Wooyoung uważał, że jego życie jest tym zdecydowanie udanym.
Nawet jeśli nie zaczęło się zbyt szczęśliwie, to dożył czasów, które przynosiły mu naprawdę dużo satysfakcji. To prawda, że siedział w szkole po osiem godzin, a kolejne trzy spędzał w domu na sprawdzaniu klasówek i prac domowych. Faktycznie ogarniał większość domu, w tym sprzątanie każdych zakamarków i gotowanie obiadów, ale nie uważał tego za karę. Chciał takiego życia, zwyczajnego, domowego. San był całkiem inny, jego grafik był ruchomy, potrafił więc być poza domem kilka dni, a potem wracać i leżeć w łóżku bez żadnych ambicji. Nie było to przeszkodą, by mogli żyć w tym bałaganie razem.
Los złamał ich rutynę któregoś dnia, dając im na świat małego chłopca. Nie miał więcej niż trzy lata, kiedy Wooyoung przyjechał wraz z Sanem go odebrać. Nie było łatwo, walczyli o niego naprawdę długo, chodzili po sądach, musieli udowodnić, że są godni wychowania dziecka. Wooyoung w tym czasie przeżywał wiele załamań, bliski poddaniu się miał przy sobie Sana, który zawsze pomagał mu wstać.
Tamtego dnia zajechali pod szary budynek, który oboje dobrze znali. Wooyoung wyjrzał przez okno drogiego samochodu przyglądając się starym ścianom.
- Woo- San położył mu dłoń na nodze lekko ściskając.- Dasz radę.
- Co jeśli nas nie polubi?
San roześmiał się cicho i spojrzał na niego wymownym wzrokiem.
- Gadasz głupoty- złapał go za aksamitny policzek i pogładził delikatnie.- Nie ma takiej opcji Wooyoung. Pokocha cię.
To dodało mu zdecydowanie odwagi. Odwzajemnił nikły uśmiech i obaj wysiedli z samochodu. Stali tak chwilę przy maszynie patrząc się na budynek, każdy miał z nim inne wspomnienia, nie tylko te wesołe rzecz jasna. Wooyoung czuł się źle, może powinien mieć przeczucie, że czuje się tu pewnie, ale nie. Gdy raz stąd wyszedł, obiecał sobie, że więcej nie wróci w innym celu, niż ten obecny. I dotrzymał słowa.
Przełknął niepewnie ślinę i zadrżał. San widząc to złapał go za dłoń adorując jego piękną twarz. Był absolutnie zakochany w mężczyźnie, nie widział poza nim świata. Czasem gdy ten już spał, siadał pod drzwiami balkonowymi i patrzył się w gwiazdy pamiętając dobrze ich jedną z pierwszych szczerych rozmów.
Jest jedna gwiazda na ziemi, która sprawia, że całe to istnienie ma jakiś sens.
Te słowa do niego wracały co jakiś czas, raczej bez większego powodu. Przypominały mu o tym co przeszedł kiedyś Wooyoung i ile poświęcił by tylko zbliżyć się do Sana, nawet cieleśnie.
Gdy się kłócili, co było zresztą nieuniknione gdy mieszka się w jednym domu, te wspomnienia sprawiały, że San zawsze wybaczał. Widział wtedy w mężczyźnie małego chłopca, który płacze nad swoim losem i tym jak jest traktowany.- Damy radę, nic ci się nie stanie- powtórzył i razem weszli do środka.
Od tamtego czasu minęło trochę czasu, chłopiec zaczął traktować ich jak rodzinę. Był czasem nieco wycofany, ale to całkowicie normalne. Kiedy San tracił do niego cierpliwość, Wooyoung powtarzał, że nie może się tak zachowywać. To tylko dziecko, w dodatku bardzo skrzywdzone.
Przytulał go wtedy, nosił na rękach i czytał mu książki. San patrzył się na to nie mogąc uwierzyć jak wielkie szczęście ma. Oboje stworzyli dla niego lepszy dom niż sami mieli.Ojciec Sana nie spotykał się z nimi zbyt ochoczo, ale tolerował drogę jaką wybrał jego syn. Jego matka natomiast przychodziła bardzo często. Rozmawiała z Wooyoungiem więcej niż z Sanem, czasem zaczynał być nawet zazdrosny. Sam nie wiedział już o które z nich.
CZYTASZ
FOOLS ¤ woosan
FanficPopularność, zazdrość i uwielbienie- to Choi San uważał za najważniejsze w swoim życiu. Mógł mieć każdego, grał w drużynie koszykarskiej, kleiły się do niego dziewczyny, a pieniędzy zazdrościli mu nawet niektórzy nauczyciele. Jedyne czego nie miał...