Rozdział 20

9K 448 41
                                    

Biorę głęboki oddech i łapię jak najwięcej powietrza. Na mojej idealnie umalowana twarz jest rozjaśniona uśmiechem a włosy opadają mi na plecy kaskadą pięknych złotych loków. Przez makijaż jak i sukienkę musiałam ukryć trud ostatnich godzin więc bez oporów nałożyłam więcej pudru i tuszu do rzęs. Możliwe, że zbyt bardzo podkreśliłam moje chwilowo zielone oczy ciemno brązowymi cieniami lecz idealnie komponują się z odcieniem złota. Dziś cała błyszczę jak złoto, bo moja sukienka cała nim połyskuje. Dzięki długim rękawom nie widać moich tatuaży oraz siniaka, który zrobił mi mój braciszek.

Jeszcze nigdy w życiu nie pokłóciłam się z nim tak bardzo jak wczoraj i wciąż od nowa powtarzam sobie, że muszę naprawić nasze stosunki. Jeśli myślałam, że sytuacja w Vegas sześć lat temu nas od siebie oddaliła to wczorajszy wieczór był dosłownie katastrofą w naszych relacjach. Kocham go nad życie ale jest zbyt opiekuńczy jeśli chodzi o moje życie. Wiem, że się narażam ale wychodzi na to iż nie mam innego wyjścia. Zrobiłabym dla każdego z nich sto razy bardziej niebezpieczne rzeczy albo nawet sprzedała duszę diabłu gdybym tylko miała taką możliwość. I wiem iż on też by to zrobił i dopiero teraz dochodzę do wniosku iż pewnie zachowałabym się w ten sam sposób co on gdyby był na moim miejscu. 

Po rozmowie z nim bardzo długo rozmyślałam nad tym co mam zrobić i jak wyplątać się z bagna w jakie wdepnęłam. Jestem świadoma ryzyka jakie ponoszę w tym momencie i tylko dzięki Ashowi nie panikuję. Jedyne rozwiązanie jakie przyszło mi do głowy nie spodobało się ani Lukasowi ani czarnowłosemu. Ten drugi uparł się iż będzie mnie obserwował z daleka co jest jeszcze bardziej ryzykowne niż moje zadanie. Nie może wpaść a co za tym idzie cały nasz klub.

Biorę głęboki wdech i podchodzę do wysokiego mężczyzny pewnie chwytając go pod rękę. Nie po raz pierwszy udaję kochankę i wręcz mam w tym wprawę ale po raz pierwszy mam mieszane uczucia co do mojego partnera. Wiem czym się zajmuje i jedynie zapewnienia Tella sprawiają iż nie panikuję w jego obecności.

-Rozluźnij się. - warczy do mnie czarnowłosy i po raz pierwszy patrzę mu prosto w oczy. Jest cholernie przystojny i nawet to iż jest starszy ponad dziesięć lat ode mnie nie odejmuje mu z wyglądu. Nie powiem jeśli chodzi o wygląd cholernie mnie pociąga, szczupły lecz bardzo umięśniony i w dodatku dobrze ubrany. No i sam fakt iż ma w sobie tą nutkę niebezpieczeństwa. No dobra nie tylko nutkę bo tak samo jak jego brat jest zahartowany w zabijaniu.

-Idę w paszczę lwa i w tym momencie w moich rękach jest nie tylko moje życie. - odpowiadam uszczypliwie.

-Uwierz mi, że nie tylko tobie to jest nie na rękę. Jeśli coś pójdzie nie tak dorobię się wojny. - odwarkuje.

-Czym przekonał Cię Ash, że się zgodziłeś mi pomóc. - pytam bo cholernie mnie to ciekawi.

W czasie kłótni mojej i Seta, Ash przyglądał się nam z tym swoim obojętnym spokojem. Nie powiem bo samo to iż jest tak obojętny mnie wkurzało i to ja się na niego wydarłam by coś wymyślił.

Tylko nie miałam pojęcia iż wpadnie na tak szalony pomysł by wykorzystać swojego brata, który właśnie wzdycha przeciągle i ze zgaszonym wyrazem twarzy odpowiada.

-Stwierdził iż mnie nie zabije.

-To chyba dobrze. - mówię i staram się przywołać uśmiech. - Może to jakiś początek.

-Dużo bym dał by cofnąć czas i nie stracić brata. - I w tym momencie widzę to o co nigdy bym nie posądziła Sharpa. On ma uczucia i strata rodziny bardzo mu ciąży. Może i dla niego życie ma jeszcze coś w zanadrzu a błędy w przeszłości jakoś uda mu się wymazać. Może też i naprawić.

-Oboje żyliście w kłamstwie i piekle. Na tyle ile można znać Asha wiem, że jemu nie jest łatwo z tym wszystkim. Może miną lata a może wieczność by Ci wybaczył. Jedyne czego jestem pewna to, że nie pozwoli Ci zbliżyć się do jego rodziny. Jeśli kogoś kocha to całym sobą a wiem iż ty też jesteś częścią jego życia, której nigdy nie zamknie.

Anabell Black Riders MC#5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz