15

55 4 1
                                    


| Nie mam siły... |


✴️

Nadszedł dzień szczególny,
który krążył w głowie od wielu lat.
W końcu się skusiłam pokonać
swój strach
i zrobić coś,
na co nie miałam okazji.
Wtedy pojawiłeś się ty,
psując moje marzenia
i krusząc je na kawałki.
Marzenie nieszczególne,
lecz ważne....

Słyszałam kilka głosów w głowie,
jednak twój pozostał w mojej pamięci.
Dlaczego to zrobiłeś?
Dlaczego znowu mi pomogłeś?
Czemu nie możesz trzymać się z boku,
jak każdy inny i ignorować to,
co się dzieje?
Dlaczego znowu ingerujesz
w moje życie?

Dziękuję,
ale ja już pomocy nie potrzebuję.
Nie mam sił...
Jestem zmęczona...
Chcę po prostu zasnąć i odpłynąć,
wśród fal mi nieznanych,
których prądy zaprowadzą mnie
w drugi świat,
ten kolorowy i mało znany.

✴️

- Brooke, proszę! Zatrzymaj się.- krzyczał za nią Cormac. Był zdezorientowany całą sytuacją,  ponieważ wiedział jaka sytuacja ważyła nad ich przyjaźnią, jednak nie mógł zrozumieć takiego zaawansowania w sprawie. W takich sytuacjach on sam, podałby dłoń kumplowi na zgodę i byłoby po sprawie, więc takie wydarzenia nie były dla niego problemem.
Zachowanie wśród kobiet wywołało niemałe zamieszanie w ich ekipie, a szkolne plotki z szybkością roznosiły się, dlatego nic nie było na dobrej drodze.

Brooke zatrzymała się w połowie drogi, jednak z niechęcią. Nie chciała być w tym momencie zatrzymywana, bo nie był on odpowiedni. Chciała zostać sama i po prostu zrobić to, co powinna była zrealizować już dużo wcześniej. Nie potrzebowała towarzystwa ani rozmowy, która podniosłaby ją na duchu, ponieważ byłby to tylko wstęp do katastrofy. Chciała spokoju. Zwykłej pustki... Takiej jaką nosiła w sobie od zawsze.
Odwróciła się w stronę chłopaka, który stał na środku pomieszczenia, i wpatrywał się w niezdecydowaną dziewczynę. Była w rozsypce i nie wiedziała co myśleć ani zrobić. W swojej głowie miała własny plan do zrealizowania i nie było w nim żadnych dodatkowych kwestii. Scenariusz miał być spełniony do ostatniej kropki i nic poza tym. Nie było dalszej części, kolejnych scen dramatu. To miała być ostatnia kropka, która kończyłaby całą powieść.

- To nie ma sensu, Cormac. Zostaw mnie, proszę.- odezwała się cicho, unikając wzroku przyjaciela. Nie chciała spoglądać w oczy pełne szczęścia i nadziei. Nadzieja w oczach innych była najgorszą zmorą każdego pesymisty... Chcieli to mieć, lecz nie potrafili się zebrać do tak wielkiego czynu i wykonać go. Drżała pod naciskiem myśli, a dokładniej pod jej pustką. Zawsze myślała za czterech, teraz nie potrafiła wymyślić żadnej optymistycznej refleksji, która zatrzymałaby ją przed poważnym czynem.- Nic nie ma sensu.- pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, upadając na dywan i wsiąkając w jego materiał.

- Brooke, sens musisz znaleźć. Do tego potrzeba cierpliwości.- odpowiedział spokojnie, jednak w sposób jakby to było oczywiste.

- Moja cierpliwość skończyła się wraz z szacunkiem do siebie i innych. Szukanie sensu jest potrzebne, ale jeżeli nie dobędziesz choć małej nadziei, to nie ma szans na sukces. Dla mnie wszystko się skończyło.- podniosła głos czując jak niechęć do rozmów obejmuje jej ciało. Niecierpliwie chciała wydostać się z klatki i poczuć wolność.- Nie zatrzymuj mnie...- dodała i ruszyła przed siebie chcąc uciec do miejsca docelowego. Mijała po drodze znudzonych uczniów, którzy kierowali się do swoich domów. Próbowała omijać ich ze spokojem, aby nie nadziać się na tych ciekawskich nastolatków, którzy tworzyli plotki.

Byli największą zmorą szkoły.

Gdy tylko podwinęła ci się noga, wiedziała o tym cała szkoła bez wyjątku. W niektórych przypadkach było to jak najbardziej potrzebne, ponieważ wiedziało się wszystko co niezbędne, jednak gdy chodziło o ciebie, nie było tu do śmiechu. W ten sposób omijano ciekawskich z uśmiechem, aby nie dostać się w ich szpony.
Większość uczniów była zmęczona po weekendzie, jednak sobotni wieczór był najbardziej wykorzystywany i nie było czasu na smutek czy zmęczenie. W ten dzień tygodnia większa część nastolatków, wymykała się ze swoich dormitorium, aby w spokoju na świeżym powietrzu bawić się w najlepsze. Jednak ten wieczór był inny, ponieważ nie było pięknej panoramy z gwiazdami oraz księżycem w głównej scenerii. Zamiast tego pojawiły się ciężkie chmury, które na przemian powodowały ulewy deszczu lub jego brak. Nie chcąc się narazić w jakikolwiek sposób, nastolatkowie imprezowali w swoich dormitoriach lub Pokojach Wspólnych. Nikt nie miał z tym problemu, gdyż kujoni przesiadywali w ciszy, aby nie narazić się na tych złych, a ci nadmiernie leniwi dawno spali w swoich łóżkach lub czytali coś dla snu. Każdy robił co chciał i nikt nie miał z tym problemu. To się nazywało zgrane towarzystwo. Jednak tak pięknie nie zawsze było. Zawsze znalazła się sknera, która wszystko psuła.

Upadłe Anioły || Draco Malfoy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz