6. Decyzja zostaje podjęta

19 6 0
                                    

Wiatr wiejący od morza zelżał, ale gwiazd nie było widać przez ciemną warstwę chmur. „Jeśli w nocy będzie padać, to jutrzejsze poranne ćwiczenia z fechtunku odbędą się w błocie". Wayne westchnął, niezbyt zadowolony z własnego wniosku i podjął temat.

– Przez te lata spędzone w Rowley nauczyłem się jednego: żołnierz, który nie wypełnia rozkazów przełożonych najlepiej jak potrafi, nie siedzi przy tym cicho i zgrywa bohatera, jest traktowany gorzej od psa. Staje się tylko mięsem armatnim, bez znaczenia dla kogokolwiek w wojsku. Ja jakimś cudem awansowałem na tyle wysoko, że nikt mnie nie odstrzelił z kuszy przy pierwszej lepszej okazji. Dobrą służbą, bez krytykowania rozkazów, zapewniasz sobie szacunek i lepszą przyszłość. Jak zapewne wiesz, będąc młodszym nie stosowałem się do tych zasad i skończyłem tutaj, skłócony z dowództwem, wygnany do portowego miasta by wypełniać papiery, zlecać patrolowanie ulic i szlaków handlowych, pilnować musztry, a najczęściej po prostu się nudząc, zamiast zaprowadzać porządek w lennie. Jeśli wypełnię polecenie Olsena, być może przyzna mi emeryturę i pozwoli odejść, bo okażę posłuszeństwo jego woli. Nawet jeśli najchętniej skręciłbym mu teraz kark i napluł w twarz. Czy to mi się podoba czy nie, postawił mnie pod ścianą, a jedynym dobrym rozwiązaniem dla mnie jest po prostu wspinaczka w górę, gdzie na szczycie czeka na mnie spokój, emerytura i wyższy żołd, nie wspominając o wymazaniu problematycznych dla Centrali epizodów z mojej kariery w wojsku.

– Rozumiem, ale ta misja niczego nie zmieni w twojej sytuacji! Nawet jeśli pójdziesz zbadać te dziwne doniesienia i rozwiążesz sprawę, to Olsen tak czy siak przypisze sobie samemu wszystkie zasługi, a ty będziesz niepotrzebnie narażał życie, w dodatku dla niepewnej emerytury?! Siedzisz tu już 8 lat, odzwyczaiłeś się od takich misji, a teraz chcesz wypełnić rozkaz tak absurdalny?! Arczi, na Boga, zastanów się po co ci to? Nie lepiej się wyłgać i pozwolić Olsenowi znaleźć innego nieszczęśnika? Wyższa stawka i szybsza emerytura nie są warte twojego zdrowia i życia! W Rowley chociaż jesteś bezpieczny, nawet jeśli nie podoba ci się do końca ten fort.

Wayne spojrzał na nią, zagryzając nerwowo wargę i odsłaniając proste, białe zęby. Nawyk ten przejął od niej stosunkowo niedawno, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie rozumiała go, tak jak przypuszczał. Była za młoda na takie akcje. Musiał to zaakceptować, zresztą to on miał decydujący głos w tej sprawie.

Starał się znaleźć odpowiednie słowa, by w miarę dokładnie wyjaśnić swoje stanowisko Marie. A nie było to proste.

– Słuchaj uważnie, kochana... Jeśli teraz odmówię Olsenowi, to wierz mi lub nie, ale on postara się bym utknął tu na kolejne kilka, bądź nawet i kilkanaście lat, oskarżając mnie przy okazji o niesubordynację. Możliwe też, że zostanę w Rowley do usranej śmierci, nigdy nie zaznawszy wolności i innego życia niż wojsko. Na marne pójdzie wierna służba Araluenowi, na marne mój trud i wyrzeczenia, lata znoszenia niewygód, użerania się z idiotami na wysokich stanowiskach... wszystko kumuluje się zatem w jeden wniosek: albo wypełniam ten rozkaz najlepiej jak potrafię, ignorując moje żale wobec pułkownika i starając się zaspokoić własne pragnienia, albo będę tu gnić dzięki Olsenowi aż do śmierci, mojej albo jego. Wybór jest prosty. - Wayne zakończył swój monolog wzruszeniem ramion, co ewidentnie miało sugerować, że temat sensu podjęcia się misji został zakończony.

Marie westchnęła ciężko i powiodła wzrokiem po mapie lenna, rozwieszonej na jednej ze ścian w kwaterze. Tusz, którym rozrysowano granice Anselm i podpisano poszczególne obiekty, był już nieco wyblakły, więc co mniejszych liter nie dało się odczytać z tej odległości. Kobieta niechętnie podeszła bliżej.

