19 |18 ½|

103 3 0
                                    

| Przeczuwam coś mokrego |



✴️

Delikatne usta na skórze,
błądzące bez większego celu,
pozostawiając po sobie
przyjemne dreszcze...
Dłonie wodzące po ciele,
których palce zaciskają się na biodrach,
pozostawiając niemały ślad.
Chłodny oddech,
który przyprawia o gęsią skórkę,
kiedy tylko owieje centymetry skóry.
Szare oczy,
w których panuje totalny chaos,
gdzie gwałtowny sztorm
miesza się z promieniami słońca.

Tak brzmi marzenie czy rzeczywistość?
Oto jest pytanie.
Jednak jeśli jest taka możliwość,
chcę tego na zawsze.

✴️

Mecz skończył się zwycięstwem dla Puchnów, co dla niektórych mogło być zaskoczeniem, jednak nie każdego interesował ten temat. Zaraz po rozgrywce, która przyniosła dźwięki zadowolenia lub przykrości, każdy zajął się innym tematem, jakby mecz był co najmniej trzy godziny temu. Trzeba było przyznać, iż większość osób uwielbiało starcia między gryfonami i Ślizgonami, ponieważ było widać wolę walki, co prawda jedna ze stron walczyła niesprawiedliwie, jednak to tylko dawało większego zaangażowania i zdenerwowania nastolatków na trybunach. Nie można było powiedzieć, że rozgrywki między innymi domami były nudne, lecz wiadome było, iż zacięta walka między domem Slytherinu a domem Gryffindoru, była o wiele ciekawsza, gdy ich konkurowanie rozgrywało się na boisku i nie tylko. Prawda, nie była to zbyt bezpieczna opcja, jednak mimo wszystko wszystko, wciąż ta walka była zacięta. Gryfini chcieli wygrać mecz honorem, a Ślizgoni sprytem. Nic dziwnego, że dochodziło do prób zabójstwa. Emocje podczas takich rozgrywek były gorsze niż podczas zwalczania zła.
Każdy osobno lub w grupkach, wracał do swojego dormitorium bądź pozostawał na zewnątrz. Pogoda tego dnia dopisywała, mimo ciężkich chmur, które czasami zakrywały słońce i odbierały oczekiwane ciepło  promieni słonecznych. Plusem był fakt, iż nie było upierdliwego wiatru, który targał włosami na wszystkie strony.

Całe towarzystwo gryfonów i ślizgonów, które zebrało się podczas meczu, szło właśnie korytarzami, na których przechodziło tylko kilka osób. Wyszli ze stadionu trochę później niż inni, ponieważ nie każdemu chciało się wracać ze względu na zmęczenie lub ciepły dzień. Jednak teraz całą grupą szli między murami, rozmawiając między sobą. Za nimi,  bez pośpiechu, szła zmęczona Brooke, która chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium, a następnie w ciepłym łóżku. Nie miała wielkich marzeń, lecz teraz chęć leżenia w łóżku była większa, niż jakiekolwiek inne marzenie. Szczęśliwie zmęczona, kroczyła za rozmawiającym towarzystwem, rozglądając się po ścianach. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, więc była szczęśliwa z faktu, że nikt jej nie zagadywał. Bo niby po co? Niektórzy byli głupio ślepi i nie wiedzieli, że ktoś nie chce z nimi rozmawiać, a mimo to dalej tworzyli swój monolog. Tacy ludzie byli zazwyczaj optymistami bez serca, z górą zapasowych tematów. Nawet jeżeli wprost powiedzieć im, że nie chce się z nimi konwersować, to po prostu zmienili by temat. Nonsens.

Brooke zauważyła, iż całe towarzystwo przed nią zatrzymało się w pół kroku, przez co sama prawie wpadła w Pansy, która gwałtowanie stanęła. Nie rozumiała sensu stawania, lecz do jej głowy wpadł pomysł, iż może po prostu chcą się pożegnać. Jednak kiedy dostrzegła, iż do zmienienia kierunków jest jeszcze daleko, spojrzała na towarzystwo. Usłyszała rozmowy z przodu, jednak nic z nich nie rozumiała. Dopiero, kiedy każdy odsunął się na bok, ukazując Brooke, zrozumiała co ją czeka. Przed nią w samej osobie stał Harry Potter, który nie był zły ani smutny. Stal tak bez emocji, a Brooke nie widziała o co chodzi, więc również stała ze zmarszczonymi brwiami. Oczekiwała jakiejkolwiek informacji, dlaczego ktoś na nią patrzy i po co. Wzięła się na odwagę i ruszyła do przodu, stając metr przed Harrym. Spojrzała na towarzystwo za nim i ani trochę się nie zdziwiła tym, kto stał z wredną miną.

Upadłe Anioły || Draco Malfoy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz