- Witam. A co Panie tutaj sprowadza? - powiedział właściciel domku patrząc na stojące w drzwiach dziewczyny.
- Dobry wieczór. Myyy... To znaczy nasz samochód... A poza tym, jest pan naszym klientem. - powiedziała chaotycznie Alex.
- Aaaaa. Pani Floyd i Pani Green. Nie sądziłem, że spotkam Panie w takich warunkach. Spodziewałem się bardziej... Pań w wieku 40+ ubranych w eleganckie, staromodne sukienki, a tutaj piękne młode kobiety, a w dodatku ubrane w dresy.
- Ma Pan racje, nasz strój nie jest zbytnio odpowiedny, ale spędziłyśmy w samochodzie 5 godzin.
- Nie, nie, nie. Źle mnie Pani zrozumiała. Bardzo się cieszę, że Panie są takie jakie są. Takie... No nie sztywne. - zaśmiał się klient - około 35 lat, uśmiechnięty, wysoki blondyn. - A tak wogóle, to mam na imię Louis Kingston, jak już pewnie Panie wiedzą. - uśmiechną się.
- Ja jestem Valeria Green, Miło mi. - powiedziała i podała rękę mężczyźnie.
- Alexandra Floyd. - dodała Alex i również podała rękę Louis'owi. - Miło mi.
- No to może... Ja zaprowadzę Panie do pokoju?
- Dziękujemy bardzo. - odpowiedziały z uśmiechem.
- A tak w ogóle... To daleko jest pań samochód?
- Nie, jakieś 200 metrów stąd.
- To może ja spróbuję chociaż go tu odholować? Chyba, że Panie nie mają jeszcze do mnie na tyle dużo zaufania, żeby dać mi kluczyki.
- No co Pan. *dała mu kluczyki* Proszę. I jeszcze raz dziękujemy za pomoc. - powiedziała zdemując buty i kurtkę, a następnie kładąc swoje rzeczy przy kominku.
- To ja zaraz wracam, a niech się rozgoszczą. Czujcie się jak u siebie w domu. - powiedział zamykając za sobą drzwi.
Dom był bardzo ładny i przytulny. Wyglądał jak większość górskich domków. Wszystko było wykonane z drewna, lecz bardzo dokładnie. Wchodząc do domu widziało się cały jego rozkład. Na przeciwko był salon z dużym kominkiem, przy kominku stały dwa wielkie fotele. Dalej był stół z krzesłami, kanapa i telewizor. Po prawej stronie, obok wejścia do salonu były schody na górę. Drewniane, długie proste schody, a na górze było aż 5 pokoi. Każdy pokój miał swoją łazienkę. Na dole znajdowała się również jedna duża łazienka "dla gości".
Z kolei po lewej stronie salonu, obok łazienki była kuchnia. Ogromna kuchnia.
Cały dom był bardzo przytulny. Wszędzie były drewniane meble i ciepłe dywany. To chyba właśnie to dawało tak wspaniałą atmosferę.
- Już jestem! Samochód jest przed domem. I przyniosłem wasze bagaże.
- Oooo. Dzięki bardzo. - powiedziała Valeria biorąc od niego swoją walizkę.
- Napijecie się może herbaty? Na pewno zmarzłyście.
- Bardzo chętnie. - powiedziała Alex zapałem. - Ale to może ja ją zrobię, ty już nam wystarczająco pomogłeś.
- Skoro chcesz, proszę bardzo. - powiedział zdejmując kurtkę i wieszając ją do szafy.
Po chwili, gdy herbata była już gotowa, wszyscy usiedli przy kominku. Było już bardzo późno, lecz mimo to nikt nie narzekał, że chce już spać.
Alex wstała i zaczęła patrzeć, na zdjęcia stojące na komodzie.
- Kto to? - zapytała, wskazując na zdjęcie.
- Moja żona. - powiedział z uśmiechem.
- Piękna kobieta.
- Tak, Hannah była piękną kobietą. Z niesamowicie dobrym sercem. Zawsze marzyła o gromadce dzieci... Z domu dziecka...
- Jak to była? Co się stało?
- 3 Lata temu umarła na białaczkę... 2 tygodnie przed tym jak mieliśmy iść na spotkanie do domu dziecka.
- Bardzo mi przykro... A tak w ogóle... To po co chce pan zmienić wystrój tego domu? Przecież jest tu przytulnie. To miejsce ma swój niepowtarzalny urok...
- Mówi pani jak moja żona. Ona też mówiła, że dzieci będą czuły się tutaj bezpiecznie. A ja chcę to zmienić, bo już nie ma dla kogo być tu przytulnie...
- A co z tym dzieckiem co mieliście je adoptować?
- Nie wiem. Nigdy już nie zjawiłem się w tym miejscu. Bez niej, to już nie ma sensu.
- Ma sens. Oj ma. Wszystko ma sens. Jeśli tylko pan zechciałby adoptować dziecko... Ma pan warunki, nie tylko w domu, ale też w sercu. Nigdy nie jest za późno, ani za wcześnie. Zawsze jest odpowiedni moment. Niech pan na mnie spojrzy. Mam 21 Lat. Jestem już po studiach, bo przeskoczyłam kilka klas. Piszę pracę magisterską z medycyny i spodziewam się dziecka. A za to Valeria spodziewa się ślubu. Gdyby pan tylko poznał naszą historię... Na początku wydawałoby się, że już nic nam się nie uda. A jednak! Proszę się nie poddawać. Myślę, że pana żona chciałaby, żeby pan pomógł tym dzieciom...
- Myśli pani?
- Oczywiście. I proszę mi mówić Alex.
- Dobrze. Ale... Czy to ma sens? Czy dzieci chcą mieć tylko tatę. Czy w ogóle ktoś mi da takie prawa?
- Oczywiście, że chcą mieć tatę. A sąd? Na pewno pan dostanie prawa do adopcji.
- Oby tak było. Ma pani rację! Muszę zawalczyć o coś na czym mi zależy... A ten projekt... To niech panie zrobią, tylko że tych pokoi na górze. Niech zmienią się na bardziej... no takie dla dzieci.
- Nie ma sprawy! - krzyknęła z zapałem Valeria. - Jutro się za to zabierzemy, a teraz pójdziemy już spać.
- Dobranoc. - powiedziała Alex i Val, jednocześnie odstawiając kubki na stół.
- Dobranoc. - odpowiedział siadając jeszcze w fotelu.
...
- Niesamowity facet... Nie sądziłam, że...
- No ja też nie. Spróbujmy mu pomóc. Wiesz, ja myślę, że dodamy tu tylko jakieś pierdoły i pozmieniamy ustawienie mebli, niech wszystko tu tak zostanie. Dodamy jakieś miśki, zabawki, namalujemy coś na ścianach... Co o tym sądzisz? - powiedziała Alex wymachując rękami na wzór co gdzie będzie.
- Też o tym myślałam. Dobra kładź się do mnie. - powiedziała z łóżka Valeria.
- No już. - zgasiła światło i położyła się do przyjaciółki.
...
*PUK, PUK*
- Dzień Dobry. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedział Louis otwierając wolna drzwi.
- Nie, nie. Proszę wejść. – powiedziała Valeria stojąc przy walizce. – Nie śpimy już od jakiejś godziny.
- Co panie chcą na śniadanie? Jajecznica z boczkiem i cebulką może być?
- Mmmm. Dawno takiej nie jadłam. – powiedziała Alex rzucając się na łóżko. – I zagryzłabym to wszystko takim pysznym tortem... Mniam! – Dodała, a Louis dziwnie na nią się spojżał.
- Hahahahahaha. Jest w 1 miesiącu ciąży, ma takie fazy. – zaśmiała się Valeria kładąc rękę na ramieniu mężczyzny.
- Hahaha. To ja idę robić wam tę jajecznicę. – również zaśmiał się i wyszedł z pokoju.*dzwonek telefonu*
- Halo?
- Hej Alex. Jak tam?
- Cześć. A w porządku. Jest tu prześlicznie. Szkoda, że nie możesz tego teraz zobaczyć. Ten wschód słońca... Ehh. Bezcenny widok. A co u was?
- Właśnie zaraz jedziemy na sesję. A jak ty się czujesz?
- Dobrze, o nic się nie martw. Nie jestem chora. To tylko ciąża.
- No okey. Trzymaj się kochanie. Do usłyszenia wkrótce. Pa.
- Papa.- Co u chłopaków?
- Nic ciekawego. Zaraz wybierają się na sesję.
- Aj no tak. Pamiętam. Cameron coś wczoraj wspominał, że mają sesję z agencją modelek „Paris”.
- Co? Z Paris? Będzie tam Natalia! Znowu będzie się dobierała do Nash’a.
- Spokojnie! Przecież Nash poza tobą świata nie widzi.
- Może masz rację. Nie powinnam się denerwować z takiego powodu.
- W twoim stanie nie powinnaś wcale się denerwować! Chodź na śniadanie. – powiedziała Valeria chowając telefon do kieszeni.
