23

47 1 0
                                    



| NONSENS. |



✴️

Był klucz i nagle nie ma klucza,
Jak dostaniemy się do domu?
Może ktoś znajdzie klucz zgubiony,
obejrzy go - i cóż mi po nim?
Idzie i w ręce go podrzuca,
jak bryłkę żelaznego złomu.

Wisława Szymborska - Klucz

✴️

Chaos. Tak można było nazwać to, co działo się w rezydencji Roses, w którym uczestniczyła tylko jedna osoba. Lersey. Brooke otworzyła zmęczone oczy, które domagały się snu, jednak otoczenie zewnętrzne na to nie pozwalało. W głowie przeszło jej mnóstwo myśli na torturowanie i ukaranie sztucznej blondynki, która nie potrafiła utrzymać ciszy na dłużej niż dziesięć minut. Jednak nikt nie mógł się temu dziwić. Lersey od zawsze była roztrzepana i robiła kilka rzeczy na raz w totalnym chaosie i hałasie. Lecz nikt jeszcze nie podjął się tego ryzyka i nie zwrócił jej uwagi, bo nigdy nie było wiadome, co kryje się pod tą pełną wyimaginowanych i radykalnych myśli.

Brooke spojrzała w stronę okien zauważając nie tylko otwarte drzwi balkonowe, ale również paskudną pogodę za nimi. Za oknem panowały paskudne warunki atmosferyczne, jednak nie zadziwiające jak na grudzień. Biały puch pokrywał pobliskie drzewa i całe otoczenie, które niegdyś ukazywało głównie zieleń, porośniętą kwiatami i różnorakimi roślinami. Gwałtowny powiew wiatru cisnął płatkami śniegu w ścianę budynku, gwiżdżąc przy tym przez przeciąg jakie tworzyły otwarte okna. Brooke odkryła tułów okryty czarnym, luźnym t-shirtem spod czarnej grubej pościeli. Chłód, który wparował do pokoju przez otwarte drzwi balkonowe, owiał bladą skórę czarnowłosej, powodując nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Gwałtownie odkryła resztę ciała rozumiejąc, że to czas zakładać do spania dłuższe spodnie niż te do połowy uda. Szybko ruszyła w stronę okien, zamykając drzwi prowadzące na balkon, czując lekkie zawirowania w głowie przez zbyt szybkie wstanie. Przymknęła na chwile powieki, przyzwyczajając ciało do zmiany temperatury oraz pozycji. Spojrzała na swoje wątłe ciało czując, że umrze z zimna, jeżeli nie ubierze na siebie chociażby bluzy. Spojrzała w stronę czarnej szafy, wiedząc że musi pokonać kilka dobrych metrów, aby wyciągnąć z niej odzienie. Szurając stopami, okrytymi w grube, wełniane skarpety, po drewnianej podłodze, pokonała dzielące ją metry wyciągając z mebla czarną bluzę z kapturem. Ubrała ją i spoglądając chwilowo na pokój, wyszła z pomieszczenia.

Przechodząc przez opustoszałe, szerokie korytarze, które raziły w oczy swoją nieskazitelną bielą, szorowała stopami po powierzchni dużych, lśniących kafli. Rozglądała się po kontach, jak gdyby była tam pierwszy raz. Każdy szczegół ozdobny tego jakże wielkiego domu był szykowny, a zarazem skromny. Można by powiedzieć, że gryfońska krew wciąż płynęła w żyłach jej rodziców, ponieważ wśród bieli ukazywały się dodatki krwistej czerwieni, co jednoznacznie ukazywało tę myśl, której nawet jej rodzice się nie wypierali. W gruncie rzeczy można by rzec, iż kolejne pokolenie zmieniło lekko bieg historii. Brooke przepadała nie za bielą i czerwienią, a piękną czernią oraz zgniłą zielenią. Charlotte nie trafiła do domu Gryffindoru, a wręcz przeciwnie - do domu Slytherinu. Póki co zmieniały małe rzeczy, jednak dobrze widoczne dla całej reszty rodziny, ale cóż można powiedzieć... To tylko zwykłe domu określające ich cechy charakteru. Zadziwiający był jedynie fakt, iż Char trafiła do grona ślizgonów, całkowicie tam nie pasując. Ale wiele nie można było stwierdzić, ponieważ była nową jedenastoletnią dziewczynką między murami Hogwartu. Jej charakter cały czas będzie się kształcił i rozmazywał.
Jej rozmyślenia, kiedy to kroczyła wśród białych ścian, przerwał ponowny głośny huk, który rozsiał się echem po większej części budynku.

Upadłe Anioły || Draco Malfoy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz