Kolejny dzień rozpoczął się spokojnie. Dziewczyny, które obudziły się po jedenastej, postanowiły dzisiejszy dzień spędzić na leniuchowaniu na kanapie i wcinaniu różnych słodyczy i innego tego typu rzeczy. Gdy Alex się obudziła postanowiła nie budzić przyjaciółki, tylko sama poszła do kuchni i zrobiła sobie herbatę.
I tu trzeba coś wam wyjaśnić. Dziewczyny nie lubiły kawy - wiadomo. Ale czasem, na poprawę samopoczucia, czy na ból głowy lubiły wypić kubek gorącej kawusi - bez względu na jej smak. Uważały, że kawa bardzo pomaga na takie rzeczy, dlatego też zmuszały się do jej wypicia przynajmniej raz lub dwa razy w miesiącu.
Po zrobieniu kawy dziewczyna poszła do łazienki załatwić potrzebę, a potem znów wróciła do kuchni po kubek i poszła do salonu włączając telewizję. Po kilkunastu minutach dołączyła do niej Valeria, która jeszcze z brudnymi kącikami ust (po ślinie spływającej w nocy po policzku - wiadome) zabrała przyjaciółce herbatę i sama zaczęła ją pić.
- Wiesz co? Dzięki. - Alex westchnęła i poszła do kuchni mówiąc "Zrobię sobie nową".
Po chwili dziewczyna wróciła do salonu i zajęła miejsce obok przyjaciółki, która włączyła wiadomości.
- Masz szczęście, że woda jest jeszcze gorąca i że nie musiałam jej na nowo podgrzewać. - Powiedziała Alex i wzięła łyka napoju.
Gdy dziewczyny tak oglądały telewizję, usłyszały o Bordighera (czyt.: bordigjera). To miasto, z którego pochodziły.
Oto, co mówiła prezenterka w wiadmościach:
"A teraz mamy dla państwa wiadomości z ostatniej chwili. We włoskiej miejscowości - Bordighera - położonej tuż przy morzu śródziemnym, mieszkańców zastała ogromna fala, która zalała część przybrzeżną miasta oraz port. Nie ma wielu szkód, chociaż pecha mieli ludzie, którzy mieszkali przy brzegu morza. Woda przedostała się przez robione przez nich zapory i wlała im się do ogródów i do domów, robiąc przy tym ogromne szkody. W domach zabrano prąd. Ofiar nie ma wiele, ale jest dużo poszkodowanych. Ludzie pomagają sobie nawzajem jak mogą. Nathan Drawey znajduje się na miejscu tego zdarzenia. Nathan, czy są już jakieś dokładniejsze wiadomości na temat szkód i rannych?..."
Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo. Były zszokowane. A w szczególności Valeria, która miała dom właśnie przy brzegu morza. Fale nie miały szans dotrzeć do domu Alex, której rodzina mieszkała na wzgórzu.
Valeria odstawiła kubek na stolik i znów spojrzała się na ekran telewizora. Nerwowo zabrała z twarzy zwiewne kosmyki włosów i podkurczyła nogi.
- Nie denwrwuj się. - Uspokajała ją Alex. - Może woda nie dotarła do twojego domu?
"Dzięki Megan. Tak, są już szczególowe dane na temat szkód i poszkodowanych, lecz ja mogę podać tylko podstawowe informacje."
"Zatem je podaj."
"Oczom nie mogę uwierzyć, że w tak spokojnej i pięknej miejscowości, jaką jest Bordighera, mogło dojść to tak strasznej katastrofy. Szczególnie poszkodowane zostały rodziny mieszkające tuż przy morzu. Fala wzniosła się na dziewięć i pół metra wysokości, co dawało małe szanse na to, że ocaleje jakiś mały dom. Choć bywają cuda. Niektóre domy zostały tylko częściowo zniszczone, a rodziny z nich są całe i zdrowe. Jest jednak pięć innych domów, które bardzo dużo na tym straciły. Podwórka i ich domy całkowicie zalała woda. Dzisiaj każdy pomaga każdemu jak może. Ludzie z bliskich miejscowości przyjeżdżają, żeby pomóc w usuwaniu zniszczonych części domów, mebli, samochodów. Z miejsca wydarzeń - Nathan Drawey."
"Zdjęcia z katastrofy możecie zobaczyć na naszej stronce internetowej. A teraz..."
"Telewizyjna" Megan zaczęła mówić inne wiadomości, ale to już nie miało znaczenia. Alex szybko wyłączyła telewizję i spojrzała na Valerię, którzej oczy zaszły łzami, choć żadna z nich nie chciała wypłynąć. Alex przełknęła głośno ślinę i spojrzała na nieruszającą się wciąż Valerię.
Val tylko wstała, pociągnęła nosem i poszła do sypialni. Alex poszła od razu za nią.
Zobaczyła, że Valeria wrzuca wszystkie swoje ubrania do walizki.
- Co robisz? - Spytała zszokowana Alexandra.
- Muszę do nich polecieć. Teraz!
- Nie możesz! A co z pracą? Cameronem? Mną...? - Spytała Alex.
- Nie wiem. - VAleria oderwała się od pakowania i spojrzała na przyjaciółkę. - Ja muszę tam jechać i im pomóc. - Usta Valeri zadrżały.
- I chcesz tam jechać sama?
Valeria przez chwilę się nie odzywała, a potem zaczęła się znów pakować.
- Jadę tam. - Oznajmiła.
- Jadę z tobą. - Powiedziała poważnie Alex. - Twój problem, to i mój, pamiętasz? Nasza przysięga z podstawówki.
- Nie. Zostań. Nie chcę ci zamartwiać głowy. - Mówiła wciąż pakując ubrania do walizki. - To mój dom i moje sprawy.
- Nie ma mowy. - Alex stanęła też przy szafie i wygrzebała z niej swoją walizkę, a potem zaczęła się pakować.
- Co ty robisz? Nie jedziesz!
- Jadę. - Powiedziała Alex stanowczym głosem. - Pomogę ci tam.
- Nie chcę pomocy. Poradzę sobie. Val spuściła głowę.
- Nie zachowuj się jak dziecko Valeria! - Powiedziała Alexandra wymachując rękami. - Chcę ci pomóc do cholery, bo jesteś dla mnie jak siostra. Nie pozwolę, żeby było ci smutno. Pomogę ci.
- Ale..
- Ci! Koniec. Jadę z tobą. - Wróciła do pakowania.
Zapadła niezręczna cisz, którą przerwała Valeria rzucając się w ramiona przyjaciółki.
- Dziękuję, że robisz to dla mnie. - Wyszeptała Val dla niej do ucha.
- A dla kogo? Przecież wiesz, że jadę tam dla ciebie. No i może trochę dla mamy i taty, ale to mniej ważne. - Zachichotała cicho Alex i kontynuowała. - Dobra. Pakujmy się szybciej, to może jeszcze wcześniej złapiemy jakiś samolot.
*następnego dnia*
Gdy samolot wylądował dziewczyny zabrały swoje bagaże i poszły na swój pociag. Wsiadły do niego i po czterdziestu minutach dojechały na miejsce. Z tamtąd poszły do domu Alex. Nikogo tam nie zastaly, ale chciały tylko zostawić tam swoje walizki i torebki, żeby nie ciągnąć ich na sam dół do domu Val.
- O mój boże. - Do oczu Valeri nabrały się łzy, gdy stanęła wraz z Alex przed zniszczonym domem. Val rozpłakała się i przytuliła Alex.
- Cii.... cii... - Mówiła Alex głaszcząc dziewczynę po głowie. - Wszystko będzie okay.
*godzina 16:00; dom Valeri*
Po zabraniu i wyrzucaniu zniszczonych rzeczy, zajęło dziewczynom i dużej grupie ludzi około 8 godzin. Gdy nadeszło popołudnie rodzice Alex zaprosili rodzinę Valeri do siebie na obiad. Chcieli ch w jakiś swposób dodać otuchy, ale też przyywitać dziewczyny, które po długiej nieobecności przyleciały do rodzin.
Gdy wszyscy doszli na wzgórze stanęli przed wejściem do domu.
- Dobra. To tak: Francesco i Roberto, pójdźcie rozpalić grilla, a ty Viola choć ze mną i pomożesz mi z mięsem. Wy dziewczynki pójdziecie do ogrodu i nazbieracie mi warzyw do sałatki. Za chwilę widzę was w kuchni. - Uśmiechnęła się do nich wszystkich jasnowłosa kobieta.
(Rodzice Alex: Eva i Roberto; rodzice Valeri: Francesco i Viola).
Dom nie był jakiś nowoczesny, czy super wypasiony. Był to dom taki, jakie widuje się we Włoszech. Z różnymi roślinnymi akcentami, przyjemnym zapachem w środku i nie wielkim światłem w środku. I tak włosi większość swojego czasu spędzają na podwórku. Jadalnia (stół i krzesła) ustawione były na tarasie za domem, a grill stał pod drzewem oliwnym rosnącym przy ogrodzeniu również, za domem.
Dziewczyny wbiegły jeszcze szybko po długich jasnych schodach na górę do pokoju Alex i pozwiązywały włosy w kucyki. Zmieniły jeszcze tylko przemoczone buty i bez zmieniania brudnych koszulek i spodni zbiegły na dół i poszły do ogrodu.
CZYTASZ
"Shake? Nie, dzięki!"
Fiksi RemajaMałe rzeczy są początkiem czegoś wielkiego. Jak ten shake. Niby nic wielkiego, a jednak. Zazwyczaj takie incydenty nie są początkiem dobrej znajomości, lecz wręcz przeciwnie. Ale zawsze zdarzają się wyjątki!