Dziewczyny ubrane były w legginsy i ciepłe sweterki, a na nogach grube skarpety. Na głowach... Hmm. Jakby to określić... Coś a’la kok. Taki trochę niechlujny, ale najlepszą nazwą będzie kok.
Już na schodach czuć było pyszną jajecznicę. Gdy weszły do kuchni piękny zapach nasilił się, a dziewczyny zrobiły się jeszcze bardziej głodne. Wszystko było podane na stole w bardzo ładny, lecz nadal swojski sposób.
- Smacznego! – powiedział siadając do stołu.
- Wzajemnie. – odpowiedziały mu obie dziewczyny również siadając do stołu.
Śniadanie bardzo im smakowało. Można powiedzieć, że jeszcze nigdy w życiu nie jadły tak pysznego śniadania.
- Gdzie nauczyłeś się tak gotować? – zapytała pełna podziwu Valeria.
- Pracuję w restauracji... To znaczy w zajeździe. Tu nie daleko. Jestem szefem kuchni, a gotować uczyłem się we Francji.
- To... To coś jest genialne. Najlepsze śniadanie w moim życiu.
- Dziękuję bardzo. Gdy jeszcze moja żona żyła pomagała mi. Ona też była szefową kuchni, tylko, że w o wiele bardziej ekskluzywnej restauracji. To dopiero w jej jajecznicy byście się zakochały.
- A może wpadłbyś kiedyś do nas na kilka dni? Może to trochę niezręcznie pytać o to swojego klienta, lecz uważam, że jesteś bardzo dobrą osobą... W sumie, jeszcze nigdy nie polubiłam tak klienta.
- Dziękuję bardzo. Z chęcią was odwiedzę, gdy będę miał kilka dni wolnego. Właśnie od wczoraj mam urlop, ale bardzo krótki, ponieważ po jutrze idę do pracy.
- A my wyjeżdżamy jutro. To może wymieńmy się numerami i adresami?
- Dobrze, macie tu mój telefon. Wpiszcie swoje numery i zapiszcie wraz ze swoimi nazwiskami, żebym potem wiedział do kogo dzwonić. – zaśmiał się. – Jaki jest wasz adres?
- Calzedonia 10/2.
- Dzięki bardzo. A wy już chyba wiecie gdzie ja mieszkam.
- No tak, tak. – uśmiechnęła się Alex.
- Jakby co zadzwonię kilka dni przed przyjazdem, żeby was uprzedzić. – powiedział odbierając telefon od Valerii.
- Okey. Śniadanie było pyszne. Dziękujemy bardzo, a teraz idziemy pracować.Dziewczyny spędziły na górze około 6 godzin. Pracowały bardzo intensywnie. Zrobiły projekt, a następnie zabrały się za przesuwanie mebli. Potem złożyły zamówienie na stronie internetowej. Kupiły pluszaki (większe i mniejsze), zabawki, kolorową pościel, firanki i zasłony. Po skończonej pracy zeszły na dół do Louisa.
- Zobacz. To jest nasz projekt. – pokazała laptop z wizualizacją pokoi. – Meble poprzestawiałyśmy. Brakuje jeszcze tych detali w postaci dodatków, ale zamówiłyśmy je ze strony internetowej. Jest ich dużo, ale my mamy zniżki dlatego wyszło tanio.
- Dziękuję! Wygląda to wspaniale. Masz racje, tych drobiazgów jest tak dużo, a do zapłacenia niewiarygodnie mało.
- Tak, wiemy. Mamy zniżki w takich sklepach. Akurat w tym aż 70%. Nie zamawiamy na swoje zniżki takich rzeczy dla klientów, ale ty jesteś już kimś więcej niż klientem.
- Dziękuję wam bardzo! Jesteście kochane. Wasi przyszli mężowie będą mieli naprawdę dużo szczęścia. – powiedział i przytulił na raz stojące obok siebie dziewczyny. – Ja idę robić kolację. Idźcie odpocząć i usiądźcie przy kominku, a ja za 40 minut przyniosę kolację.
- To my może ci pomożemy? – zapytała Alexandra.
- Nie, nie, nie. Odpocznijcie sobie. Pracowałyście dziś długo. Ja sobie poradzę. Tym bardziej, że kocham to robić.
CZYTASZ
"Shake? Nie, dzięki!"
Teen FictionMałe rzeczy są początkiem czegoś wielkiego. Jak ten shake. Niby nic wielkiego, a jednak. Zazwyczaj takie incydenty nie są początkiem dobrej znajomości, lecz wręcz przeciwnie. Ale zawsze zdarzają się wyjątki!