nic dobrego, ponieważ Zevran miał niesamowity talent, do pakowania się w kłopoty.

Byli w stanie wyczuć jego obecność, która niestety, z każdą minutą zaczęła zanikać. Wiedzieli, że jeżeli się nie pospieszą, to stracą jego trop, co równało się z tym, że ich przyjaciel umrze.

Litchanye, czuła się źle z tym, że zostawiła czarnego wilka, samego. Coś wewnątrz niej, kazało jej tam wrócić i jakoś mu pomóc.

Jeżeli tego nie zrobisz, on może umrzeć. szeptał jej, jakiś głosik.

Bała się tam wrócić. Bała się zastać tego, co tam pozostawiła.

Istniało też, duże prawdopodobieństwo, że wilk umarł, zważając na jego obrażenia.

Wbrew zdrowemu rozsądkowi, zawróciła.

Nie mógł tam zostać w tamtym miejscu. Za bardzo pachniało w nim śmiercią i wampirami.

Mimo bólu jaki sprawiał mu każdy krok, parł dumnie na przód.

Już teraz czuł, jak wszystkie jego rany, zaczynają się samoistnie zasklepiać. Czuł to i niesamowicie się tego bał, bo nie miał pewności, czy wszystko zostanie wyleczone prawidłowo.

Jednak pomimo tego, że jego ciało się regenerowało, on sam, opadał z sił. Każdy kolejny krok, przyprawiał go o niesamowity ból, a oczy zaczęły palić go niemiłosiernie.

Oznaczało to tylko jedno: jakimś sposobem, do jego organizmu, dostała się wampirza krew, która pożerała go od środka. Była niczym zaraza i nie sposób było się przed nią ochronić.

Wynikiem tej zarazy, zawsze była śmierć.

Ani się spostrzegł, jak opadł swoim wielkim cielskiem, na ziemię. Dyszał głośno i ciężko. Czuł, jakby coś żarło i paliło go od środka. A zanim, jego powieki zdążyły opaść, przed jego oczami, zamajaczyła się mała biała postać.

Śmierć? pomyślał, zanim zemdlał.

Jego świadomość już prawie wygasła i zaczęli tracić nadzieję na odnalezienie swojego przyjaciela.

Marathari nas zabije. wyjęczał Namib. Już czuję jej gniew.

Nie przesadzaj. odpowiedział mu Res. Znajdziemy go. Musimy.

Byli przerażeni. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby Zevran wyciął im taki numer.

Jakim idiotą trzeba być, żeby udać się w samotną wyprawę! krzyknął Lorn.

Nie u każdego z wiekiem, przychodzi też mądrość, Lo. odpowiedział mu Heyn.

Właśnie. Zevran, mimo iż był trzydziestoletnim mężczyzną, nie grzeszył zdrowym rozsądkiem. Był typem niespokojnej duszy i wiecznym poszukiwaczem przygód.

Ten kretyn, powinien zostać w Val Royeaux i szkolić swojego kuzyna! ciągnął Lathres.

Powinien. zgodzili się wszyscy.

W końcu dotarli do małej polany, a pobojowisko, jakie na niej zastali, wprawiło ich w osłupienie. Co najmniej piętnaście ludzkich ciał i sześć wampirzych, leżało porozrzucanych i porozrywanych po całej polance i w jej pobliżu.

Słodki zapach wampirów, wymieszany z zapachem ludzkiej krwi, palił niesamowicie ich wyczulone nozdrza.

Nigdzie jednak nie zauważyli ani nie wyczuli ich przyjaciela. Nagle, usłyszeli głośne ujadanie.

A szczek, wcale nie należał do ich przyjaciela.

Wstawaj. Proszę Cię! Wstawaj głupi stworze! krzyczała w myślach na czarnego wilka. Musisz się obudzić! Wstawaj bestio! wyskoczyła na niego i zaczęła ciągnąć go za ucho. Obudź się!

Kilka razy, obeszła jego ciało, trącając je nosem, chcąc zmusić go do wstania.

Skoro tyle przeszedł, to czemu teraz leży i tylko ciężko dyszy?

Nie rozumiała nic, co się tu dzieje, jednak coś kazało jej trwać przy boku wielkiego wilka.

Zaczęła na niego szczekać, chcąc go obudzić z letargu. Jednak jej próby, spełzły na niczym.

Nagle poczuła coś dziwnego. Zbliżyła swój nos do czarnego futra i obwąchała go dokładnie.

Jego zapach... pachniał nadzwyczaj dziwnie, bo nie tylko lasem, psem i ściółką. Po części, pachniał jak tamci ludzie, nienaturalnie słodko.

I znów, jakaś ciemniejsza część jej, kazała wbić swoje kły do jego karku i wpuścić dziwną substancję do jego krwiobiegu.

W końcu przybyli na miejsce, z którego pochodziło owo szczekanie, a to co zobaczyli, wprawiło ich w osłupienie.

Ich przyjaciel, leżał na ziemi, dysząc ciężko, podczas gdy, mały wilk, wbił swoje kły w jego kark i starał się go dobić.

Heyn, nie myśląc ani przez sekundę, zaatakował. Zanim jednak zdążył wtopić swoje zęby w skórę wroga, ten odskoczył zwinnie na bok i przybrał postawę gotową do ataku.

Pochylił się lekko do przodu, najeżył się i obnażył kły, z których skapywała krew ich przyjaciela i białawy płyn. Spojrzał na nich groźnie, po czym zawył przeraźliwie.

Już mieli ruszyć do ataku, gdy coś poruszyło się obok nich, skutecznie odwracając ich uwagę od białego wilczka, dzięki czemu, ten miał czas na ucieczkę.

Another World. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz