Kolejny gorący dzień w Los Angeles. Było około godziny dziewiątej rano, a ulice już zapełniły się ogromną ilością ludzi. Głównie na przystankach autobusowych lub jak dzisiaj w Starbucksie, aby kupić kawę na dobry początek dnia. Alexandra i Valeria nie lubiły kawy, a szczególnie Valeria, dlatego też próbowały ominąć wspomnianą powyżej kawiarnię z daleka. Prawie by im się to udało, gdyby nie przechodząca obok wycieczka ze szkoły. Obie dziewczyny przecisnęły się pomiędzy nimi a ludźmi zapatrzonymi w bardzo drogą kawę nalaną do papierowych kubków z syreną (?). Skierowały się na przejście dla pieszych przy jednej z głównych ulic w LA.
Valeria próbowała właśnie dotrzymać kroku swojej przyjaciółce. O mały włos się nie wywróciła. Widocznie nowo kupione ekstra szpilki nie były aż tak ekstra. Gdy stanęły przy przejściu od razu złapała się za latarnię obok i podniosła prawą nogę poprawiając zapięcie na bucie.
- Wczoraj je kupiłam, a już mnie bolą nogi. - Powiedziała do przyjaciółki, która właśnie kończyła swoje poranne śniadanie: kanapkę z szynką i pomidorem. - Masz może plaster? - Spytała podnosząc głowę.
- Yhym. - Wymamrotała z pełnymi ustami Alexandra i zaczęła szukać w swojej torebce swojej kosmetyczki.
Akurat wtedy musiało włączyć się zielone światło. Obie dziewczyny: wciąż kończąca swoje śniadanie Alex i z obolałymi stopami Valeria ruszyły przez pasy. Przeszły obok Victoria's Secret, a potem za rogiem na chwilę zatrzymały się przy ławce.
Valeria usiadła i rozpięła swoje buty. Alex w tym czasie zdążyła znaleść swoją kosmetyczkę i dać przyjaciółce plaster.
- Dzięki. - Powiedziała Val i nakleiła plaster za kostkę.
- Spoko. - Odpowiedziała Alex i zgniotła papierek po kanapce.
Gdy Val uporała się z butami, wstała i wyjęła ze swojej torby na ramię telefon i go odblokowała.
- Brandon napisał. - Wystukała coś na klawiaturze telefonu.
- Co chce? - Zapytała jej przyjaciółka wstając z ławki i obie ruszyły w stronę kolejnego przejścia dla pieszych.
- Mówi, żebyśmy poszły na jakąś ulicę o nazwie "Last Flower".
- "Last Flower"? Coś dziwna ta nazwa.
- Wiem. - Schowała telefon do torby. - Jak myślisz, dobrze wypadniemy w oczach tych ludzi? Alex, ja nie chcę wracać do Włoch. - Złapała za pas od torby.
- Coś ty! Nie wrócimy do Włoch. Napewno wypadniemy świetnie. - Powiedziała Alex z uśmiechem.
- A co jeśli nie? A co jeśli wypadniemy strasznie, a Brandon powie, że nie chce takich dziewczyn jak my w swojej branży?
- Po pierwsze: Brandon to palant. Tu nie ma nic do gadania. A poza tym, jeśli coś jednak się nie uda to poszukamy innej pracy.
- A jak nie znajdziemy innej?
- Val, czemu zawsze widzisz najgorsze scenariusze?
- Po prostu jestem realistką.
- I realiści widzą zawsze same złe rzeczy? - Alex założyła ręce na piersi.
- Nie o to mi chodzi. - Machnęła ręką w stronę przyjaciółki. - Poprostu mnie nie stać, okay? Jeszcze chwila, a nie będzie mnie stać na bilet powrotny do domu. Może zrobimy taki układ: Na znalezienie tej pracy mamy tylko miesiąc. Po miesiącu, jeśli jej nie znajdziemy, wracamy do Włoch. Co ty na to?
- Val, ja...
- Co ty na to? - Przerwała jej Valeria.
- Nie widzisz jak nam tu dobrze? - Zapytała Alex. Dziewczyny stanęły na przejściu dla pieszych i po chwili przeszły na drugą stronę.
- No... fajnie tu jest. - Oznajmiła jej przyjaciółka.
- I widzisz. Pamiętasz jak mówiłyśmy jeszcze w liceum, że gdy skończymy 18 lat to wyjedziemy do Los Angeles? I zobacz. Oto gdzie jesteśmy! Nie podoba ci się?
- Podoba się... , ale nie mam pieniędzy, rozumiesz?
- To ci porzyczę kasę. Dostałam sporą sumkę od rodziców, gdy dowiedzieli się, że mam zamiar wylecieć do Ameryki.
- O nie. Nie chcę twoich pieniędzy. Masz własne wydatki. A poza tym jeszcze wynajmujemy mieszkanie. Nie chcę, żebyś płaciła za mnie.
- Okay. Pomyślmy. - Alex dotknęła palcami swoich skroni. Dziewczyny szły właśnie chodnikiem przy ulicy, wzdłuż której ciągnęły się różne kawiarnie lub restauracje. - W porządku. Zgadzam się.
- Hm?
- Wyjedziemy jeśli nie znajdziemy tej roboty. Jeżeli ją znajdziemy - to zostajemy. Ale teraz, pozwól że ja będę płacić większą część czynszu, a ty w zamian będziesz robić nam jedzenie. - Uśmiechnęła się.
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić. Nie pozwolę ci na powrót do Włoch. Nie chce mi się tu samej siedzieć. Bez ciebie będzie mi smutno.
- No... Okay. - Uśmiechnęła się Valeria i spojrzała na przyjaciółkę.
Diewczyny szły dalej przed siebie. Jak to w życiu bywa, pech to pech i nigdy nie wiadomo kiedy może się przytrafić i komu. W tym przypadku przytrafił się on obydwu dziewczynom.
Gdy przechodziły obok baru mlecznego dwóch chłopaków właśnie z niego wychodziło. Jeden z nich: wysoki brunet, trzymał w dłoniach dwa shake'i i gdy tylko się obrócił w jej stronę oba kubki wypadły mu z rąk. Val chciała jakoś je złapać, ale tylko pogorszyła sytuację. Gdy ich dotknęła, jakimś magicznym cudem odleciały od nich pokrywki, a cała ich wnętrzność ochlapała obie dziewczyny. Najbardziej z tego powodu cierpiały oczy Val, która miała na sobie nową jasnoniebieską koszulę mgiełkę. Gdy dotknęła opuszkami palców ciekłej substancji na swoim biuście myślała, że szlak ją trafi. Alex otworzyła tylko szeroko buzię i spojrzła na chłopaka.
- O mój Boże! Przepraszam! Ja... - Zaczął się tłumaczyć.
- Czy wiesz co właśnie zrobiłeś? - Powiedziała Alex z zaciśniętymi zębami. - Właśnie idziemy na ważną rozmowę z naszym PIERWSZYM klientem. Od tego zależy, czy przyjmą nas do pracy czy nie! - Powiedziała donośnym głosem.
Chłopak, który stał obok niego: trochę niższy od przyjaciela ciemnooki brunet spoglądał na Valerię, która wygrzebała ze swojej torby chusteczki i podała dwie swojej przyjaciółce.
- Ja nie chciałem! Przepraszam! - Tłumaczył się.
- Nic mi po twoich przeprosinach! - Krzyknęła wkurzona Alex.
- Jak my wyglądamy. - Wybełkotała Val wycierając się chusteczką.
- A musicie koniecznie iść na to spotkanie?
- Tak! - Krzyknęły obie w tym samym momencie.
- I co teraz, co teraz... - Zaczął mówić do siebie chłopak, a jego kolega (ten niższy) powiedział:
- Em... Nasze dziewczyny zostawiły u nas swoje ubrania. Może by się nadały... - Zawahał się.
- Żartujesz? Nie będę nosiła ubrań jakiejś laski, której nawet nie znam. - Powiedziała Alex.
- A będą pasować? - Spytała się go Val.
- Tak. - Dodał ten wyższy chłopak.
- Żartujesz? - Szturchnęła Alex swoją przyjaciółkę. - Nie mam zamiaru no...
