29

1.7K 138 209
                                    

Sobota była gorsza niż się spodziewał. Yunho dobijaj się do niego z każdej strony, ale San po prostu ignorował powiadomienia. Nie mógł o tym myśleć, nie mógł spojrzeć im w oczy bez poczucia wstydu.
Leżał w łóżku, napisał nawet kilka równań, ale patrząc na staranne pismo Wooyounga robiło mu się niedobrze. Na końcu narysował kilka serduszek.

"Brawo Sani, jestem z ciebie dumny!"

Teraz na pewno nie jest już dumny.

Zastanawiał się co teraz Wooyoung robi? Jest sam w sierocińcu, a może z kimś rozmawia? Nie, to raczej niemożliwe. Nie miał tam znajomych. Rzucił się na łóżko bez siły i spojrzał z oddali na kartkę od blondyna.

- Do dupy to wszystko.

- Ale tak kompletnie wszystko?

Zerwał się do siadu słysząc czyjś głos. Jego matka stała w drzwiach trzymając w dłoni kosz z praniem. Weszła do środka widząc, że jej syn zorientował się o jej obecności.

Usiadła na skraju jego łóżka i podała mu do ręki talerz z ciastkami.

- No... może nie wszystko- uśmiechnął się leciutko.

Gdy był mały miał z nią zdecydowanie lepsze relacje. Czasem nawet rezygnowała z pracy, żeby z nim zostać. Potem jednak awansowała, wraz z ojcem nie mieli już tyle czasu, więc zostawał u babci. Nie miał jej tego za złe, ale nadal było mu czasem trochę przykro.

- Coś się stało San?

Brzmiała oschło. Mimo dobrych intencji wyzbyła się wewnętrznego ciepła już lata temu.

- Myślisz, że miłość jest w życiu ważna?

Kobieta drgnęła, a potem spojrzała na niego z wielką troską.

- Nie mogę ci na to odpowiedzieć.

- Dlaczego?

- Bo wybrałam jej brak.

San nie rozumiał. Przecież jego rodzice bardzo się kochali. Kiedyś...
Wyglądała na wytrąconą z równowagi tym pytaniem. A to go drażniło.

- Ale przecież...

- San, zobacz jaki mamy piękny dom. Masz wszystko czego zechcesz, mieszkamy w cudownym miejscu, stać nas na wszystko.

- Ale...

- Czasem trzeba wybrać- wymusiła uśmiech gdy ponownie weszła mu w słowo.

- Uważasz, że to dobra decyzja?

- Nie- odpowiedziała od razu, jakby już dawno zaplanowała sobie tą odpowiedź.

Uśmiechnęła się i wzięła jedno ciastko z talerza. Nigdy nie odbył chyba z nią bardziej szczerej rozmowy w całym swoim życiu. Podniosło go to na duchu.

- Ale gdyby na szali była cała moja przyszłość?

- San. Nie wygłupiaj się- mówiła spokojnie i stanowczo.- Nie ma czegoś takiego. Jeśli kogoś kochasz to wiesz co wybrać.

- Nie wiem.

- Więc nie kochasz- wstała zostawiając świeże pranie na miejscu gdzie przed chwilą siedziała.

- Ja po prostu nie wiem! To zbyt... trudne.

- San ja wybrałam pieniądze. Czy zrobiłam dobrze? Za późno, żeby o tym myśleć. Ale ty masz jeszcze czas.

Zbliżyła się do wyjścia, ale zatrzymała się w progu, choć nie odwróciła się do niego twarzą.

- To ten matematyk, tak?

FOOLS ¤ woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz