29

55 2 0
                                    

| Krew na śniegu |

✴️

Dziwnie się czuję
ni to spokojnie,
ni niebezpiecznie...
Wszystko przeplata się w ogniu żałosnym,
kiedy szukam twego wzroku,
kiedy myślę o tej nocy.

Powiedz mi,
co cię gryzie,
czemuż niemiły i niespokojny,
a w twych oczach igra coś niebezpiecznie,
coś na pozór sztormu
albo lekko wzburzonego oceanu.

Jednak później pustka wypełnia twe oczy,
te szare i czyste,
których mrok pałętał się zawsze.
Teraz są puste,
lekko zamglone,
pomóż mi i powiedz,
że też dziwnie się czujesz.

✴️

Kolejny zwyczajny dzień w Hogwarcie. Niby zaczął się zwyczajnie jak każdy inny poranek, jednak czuć było jakąś dziwną atmosferę, która psuła pierwsze godziny od samego rana. Za oknami ukazywał się biały puch oraz łyse drzewa, które tworzyły piękną aurę, lecz nie było słońca na niebie, promieniując światłem i lekko ogrzewając zmarznięte policzki. Zamiast tego w oczach emanowały szarawe chmury wyglądające, jakby zaraz miał zacząć się huragan strącający każdą przeszkodę, która była zbyt lekka i bezsilna. Mroczne korytarze, które mimo poranka zawsze mieściły między swoimi murami głośne rozmowy rozbudzających się uczniów, teraz były głuche i ledwo słyszalne. Ich mrok okrył jeszcze bardziej wiszące na ścianach portrety, na których zbierał się kurz przez nikogo nie sprzątnięty od tygodni. Wszystko wyglądało jakby zamarło w miejscu, a jedynie płatki śniegu za oknami, mogły się bez zakazu poruszać, opadając powoli na swoje przeszkody.
Tego poranka również Brooke była nieswoja, a nasilający się ból głowy w skroniach, powodował zamazany obraz w oczach oraz niemiłosiernie przeszkadzający pisk w uszach. W dormitorium nie było nikogo prócz niej, ponieważ tego dnia zrezygnowała ze śniadania będąc zbyt zmęczona, aby wstawać z łóżka. Ubrana w mundurek obowiązujący w szkole, chwyciła różdżkę leżącą na łóżku oraz potrzebne książki. Ostatni raz spojrzała w stronę pomieszczenia, omiatając go wzrokiem i spoglądając czy, aby na pewno wzięła wszystkie potrzebne rzeczy, aby później nie wracać po nie. Wyszła z dormitorium, zastając w Pokoju Wspólnym tylko kilka znajomych twarzy, a następnie ruszyła w stronę Wielkiej Sali, by wziąć do ust chociaż kawę, która złagodziła by minimalnie jej natręty ból w skroniach. Po samym bólu głowy wiedziała, że ten dzień nie będzie dla niej szczodry, a sama zapewne chwyci kilka uwag lub niepotrzebnych problemów. Przechodząc obok nastolatków stojących przy ścianach lub również idących do jakiegoś celu, poczuła się nieswojo czując na sobie wzrok prawie każdego ucznia. Nie wiedziała jaki jest zamiar wszystkich obserwujących, jednak mimo to dalej kroczyła z uniesioną do góry głową, pomijając fakt, że jej zaczerwienione oczy bolą i szczypią, a sama czuje się ociężała jakby miała zaraz paść i nie podnieść się nigdy więcej. Dochodząc do Wielkiej Sali starała się zignorować informację, iż wszyscy spoglądając na nią jakby co najmniej zamordowała osiem osób, a następnie wyrzuciła ciała do jeziora. Weszła do wielkiego pomieszczenia, wzrokiem od razu wychwytując swoich przyjaciół śmiejących się do ostatniego tchu i rozmawiających jakby nie widzieli się od roku, ruszając w ich stronę. Stanęła przy stoliku i usiadła na wolnym miejscu obok Angeliny, która uśmiechnęła się do niej, kiedy przechodziła obok.

- Ten dzień jest jakiś dziwny... Niech się już skończy.- powiedziała masując swoje skronie, które w dalszym ciągu boleśnie pulsowały. Spojrzała na stolik widząc, że An zdążyła nalać jej kawę do naczynia, nim ta skończyła się, na co czarnowłosa uśmiechnęła się w jej stronę w podzięce. Chwyciła naczynie, przykładając je do ust, i upijając spory łyk kawy, czując jak ból rozchodzi się po czaszce, jednak po chwili znowu wracając.

Upadłe Anioły || Draco Malfoy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz