12

2.2K 169 121
                                    

San naprawdę zaczął zachowywać się dziwnie. Nigdy nie spotkał nikogo kto był sierotą, nie wiedział co zrobić. Z jednej strony czuł do niego skruchę, z drugiej był zbyt wstrząśnięty by ją okazać. Zmył dokładnie resztki podkładu w ciszy, a potem wstał i wyszedł z łazienki licząc na to, że Wooyoung podąży za nim. Tak też się stało i razem zeszli do kuchni.

Choi usadził go przy stole samemu szukając czegoś w szafce. Wooyoung zorientował się, że robi herbatę, nie wiedział co ma zrobić, ubrać się, a może wyjść? Przecież San i dbanie o kogoś to dwie zupełnie inne rzeczy. Był przekonany, że robi napój dla siebie, dlatego zdziwił się kiedy San postawił przed nim parujący kubek.

- To dla mnie?

- Tak, ja nie piję herbat.

- Dziękuję- uśmiechnął się cicho biorąc ciepłe naczynie do dłoni.

San zniknął na chwilę za rogiem, a potem znowu pojawił się z bluzą z ręku, którą zarzucił na ramiona chłopca.

- Jesteś dziwnie miły- zauważył.

- Ja tylko wiem jak to jest od kogoś dostać. Nie czułem się wtedy zbyt fajnie i nie chcę żeby ktokolwiek się tak czuł, nawet ty.

- Ktoś cię pobił?

- Powiedzmy. Załóż tą bluzę, jest zimno.

Wooyoung odstawił kubek na stół, a potem powoli ubrał na siebie miękką bluzę w wtulił do niej policzek.

- Nie możesz teraz wrócić do...- ugryzł się w język zanim nazwał sierociniec domem.

- Możesz używać tego słowa jeśli ci wygodnie. To nic złego.

- Po prostu nie możesz tam wrócić. Grozi ci coś jeszcze?

- To nie wychowawcy mnie pobili. Przecież za to mogliby mieć duże problemy. Nie wróciłem na noc, więc zaostrzyli zasady i zabrali nam wszystkim telefony. Kilka starszych chłopaków chciało mi dać nauczkę. Gdybym powiedział to komukolwiek, to byłoby jeszcze gorzej.

- Kto to jest? Pogadam z nimi.

- Jezu odpalił ci się tryb strażnika praw ludzkich? Niedawno wcale nie różniłeś wiele od nich samych.

San poczuł się dotknięty na tą uwagą. Tak Wooyoung go widział? Jako napastnika, dręczyciela i oprawcę? Był czasem wredny i uszczypliwy, ale czy aż tak?

- Muszę wracać bo przegapię obiad i nie zjem nic do rana- chciał wstać, ale San docisnął go do krzesła.

- Zabiorę cię gdzieś, będziesz mógł zjeść ile chcesz, dobra?

- Przestań bawić się w bohatera.

- Mówię poważnie. Chcę pomóc.

Wooyoung miał masę powodów by odmówić, ale był był, głodny. Widział, że nie zdąży na posiłek, a nawet jeśli jakimś cudem dobiegnie na czas, to niczym nie będzie mogło równać się z posiłkiem od Sana.

San widząc na twarzy Wooyounga cień uśmiechu, sam nagle się rozpromienił i złapał za kluczyki leżące na blacie.

- Wsiadaj już do samochodu, muszę zamknąć dom.

- Gdzie jedziemy?

- Zobaczysz.

Gdy oboje wyjechali już z posiadłości, Wooyoung zorientował się, że dalej ma na sobie bluzę Sana. Popatrzył na czerwony materiał i uśmiechnął się nieznacznie czując zapach jego perfum.

- Podoba ci się? Możesz ją sobie zostawić.

- San, przestań. Traktujesz mnie jak ofiarę, ja nie chce żyć na czyjejś łasce. Tak, jest fajna, ale nie odzywaj się do mnie jak do zbitego psa.

FOOLS ¤ woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz