35

25 2 0
                                    


| Chce adoptować takie dziecko. |



✴️

Największym powodem do chwały
nie jest nigdy nie upaść,
ale umieć podnieść się za każdym razem,
kiedy upadniemy.

Konfucjusz

✴️

Przepiękny cytat, który pasuje do tej książki jak żaden inny. Amen.


Jak na zawołanie przyszedł poniedziałek, który męczył zmęczone umysły uczniów, jednak nikt tego dnia nie pozostał w swoim dormitorium, a dumnie wyszedł z czterech ścian i kierował się na lekcje bądź śniadanie. Był to dzień przytulny. Nawet pogoda tego dnia nie była deszczowa, a dziwnie słoneczna. Nie słychać było żadnych kłótni czy krzyków, ale również nie można było czuć poczucia niebezpieczeństwa czy zdenerwowania, które towarzyszyło każdego dnia. Nikt nie wiedział czy Snape nagle nie zapragnie odgryźć się za lata swojej i tak spokojnej nauki. Jednak ten dzień był również dla niego spokojny i dobry, co widać było po jego chwilowym uśmiechu na twarzy, który wręcz spalił zdziwionych uczniów. Tak, to było coś niecodziennego.

Cała zgraja nastolatków siedziała przy stole własnego domu i jedząc śniadanie, rozmawiała z przyjaciółmi śmiejąc się i dusząc ze śmiechu. Przy stole nauczycieli można było słyszeć głośniejsze rozmowy czy pojedyncze okrzyki radości. Przy stole Slytherinu wszyscy rozmawiali ze sobą, nawet nie zwracając uwagi na to, iż ktoś z innego domu na nich wpadł. Gryfoni głośno śmiali się z bliźniaków, którzy jak zawsze musieli zrobić coś oryginalnego i bardzo zabawnego, aby umilić nowy dzień innym. Przy stole Hufflepuffu można było usłyszeć ploteczki, które po weekendzie roznosiły się w szybkim tempie i stały się czymś ciekawym. Natomiast krukoni jak zawsze spokojnie rozmawiali i wymieniali się spokojnym śmiechem, który był po prostu normalny. Osoba trzecia powiedziała by, że Hogwart to piękne i najlepsze miejsce do nauki jakie może istnieć, jednak osoba z wewnątrz... To był cud widoczny na własne oczy. Nikt się nie kłócił i nikt się nie obrażał. Syriusz ze Snape'em siedzieli grzecznie rozdzieleni przez profesor Mcgonagall i nikt z nich się nie unosił. Posiłki były jedzone ze spokojem i nikt nie dusił się kawałkiem tosta. Ten dzień był wręcz wymalowany przez optymistycznego artystę, a nie przez pesymistycznego psychola, który pierwszy raz dobrał się do pędzla.

Przy stole Gryffindoru siedziała dobrze znana grupka przyjaciół, którzy śmiali się i opowiadali co stało się w weekend, kiedy pomimo bycia razem na imprezie i tak ktoś robił coś zwariowanego, czego nikt inny nie zauważył. Jak zawsze panowała dobra atmosfera i nikt inny nie czepiał się tego, iż jeden z ślizgonów siedział przy ich stole.

Blaise odkąd powiedział matce o swoim przekonaniu co do chłopców, nie krył się z tym i nie przeszkadzał mu fakt, iż każdy patrzył na niego. Był zadowolony z tego, że nie musi się teraz kryć i może w spokoju chodzić z chłopcami na randki. Nikt też nie miał przeciwko temu, iż jedną z ofiar Zabiniego był właśnie gryfon. Ron nie przyznał się rodzicom do tego, że tak jak jego parter woli chłopców, jednak każdy wiedział, iż nie będzie z tym problemu, ponieważ Molly była dobrą matką w porównaniu do całej reszty matek.

Nikogo również nie zdziwił fakt, iż nie ma pozostałych dwóch ślizgonów w ich progach, ponieważ po wczorajszej rozmowie Pansy z rodzicami, o której wiedział każdy z towarzystwa, dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię. Nikt nie wiedział co tak dokładnie się stało po tej rozmowie, lecz każdy chciał jak najlepiej dla brunetki, dlatego wszyscy trzymali kciuki. Wraz z Pansy zniknął też Draco, który jak twierdzi Blaise, jest z Pans i przebywa razem z nią. Nie był to dobry komunikat dla reszty, ponieważ takie zachowanie mówiło tylko jedno, jednak nikt nie dopuszczał złych myśli.
Hermiona siedziała przy stole i, mimo że rozmawiała z Katie siedzącą obok niej, to siedząca naprzeciw niej Brooke widziała, że gryzie ją niewiedza.

Upadłe Anioły || Draco Malfoy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz