9. Wilk i Szpicel spotykają się

120 22 7
                                    

Wayne przypatrywał się wysłannikowi Olsena z cierpiętniczą miną. Spodziewał się wszystkiego, kiedy przełożony poinformował go o wizycie zupełnie mu obcego człowieka z Centrali, ale osoba O'Hale'a denerwowała go już samym swoim istnieniem. Wayne'owi nie podobało się to, co ujrzał po przekroczeniu progu komnaty przez swego gościa.

Po pierwsze, sierżant O'Hale był zaskakująco młody jak na piastowane stanowisko. na oko miał nie więcej niż 20 lat, możliwe że zaledwie parę miesięcy wcześniej ukończył Szkołę Rycerską. Tak szybki awans byłby więc niespotykany.

Kapitan wziął pod uwagę dwa możliwe wytłumaczenia: albo sierżant był niesamowicie uzdolnionym żołnierzem zasłużonym dla lenna, albo pochodził ze szlacheckiej rodziny, najpewniej zaprzyjaźnionej z kimś z dowództwa w Centrali. Wayne'owi wystarczył rzut oka na młodzika, by utwierdzić się w przekonaniu, że druga opcja była jedyną dostępną alternatywą w jego przypadku. Brak jakichkolwiek odznaczeń na wojskowym kaftanie, w dodatku wyglądającym na nowiutki i niemiłosiernie drogi, w zestawieniu z dość lichą posturą sierżanta, ewidentnie zdradzającą niezbyt częste wysługiwanie się mieczem czy inną bronią, sugerowało skromne doświadczenie młodzieńca w sztuce wojskowej. Normalny człowiek z gminu nie awansowałby tak wysoko w tak młodym wieku i to bez zasług na polu bitewnym.

Sama panna Bold, mając obecnie lat 25, czyli sporo więcej od O'Hale'a, musiała przez 3 lata pracować w porcie jako strażniczka, niejednokrotnie zmagając się z agresywnymi marynarzami, przemytnikami czy podejrzanymi ludźmi, by awansować na stopień sierżanta, co w portowej straży było jednym z wyższych stanowisk jakie mógł objąć żołnierz w tej okolicy. Jednak Marie miała za sobą jeszcze jeden argument - ukończenie Szkoły Rycerskiej z wyróżnieniem. Natomiast O'Hale ewidentnie był tylko ozdobnikiem na lekcji, które prowadzono w Szkole, nie ulegało więc wątpliwości, że sierżant zawdzięcza swój stopień jedynie pochodzeniu.

Po drugie: aura młodzieńca, która roztaczała się wokół niego niesamowicie silnie, dobitnie wskazywała na problematyczny charakter tego człowieka. Z jego postawy biła pewność siebie i poczuciem wyższości w stosunku do innych, spojrzenie emanowało arogancją, zaś maniera w zachowaniu, przejawiająca się w wysokim i nieco kpiarskim tonie głosu, wyrafinowanej gestykulacji i sztywnym chodzie, doprawiona okazjonalnym uniesieniem brwi by zaakcentować swoje niezadowolenie, denerwowała Wayne'a najbardziej.

„Szlachetka z dobrego domu, młokos bez obycia w walce, wysłany na misję priorytetową przez Centralę. Czy oni chcą mnie jeszcze bardziej upieprzyć? Żartów im się zachciało?!" - myśli kapitana pędziły w szalonym tempie, gdy analizował całą sytuacje.

Prawda była znacznie bardziej oczywista. Pułkownik Olsen przysłał do kordegardy Rowley własnego sekretarza, swojego najbardziej zaufanego człowieka w Larvik. Będąc przyciśniętym do muru przez głównodowodzących nie miał czasu na zebranie własnej drużyny do zadań specjalnych, zmuszony był więc podjąć radykalną decyzję - sierżant O'Hale, jako osoba najlepiej zaznajomiona z sytuacją panującą w Willowtree, oczywiście nie licząc samego pułkownika i najwyższych rangą generałów, idealnie nadawał się na partnera Wayne'a. Dlatego też to jemu została powierzona piecza nad przebiegiem misji. Jednak tego kapitan kordegardy z oczywistych względów nie mógł wiedzieć.

Sierżant kończył właśnie omawianie raportów wojskowych, wysłanych przez dowódców garnizonów stacjonujących w pobliżu Willowtree. Zerkał przy tym ukradkiem na czarnowłosą piękność, opierającą się teraz o ścianę po drugiej stronie komnaty. Marie ewidentnie nad czymś rozmyślała. Gdy O'Hale skończył swoją przemowę, kobieta potrząsnęła kilka razy głową i spojrzała na młodzieńca. Jej twarz była poważna, niemal skamieniała.

– A więc zarówno porucznik Sierakovsky, jak i podporucznik Tat twierdzą, że na ich podwładnych zadziałały jakieś diabelskie siły, kiedy patrolowali teren niedaleko osady Flare. - Marie próbowała odtworzyć z pamięci wszystkie zasłyszane dotychczas informacje. – Żołnierze odczuwali dolegliwości po dłuższym pobycie w pobliżu niezamieszkałych budowli nad rzeką Willowtree. Dotychczas zdrowi, nagle zaczęli czuć się osłabieni, kręciło się im w głowach, mieli problem z orientacją, zasychało im nagle w gardłach i odzywał się kaszel. Do tego dziwny, niesamowicie intensywny zapach morza rozchodzący się w powietrzu i tajemnicze głosy, które brzmiały jakby mówiły w innym języku... coś pominęłam?

Sierżant odchrząknął, spojrzał w dokumenty dotyczące zeznań żołnierzy i pokręcił przecząco głową. Marie podrapała się po podbródku w zamyśleniu, a Wayne spoglądał to na nią, to na młodzika z Centrali, zupełnie jakby na coś czekał. W końcu westchnął przeciągle.

– Twierdzisz, że to coś nadprzyrodzonego? I że nasi żołnierze wystraszyli się ducha? - spytał kapitan z nietęgą miną.

– Osobiście nie wierzę by były to duchy, demony czy inne pseudo religijne brednie. - O'Hale uniósł kpiąco jedną brew, co znów niemiłosiernie zirytowało dowódcę.

Młodzieniec szybko jednak przeniósł swoje zainteresowanie na sierżant Bold, kompletnie zapominając o mężczyźnie, którego jeszcze na stołówce nieco się bał. Jednak Wayne okazał się znużonym, wypalonym zawodowo bucem, a nie wiecznie wkurzonym furiatem, jak go określali pracownicy Centrali. Nie było więc powodu, by się nim zbytnio przejmować, w przeciwieństwie do pani sierżant. Wilk z Anselm się złamał i już nie powróci, stłamszony przez wiek i rutynę. Tak przynajmniej sądził O'Hale.

– Według pułkownika Olsena ktoś próbuje odciągnąć nasze patrole od tamtych budynków. Oficjalnie są niezamieszkane, ale z tego co wiemy stoją tam od przeszło 50 lat, zbudowano je z solidnego budulca i aż dziwi fakt, że dotychczas nikt ich nie wykorzystał czy to w charakterze spichlerzy, czy jako magazynu. - tłumaczył młodzik. – Tamtejsi mieszkańcy nie chcą mówić po co je właściwie zbudowano ani kto tego dokonał, nabierają wody w usta i unikają tematu. Dopóki nasi żołnierze się tam nie zapuszczali, nikt nic nie słyszał o tych dziwnych zjawiskach.

– I nagle pojawiły się, kiedy zmieniono trasę marszu nocnych patroli? - odgadła Marie.

O'Hale powoli pokiwał głową, jednocześnie jego twarz nabrała ponurego wyrazu. Wbił wzrok w drewniany stolik na którym rozłożono dokumenty.

Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz