San nie wiedział czemu zgodził się wyjść gdzieś z Wooyoungiem. Przede wszystkim nie wiedział nawet gdzie mają zamiar iść.
Spodziewał się jakiejś kawiarni, restauracji, nawet baru, a nie pomyślał o tak oczywistej rzeczy.- Dlaczego jesteśmy w bibliotece?
Wooyoung zaśmiał się cicho.
- Wiem co sobie o tym myślisz! Ale daj mi szansę.
Wooyoung przyprowadził go do Wielkiej biblioteki miejskiej, z dala od zgiełku i ruchu jaki panował na ulicy. Budynek w środku był znacznie bardziej okazały niż mogłoby się wydawać. Przypominał wiktoriańską posiadłość, ciemne drewno i półmrok tworzyły ciekawy nastrój.
Jednak nie zatrzymali w żadnej z alejek. Doszli na koniec biblioteki, gdzie znajdowały się wąskie, kręte schody. Cicho wspięli się na piętro, a potem jeszcze kilka pojedynczych stopni i długi korytarz.
Na końcu niego znajdowała się pusta przestrzeń, która okazała się swojego rodzaju balkonem z widokiem na całą bibliotekę. Znajdowali się teraz ponad regałami, widzieli wszystko z całkiem innej perspektywy.- Łał- San podszedł do balustrady spoglądając w dół.
- Podoba ci się? Prawie nikt nie wie o istnieniu tego miejsca. Lubię tu przesiadywać, uczyć się... Jest cicho i pusto.
Usiadł na wygodnym fotelu przy ścianie, a chwilę potem San zrobił dokładnie to samo.
- Serio w wolnym czasie opuszczając szkołę siedziałeś w bibliotece?
- A gdzie mam siedzieć? W domu jest głośno, cały czas mi przeszkadzają. Gdybym został za długo w szkole w końcu by mnie wygonili, a tu jest bardzo przyjemnie. Czasem nawet zdarzyło mi się zasnąć na tym fotelu.
- Serio tam jest aż tak źle?
- Źle? Nie... mam co jeść i gdzie mieszkać. Przepraszam, że nie mogę wydać na ciebie pieniędzy, ale nie dostałem kieszonkowego po tej imprezie. Byli trochę źli, ale już jest w porządku.
- A twoje...?
- Moje rany? Wszystko jest okej, już się goją, nie musisz się tym martwić.
- Wooyoung, dlaczego jesteś w sierocińcu?
- Bo nie mam rodziny San, serio jesteś aż tak glupi?
- Dobrze, ale musi być jakiś powód, co nie? Nie pojawiłeś się na tym świecie sam z siebie.
Wooyoung posmutniał, wbił wzrok w wielki żyrandol, a potem skulił się w wielkiej bluzie Sana tak, że nie było widać jego dłoni w długich rękawach.
- Mój tata odszedł zanim się urodziłem. Nie wiem kim jest, gdzie jest, nikt tego nie wie. Mama była jedynaczką, więc nie mam wujostwa, a dziadkowie zmarli dawno temu.
- A co z nią?
- Jest chora, nie może się mną zajmować.
- Jak długo tam jesteś?
- Od kiedy... skończyłem pięć lat? Jakoś tak. Nie pamiętam za bardzo, ale tak mi się wydaje.
- Tak długo? Ona aż tyle choruje? Nie ma domu ani nic gdzie mógłbyś zostać?
- San ona ma schizofrenię. Nie poznaje mnie, nie poznaje nikogo, nie jest w stanie funkcjonować. Zabrali nam dom kiedy przestala opłacać jakiekolwiek rachunki i narobiła sobie długów. Nie widziałem jej od ośmiu lat, wiem po prostu, że żyje.
- Przepraszam.
- Za to, że zwariowała?
- Za to, że zapytałem- odparł smutno żałując, że w ogóle zaczął ten temat. Mimo wszystko poczuł się raźniej z informacją, że Wooyoung ufa mu na tyle by mówić o swojej rodzinie.
CZYTASZ
FOOLS ¤ woosan
FanfictionPopularność, zazdrość i uwielbienie- to Choi San uważał za najważniejsze w swoim życiu. Mógł mieć każdego, grał w drużynie koszykarskiej, kleiły się do niego dziewczyny, a pieniędzy zazdrościli mu nawet niektórzy nauczyciele. Jedyne czego nie miał...