- A mamy inne wyjście?! - Wyrzuciła z siebie Val i zgniotła brudną chusteczkę. Gdy wyrzuciła ją do kosza obok powiedziała: Prowadźcie.
Chłopacy wymienili się spojrzeniami.
- Żartujesz? - Jeszcze raz spytała zdziwiona Alexandra.
- Nie żartuję. - Odpowiedziała jej przyjaciółka. - Mamy jeszcze dwadzieścia minut do spotkania. Ile będziemy do was iść?
- Stąd - 5 minut. - Powiedział ten niższy chłopak.
- Uff. Okay. Chodź. - Pociągnęła Valeria przyjaciółkę i razem z chłopakami w milczeniu ruszyli w stronę ich domu.
Po dziesięciu minutach, gdy dziewczyny się już przebrały stanęły w salonie chłopaków.
- To... jeszcze raz dzięki. - Powiedziała z uśmeichem Val.
- Dzięki. - Dodała Alexandra i wzięła swoją torebkę z fotela. - KIedy skończy się spotkanie, przyjdziemy i oddamy wam ubrania.
- W porządku. Jest mi tak głupio. Naprawdę... Przepraszam. - Powiedział wyższy chłopak i nerwowo przeczesał włosy ręką. - Może się jeszcze jakoś spotkamy?
- Em... raczej nie. - Pokiwała głową Alex.
- Wasze dziewczyny były by niezadowolone. - Zaśmiała się z Val, a do niej dołączył ten niższy chłopak.
- Nie o to mi chodzi. Czuję się fatalnie, że przeze mnie możecie stracić pracę. Mogę jeszcze jakoś was przeprosić?
- Może innym razem. - Powiedziała Val i otworzyła drzwi.
- No to przynajmniej po spotkaniu przyjdźcie do nas. Zamówimy pizzę czyc coś. - Powiedział niższy chłopak.
Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami.
- Okay. - Powiedziały obie. - Tylko daj mi swój numer. - Powiedziała Val i wystawiła do niego rękę.
Chłopak wygrzebał z koszyczka stojącego na blacie kuchennym długopis i na dłoni dziewczyny napisał jego numer. - Okay. - Powtórzyła. - Musimy już lecieć.
- Właśnie. - Dodała Alexandra i wyszła na klatkę. - To do zobaczenia! - Pomachała do nich na pożegnanie. Val zrobiła to samo i po chwili dziewczyny opuściły ich mieszkanie, klatkę i blok. Ruszyły w stronę ulicy "Last Flower".
- Nieźle, co? - Spytała Valeria przyjaciółkę. Poprawiła swoją torbę na ramieniu.
- No. - Uśmiechnęła się Alex.
- Ale ten chłopak miał uśmiech. - Powiedziała wpatrzona przed siebie Valeria. Dziewczyny właśnie mijały kolejne kawiarnie, aż dotarły do ulicy "Last Flower".
- Ale ten chłopak miał oczy. - Dodała Alex.
- Czekaj. - Wytrzeszczyła oczy Val. - O kim mówisz.
- O tym wysokim. - Uśmiechnęła się jej przyjaciółka. - A ty?
- O tym drugim. - Powiedziała Valeria i odwzajemniła uśmiech. - Ale nie zamęczajmy sobie nimi głowy. Mają dziewczyny.
Z twarzy Alexandry zszedł uśmiech.
- Ale nie masz się czym martwić. - Zapewniła ją Val. - Założę się, że co drugi facet na ulicy chciałby się z tobą umówić.
- Nie żartuj sobie.
- Nie żartuję.
- Dobra. Choć szybciej. - Pogoniła ją Alex. VAleria tylko wywróciła oczami i ruszyła za przyjaciółką.
Po minucie weszły do biura. Tam czekał na nie klient. Zaczęło się spotkanie.
CZYTASZ
"Shake? Nie, dzięki!"
Teen FictionMałe rzeczy są początkiem czegoś wielkiego. Jak ten shake. Niby nic wielkiego, a jednak. Zazwyczaj takie incydenty nie są początkiem dobrej znajomości, lecz wręcz przeciwnie. Ale zawsze zdarzają się wyjątki!