– Po takim wywodzie zakładam, że nie dasz się przekonać do zmiany zdania. - rzuciła żołnierka w stronę biurka, wydymając usta z dezaprobatą. – Pojedziesz i grzecznie wypełnisz rozkaz, chociaż twój pułkownik najpewniej umył ręce w jakieś poważnej sprawie i teraz oczekuje, że weźmiesz na siebie odpowiedzialność i rozwiążesz tę sprawę w jego imieniu. A skoro postanowiłeś osiągnąć swój cel mimo wszystko, to będziesz w to brnął, zgadza się?

Wayne przytaknął, spoglądając dziewczynie w oczy. Marie nie odwróciła wzroku. Kapitan nie pierwszy raz pomyślał, że jej charakter kompletnie nie pasuje do wyrazistej, lecz wyjątkowo pociągającej urody.

„Myślisz pewnie, że zrobiłem się samolubnym skurczysynem. Ale to wina tego miejsca, to przez ten fort mam dość heroicznej walki z systemem i zacząłem myśleć przede wszystkim o własnym tyłku".

Kobieta odgarnęła niesforny kosmyk za ucho i przeniosła wzrok na mapę, nadal czując na swoich plecach wzrok kapitana.

– Nie przekazuje się błahostek do załatwienia takiej osobie jak on, więc to musi być coś dużego i niebezpiecznego, skoro oddano to w ręce Olsena. - rzekła, wodząc palcem po mapie.

Nawet nie spojrzała na kapitana, gdy ten pojawił się po jej lewej stronie, również wpatrując się intensywnie w kartograficzne przedstawienie lenna.

Kobieta z rezygnacją pokręciła głową, stukając paznokciem w oznaczenie na płótnie, symbolizujące położenie kordegardy Rowley. Cisza ze strony kapitana, pomimo jej przytyku, była lekko dołująca bo oznaczała, że Wayne podjął już ostateczną decyzje.

Marie nie miała zamiaru być gorsza od Archiego. Jeśli Olsen chce rozwiązać zagadkę, to musi się liczyć z tym, ze ona nie zostawi swojego dowódcy samego w takiej sytuacji.

– Skoro tak się sprawy mają, to jadę z tobą na tę cholerną misje i nie próbuj tego negować. Zostawisz dowództwo Bale'owi tak czy siak, a ja będę się nudzić w forcie. Bardziej się przydam tobie, tam w Willowtree, niż chłopakom tutaj. - rzekła cicho.

Dalej nie spoglądając na kapitana, wpatrzonego w mapę jak zaklęty, jednak lekko się uśmiechającego po wyznaniu Marie, kobieta powiodła palcem w dół płótna, natrafiając na ledwie zauważalną i wyrysowaną tuszem deltę rzeki Willowtree.

Choć pełnoprawną rzeką by jej nie nazwała, raczej szerokim i długim strumieniem. Nie oznaczało to jednak, że Willowtree nie było w ogóle warte uwagi. To stamtąd pochodziły słynne pstrągi tęczowe, goszczące na stołach bogaczy oraz karasie i okonie, przysmak biedniejszych warstw społecznych. W dodatku to właśnie z tego regionu przywożono na targ w Alder Hill drewniane narzędzia wysokiej jakości. Jednak ryby i wyroby rzemieślnicze były jedynym ekonomicznym atutem tego miejsca. Nad rzeką znajdowało się kilka małych wiosek, zajmujących się głównie połowem wspomnianych ryb i sprzedawaniem ich po taniości w miejscowym skupie. Mieszkańcy żyli tam w biedzie, wiążąc ledwo koniec z końcem.

Marie nie mogła sobie wyobrazić o co konkretnie chodziło Olsenowi, kiedy wspominał w liście o miejscowej straży, robionej w przysłowiowego wała. Domyślała się, że może chodzić o pewnego rodzaju oszustwo, które przełożeni tamtejszych żołnierzy zauważyli, ale tylko tyle mogła na razie powiedzieć. Nie była też w stanie określić jakiego konkretnie wykroczenia mogli się dopuścić mieszkańcy osad nad Willowtree. Albo tajemniczy ktoś kto właśnie tam postanowił wszcząć incydent.

Marie poddała się wreszcie po dobrej minucie analizowania i spojrzała wyczekująco na Wayne'a.

– Willowtree może nas czymś zaskoczyć. - kapitan raczył obdarzyć ją krótkim, przelotnym spojrzeniem.

To wystarczyło, by kobieta dowiedziała się jednej rzeczy: jej propozycja towarzyszenia Wayne'owi w misji została przyjęta do wiadomości i zaakceptowana. - Jeśli rzeczywiście to misja przydzielona specjalnie pułkownikowi, to lepiej przygotuj się na najgorsze. Coś czycha w tych wioskach, a my nie wiemy jeszcze co.

„Ale ten szpicel z Centrali pewnie wie." - stwierdziła w myślach Marie, spoglądając na zmarszczone czoło swojego kochanka.

Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz