rozdział 29

314 25 2
                                    

Powoli zachodził wieczór. Alex z Nashem i jego rodziną właśnie lecieli czwartą godzinę. W sumie ten czas minął dość szybko. Para właśnie zajadała się kanapkami podanymi przez stewardesse i oboje oglądali jakiś nudnawy film na laptopie Nasha, który zabrał ze sobą. 
Ogólnie cały lot był bardzo spokojny, nie licząc startu samolotu. Gdy samolot się ruszył i po chwili uniósł się w górę, mała Skylynn spanikowała i się popłakała. Wtedy też Alex musiała usiąść na miejsce Sky (obok Hayesa), bo mała chciała posiedzieć ze starszym bratem, który - jak to ona powiedziała - umie ją uspokoić. I tak minęła pierwsza godzina lotu. Alex rozmawiała z Hayesem na różne tematy, głupie i ciekawe, a malutka Sky i Nash oglądali jakąś bajkę na laptopie. Potem Sky przyszła na swoje miejsce i Alex wróciła na swoje i od razu dała Nashowi soczystego buziaka w policzek, na co on się uśmiechnął i przytulił do siebie dziewczynę. Drugą godzinę wszyscy z nich spędzili na rozmowach, które co chwila były przerywane przez stewardessy, które proponowały kanapki, ciastka i różne inne rzeczy. W końcu Alex zgodziła się na jedną kanapkę. Tak samo jak Nash, więc oboje po cichu zajadali się kanapkami i przez słuchawki oglądali jakiś nudny film. 

*Lotnisko; godzinę później*

- Ale mnie plecy bolą. Ten lot mnie wykończył. - Poskarżyła się mama Nasha i pochyliła się, żeby podnieść jej torbę z ziemi.

- Daj to, ja poniosę. - Nash ją wyprzedził i sam podniósł bagaż.

- Dzięki. - Poklepała go po ramieniu.

Wyszli, cała szóstka, z lotniska i skierowali się na parking. Był wieczór, ale księżyca nie było jeszcze widać. Niebo było ciemnoniebieskie.

- Przyjechaliście samochodem? - Spytał Nash.

- Tak. - Powiedział jego tata.

- Skarbie. - Mama Nasha położyła dłoń na ramieniu jej męża. - A może zajedźmy do "The Glob" coś zjeść? W domu nie ma nic do jedzenia. 

- Ja chcę hamburgeraaaaa! - Powiedziała Sky, którą niosła Alex.

- Też bym coś zjadł. - Podniósł lekko rękę Hayes wpatrzony w swój telefon.

- Macie ochotę? - Spytała mama Nasha obracając się do dwójki idącej za nią.

Alex poprawiła sobie Sky na rękach.

- Możemy w sumie pójść. - Wzruszyła obojetnie ramionami.

Elizabeth (mama Nasha) spojrzała na dziewczynę i spytała.

- Głodna jesteś, co? - Usmiechnęła się do niej.

- Rozgryzła mnie pani. - Alex odwzajemniła uśmiech i postawiła Skylynn na ziemi. 

- To co, jedziemy? - Spytała Eliza.

- Tak! - Powiedzieli równocześnie Hayes, Nash i Sky.

Alex się uśmiechnęła. Cieszyła się, że ma takiego chłopaka a nie innego. Bardzo lubiła jego rodzeństwo i rodziców. Miała do Nasha pełne zaufanie i kochała go z całego serca, tak samo jak to dziecko, które powoli rosło w jej brzuchu. Ich dziecko. Spojrzała na uśmiechniętego Nasha. 

"Tak. To jest On." - Pomyślała.

*Restauracja*

"The Glob". Restauracja jak nie inne. A co w niej innego? To, że znajdzie się tam jedzenie z każego zakątka świata. Możesz jeść pizze, próbować owoców morza, zjeść typowego steka, jakieś tajskie jedzenie. Stąd nazwa "The Glob". A plus jest taki, że jest pyszna. Jedzenie jest pyszne.

Cała szóstka zajęła miejsce przy oknie.

*półgodziny później*

- I wtedy Hayes założył te spodnie niczego nie świadom. - Zaśmiał się Nash.

Właściwie nie tylko on. Wszyscy płakali już ze śmiechu. I do tego Eliza, która co chwila dopowiadała różne rzeczy. Już drugi kwadrans chłopak opowiadał śmieszną historię o Hayesu. Tylko Sky, która siedziała obok mamy bawiła się słomką w szklance z sokiem. Reszta z nich siedziała i się śmiała. Nawet Hayes.

W końcu przynieśli jedzenie. Mała Skylynn zadowolona siedziała i konsumowała hamburgera, o którego tak prosiła całą drogę w samochodzie. Eliza zamówiła kurczaka curry, a jej mąż pizzę. Hayes postanowił wziąć dla siebie frytki. Ta... oryginalny. Nash chciał spróbować sushi, więc Alex zamówiła dla siebie i niego po jednym małym zestawie. 

Po kolacji wrócili do domu.

Gdy Nash rozpakowywał swoją torbę, do jego pokoju wkroczyła Sky.

- Nashyyy? - Spytała siadając na łóżku.

- Tak? - Spytał Chłopak wskakując na łóżko i kładąc się obok niej.

- Opowiesz mi bajkę? - Spytała i położyła się na brzuchu brata patrzac na jego uśmiechniętą minę. Zaczęła bawić się jego włosami.

- Dobra, ale nie możesz jej usłyszeć bez pana pingwina. - Spojrzał na nią znacząco. - On też by pewnie chciał posłuchać.

- Pingwin! - Krzyknęła i w pośpiechu zeskoczyła z łóżka i wybiegła na boso z sypialni kierując się do swojego pokoju po pluszaka.

- Będziesz opowiadał bajkę? - Spytała Alex wychodząc z łazienki, która "należała" do Nasha.

- Owszem. - Złapał ją za rękę i pociągnął do siebie tak, że dziewczyna wylądowała obok niego na łóżku. Chłopak objął ją ramieniem i pocałował.

- Nie wiedziałam, że pamiętasz jeszcze jakieś bajki. - Uśmiechnęła się.

- Przesiedziałem w tym domu łącznie około pięciu lat siedząć i oglądając bajki z tym małym potworkiem. Mam je wszystkie o tutaj. - Wskazał na swoją głowę.

- Ale chyba nie opowiesz jej bajki, którą już zna. Wysil sie troche. - Alexandra usiadła po turecku na łóżku.

- Mam wymyślić? - Uniósł brwi.

- Yhym. To łatwe. - Machnęła ręką dziewczyna i w tym zamym momencie do pokoju weszła Sky z dużym pluszamien w rękach. NIe było jej prawie widać, więc wyglądało to tak, jakby to pingwin wszedł do pokoju.

- Już jestem! - Krzyknęła, a para się zaśmiała. Wyglądało to tak, jakby pingwin mówił.

Skylynn wgramoliła się na łóżko wcześniej rzucając na nie pana Pingwina, a potem usiadła na poduszce opierając się o zagłówek łóżka.

- Dobra, to ja nie przeszkadzam. - Alex wstała, ale powstrzymała ją mała Sky.

- Nie! Zostań! - Spanikowała nagle.

- A mogę posłuchać? - Spojrzała na chłopaka i na jego siostrę.

Sky pokiwała ochoczo głową.

- Dobrze. Z chęcią posłucham. - Uśmiechnęła się.

Alexandra usiadła na łóżku i oparła się plecami o zgięte nogi chłopaka, który leżał na łóżku.

- A więc kiedyś, bardzo dawno, dawno temu, w dalekiej krainie, żył sobie pan Pingwin. - Nash Złączył obie dłonie i ułożył sobie na brzuchu.

- Taki jak ten? - Spytała Sky rzucając się na ogromnego pana pingwina.

- Wiesz... troche inny. - Spojrzał na siostrę. - Miał duży czarny kapelusz, czerwony dziób i cały był różowy.

- Naprawde? - Dziewczyna z szerokimi oczami spojrzała na chłopaka. Była podekscytowana.

- Yhym. Ale pan Pingwin nie był taki duży jak ten pan Pingwin.

- Nie? - Spytała Sky.

- Nie. - Pokręcił przecząco głową chłopak.

- Ten pingwin był taki malutki jak mój palec. - Powiedziała Alex  i podniosła palec wskazujący w górę.

- Aż taki malutki? - Spytała dziewczynka.

- Tak. - Nash i Alex powiedzieli jednocześnie.

- Wow. - Sky otworzyła buzię.

Para się zaśmiała i kontynuowała historię.

"Shake? Nie, dzięki!"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz