Powoli zachodził wieczór. Alex z Nashem i jego rodziną właśnie lecieli czwartą godzinę. W sumie ten czas minął dość szybko. Para właśnie zajadała się kanapkami podanymi przez stewardesse i oboje oglądali jakiś nudnawy film na laptopie Nasha, który zabrał ze sobą.
Ogólnie cały lot był bardzo spokojny, nie licząc startu samolotu. Gdy samolot się ruszył i po chwili uniósł się w górę, mała Skylynn spanikowała i się popłakała. Wtedy też Alex musiała usiąść na miejsce Sky (obok Hayesa), bo mała chciała posiedzieć ze starszym bratem, który - jak to ona powiedziała - umie ją uspokoić. I tak minęła pierwsza godzina lotu. Alex rozmawiała z Hayesem na różne tematy, głupie i ciekawe, a malutka Sky i Nash oglądali jakąś bajkę na laptopie. Potem Sky przyszła na swoje miejsce i Alex wróciła na swoje i od razu dała Nashowi soczystego buziaka w policzek, na co on się uśmiechnął i przytulił do siebie dziewczynę. Drugą godzinę wszyscy z nich spędzili na rozmowach, które co chwila były przerywane przez stewardessy, które proponowały kanapki, ciastka i różne inne rzeczy. W końcu Alex zgodziła się na jedną kanapkę. Tak samo jak Nash, więc oboje po cichu zajadali się kanapkami i przez słuchawki oglądali jakiś nudny film.*Lotnisko; godzinę później*
- Ale mnie plecy bolą. Ten lot mnie wykończył. - Poskarżyła się mama Nasha i pochyliła się, żeby podnieść jej torbę z ziemi.
- Daj to, ja poniosę. - Nash ją wyprzedził i sam podniósł bagaż.
- Dzięki. - Poklepała go po ramieniu.
Wyszli, cała szóstka, z lotniska i skierowali się na parking. Był wieczór, ale księżyca nie było jeszcze widać. Niebo było ciemnoniebieskie.
- Przyjechaliście samochodem? - Spytał Nash.
- Tak. - Powiedział jego tata.
- Skarbie. - Mama Nasha położyła dłoń na ramieniu jej męża. - A może zajedźmy do "The Glob" coś zjeść? W domu nie ma nic do jedzenia.
- Ja chcę hamburgeraaaaa! - Powiedziała Sky, którą niosła Alex.
- Też bym coś zjadł. - Podniósł lekko rękę Hayes wpatrzony w swój telefon.
- Macie ochotę? - Spytała mama Nasha obracając się do dwójki idącej za nią.
Alex poprawiła sobie Sky na rękach.
- Możemy w sumie pójść. - Wzruszyła obojetnie ramionami.
Elizabeth (mama Nasha) spojrzała na dziewczynę i spytała.
- Głodna jesteś, co? - Usmiechnęła się do niej.
- Rozgryzła mnie pani. - Alex odwzajemniła uśmiech i postawiła Skylynn na ziemi.
- To co, jedziemy? - Spytała Eliza.
- Tak! - Powiedzieli równocześnie Hayes, Nash i Sky.
Alex się uśmiechnęła. Cieszyła się, że ma takiego chłopaka a nie innego. Bardzo lubiła jego rodzeństwo i rodziców. Miała do Nasha pełne zaufanie i kochała go z całego serca, tak samo jak to dziecko, które powoli rosło w jej brzuchu. Ich dziecko. Spojrzała na uśmiechniętego Nasha.
"Tak. To jest On." - Pomyślała.
*Restauracja*
"The Glob". Restauracja jak nie inne. A co w niej innego? To, że znajdzie się tam jedzenie z każego zakątka świata. Możesz jeść pizze, próbować owoców morza, zjeść typowego steka, jakieś tajskie jedzenie. Stąd nazwa "The Glob". A plus jest taki, że jest pyszna. Jedzenie jest pyszne.
Cała szóstka zajęła miejsce przy oknie.
*półgodziny później*
- I wtedy Hayes założył te spodnie niczego nie świadom. - Zaśmiał się Nash.
Właściwie nie tylko on. Wszyscy płakali już ze śmiechu. I do tego Eliza, która co chwila dopowiadała różne rzeczy. Już drugi kwadrans chłopak opowiadał śmieszną historię o Hayesu. Tylko Sky, która siedziała obok mamy bawiła się słomką w szklance z sokiem. Reszta z nich siedziała i się śmiała. Nawet Hayes.
W końcu przynieśli jedzenie. Mała Skylynn zadowolona siedziała i konsumowała hamburgera, o którego tak prosiła całą drogę w samochodzie. Eliza zamówiła kurczaka curry, a jej mąż pizzę. Hayes postanowił wziąć dla siebie frytki. Ta... oryginalny. Nash chciał spróbować sushi, więc Alex zamówiła dla siebie i niego po jednym małym zestawie.
Po kolacji wrócili do domu.
Gdy Nash rozpakowywał swoją torbę, do jego pokoju wkroczyła Sky.
- Nashyyy? - Spytała siadając na łóżku.
- Tak? - Spytał Chłopak wskakując na łóżko i kładąc się obok niej.
- Opowiesz mi bajkę? - Spytała i położyła się na brzuchu brata patrzac na jego uśmiechniętą minę. Zaczęła bawić się jego włosami.
- Dobra, ale nie możesz jej usłyszeć bez pana pingwina. - Spojrzał na nią znacząco. - On też by pewnie chciał posłuchać.
- Pingwin! - Krzyknęła i w pośpiechu zeskoczyła z łóżka i wybiegła na boso z sypialni kierując się do swojego pokoju po pluszaka.
- Będziesz opowiadał bajkę? - Spytała Alex wychodząc z łazienki, która "należała" do Nasha.
- Owszem. - Złapał ją za rękę i pociągnął do siebie tak, że dziewczyna wylądowała obok niego na łóżku. Chłopak objął ją ramieniem i pocałował.
- Nie wiedziałam, że pamiętasz jeszcze jakieś bajki. - Uśmiechnęła się.
- Przesiedziałem w tym domu łącznie około pięciu lat siedząć i oglądając bajki z tym małym potworkiem. Mam je wszystkie o tutaj. - Wskazał na swoją głowę.
- Ale chyba nie opowiesz jej bajki, którą już zna. Wysil sie troche. - Alexandra usiadła po turecku na łóżku.
- Mam wymyślić? - Uniósł brwi.
- Yhym. To łatwe. - Machnęła ręką dziewczyna i w tym zamym momencie do pokoju weszła Sky z dużym pluszamien w rękach. NIe było jej prawie widać, więc wyglądało to tak, jakby to pingwin wszedł do pokoju.
- Już jestem! - Krzyknęła, a para się zaśmiała. Wyglądało to tak, jakby pingwin mówił.
Skylynn wgramoliła się na łóżko wcześniej rzucając na nie pana Pingwina, a potem usiadła na poduszce opierając się o zagłówek łóżka.
- Dobra, to ja nie przeszkadzam. - Alex wstała, ale powstrzymała ją mała Sky.
- Nie! Zostań! - Spanikowała nagle.
- A mogę posłuchać? - Spojrzała na chłopaka i na jego siostrę.
Sky pokiwała ochoczo głową.
- Dobrze. Z chęcią posłucham. - Uśmiechnęła się.
Alexandra usiadła na łóżku i oparła się plecami o zgięte nogi chłopaka, który leżał na łóżku.
- A więc kiedyś, bardzo dawno, dawno temu, w dalekiej krainie, żył sobie pan Pingwin. - Nash Złączył obie dłonie i ułożył sobie na brzuchu.
- Taki jak ten? - Spytała Sky rzucając się na ogromnego pana pingwina.
- Wiesz... troche inny. - Spojrzał na siostrę. - Miał duży czarny kapelusz, czerwony dziób i cały był różowy.
- Naprawde? - Dziewczyna z szerokimi oczami spojrzała na chłopaka. Była podekscytowana.
- Yhym. Ale pan Pingwin nie był taki duży jak ten pan Pingwin.
- Nie? - Spytała Sky.
- Nie. - Pokręcił przecząco głową chłopak.
- Ten pingwin był taki malutki jak mój palec. - Powiedziała Alex i podniosła palec wskazujący w górę.
- Aż taki malutki? - Spytała dziewczynka.
- Tak. - Nash i Alex powiedzieli jednocześnie.
- Wow. - Sky otworzyła buzię.
Para się zaśmiała i kontynuowała historię.
CZYTASZ
"Shake? Nie, dzięki!"
Teen FictionMałe rzeczy są początkiem czegoś wielkiego. Jak ten shake. Niby nic wielkiego, a jednak. Zazwyczaj takie incydenty nie są początkiem dobrej znajomości, lecz wręcz przeciwnie. Ale zawsze zdarzają się wyjątki!