Na ratunek.

205 30 6
                                    

W końcu dodaję zwiastun! Podziękowania dla KaroLina361, za niego!

Pomocy!

To jedno słowo, ciągle i ciągle, brzmiało w głowach wszystkich Orlais, mimo że zostało ono wykrzyczane kilka godzin temu. Było dla nich znakiem, aby przygotowywać się do Wielkiego Marszu.

Wszyscy zmiennokształtni z całego świata, czuli przymus odpowiedzenia na wezwanie.

Starzy, młodzi, czarni czy też szarzy. Wszyscy, bez wyjątku.

Nikt nie mógł przejść obojętnie wobec tego niego, dlatego też zaczęli ponownie łączyć się w wielkie sfory, by razem, ramię w ramię dotrzeć do Przeznaczenia.

Żaden z Orlais, nie miał pojęcia, kto tak na prawdę ich wzywa i po co. Nie wiedzieli również, dokąd mają się udać, jednak podejrzewali, że po drodze znajdą odpowiedź. Radość rozlewała się w ich sercach, podświadomie czuli, że w ich życiu w końcu nastąpi zmiana na lepsze.

Dumnie, pod postacią wilków, przemierzali lasy, pola, stepy.. wytrwale dążąc za głosem, który był dla nich, najpiękniejszym dźwiękiem na ziemi.

Wiedźmy Voodoo, dzięki swym czarom, z łatwością kroczyły za nimi.

Nie mogli się doczekać momentu w którym w końcu poznają odpowiedź na wszystkie męczące ich dotąd pytania.

Nikt jednak nie domyślał się, jak straszne mogą być późniejsze wydarzenia. Żadna z przepowiedni, nie mówiła o ofierze, jaką będzie musiała ponieść społeczność zmiennokształtnych..

W Val Royeaux natomiast nikt nie poczuł tego, co czuli pozostali Orlais.
Co więcej; nie usłyszeli nawet wezwania.

Chronieni przez grubą warstwę magii, oraz sieć zaklęć Voodoo, nie mieli pojęcia o niczym.

Nawet o tym, że ich Wybraniec, jest tuż pod ich nosem i że to właśnie tej nocy, gdy księżyc był w pełni, po raz pierwszy w życiu, przeszedł przemianę.

Ich życie, toczyło się stale tym samym, nieprzerwanym rytmem.

Jak zwykle ruszyli tłumnie, patrolując swoje terytorium. Byli dumni z tego, że od tylu lat, udaje im się utrzymać tak duży teren i chronić go przed wampirami.

W pewnym momencie jednak, jeden z Orlais, kierowny chęcią przeżycia przygody, odłączył się od pozostałych.

Pognał na swoich czarnych łapach, w przeciwnym kierunku, w którym szli jego towarzysze i tak, znalazł się, poza granicami swojego terytorium.

Jego jedynym towarzyszem, był srebrny księżyc, który oświetlał jego drogę.

Żaden z jego przyjaciół, ani nikt inny, nie zauważył, że kogoś brakuje.

Zevran, jako że był jednym z najlepszych wojowników swojego klanu, tuż obok Namib'a, Heyn'a, Lathres'a i Lorn'a. Sądził iż spokojnie da radę pokonać grupę dorosłych wampirów.

Kierowany wizją zwycięstwa i chwały, jaką mu przyniesie pozbycie się kilku swoich wrogów, gnał przed siebie, nie bacząc na nic.

I tak, znalazł się kilometry od znanych sobie ziem. W pewnym momencie, natrafił na świeży trop.

Mocny zapach ludzkiej krwi wymieszany z paskudnie słodką wonią wampirów, świadczył tylko o jednym; byli niedaleko.

Czym prędzej ruszył w ich stronę. Jak się okazało, znajdowali się na małej polanie, a wokół ich stóp, walały się ciała.

Another World. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz