Lambert patrzył na swoich dwóch towarzyszy z szeroko otwartymi ustami.
– Chwileczkę, o czym wy... Jak to handel zwierzętami? Od kiedy Wargale są niby...?
– W obiegu? - spytał cicho zwiadowca, kierując zimne spojrzenie zielonych oczu na sierżanta. Lambert oblizał wargi, lekko zaniepokojony. – Och, to akurat nic nowego. Wargale to gatunek endemiczny, żyją tylko w Górach Deszczu i Nocy, nigdzie indziej na świecie. 20 lat temu zostali przetrzebieni podczas wojny z Duncanem, zginęło ich ponad 12 tysięcy. Resztę odprowadzono z powrotem w góry, ale nim odtworzą populacje sprzed wojny to minie parę pokoleń.
Lambert pokiwał powoli głową, zaczynając rozumieć do czego zmierza zwiadowca.
– A więc są teraz uznawane za zagrożony wyginięciem gatunek? I nie wolno ich wywozić poza granice gór, co właśnie zrobił ten Skandianin? - sierżant wskazał kciukiem na rudego wojownika, poprawiającego właśnie pasek przy kaftanie.
– Otóż to. Po podpisaniu pokoju między Skandią, a Królestwem Araluenu, zaczęły się problemy z przemytnikami. Co prawda rodacy Iro nadal mogą najeżdżać inne kraje i łupić wioski, ale to właśnie nielegalny przemyt towarów z Araluenu na Kontynent okazał się dla nich żyłą złota. Nie ograniczają się tylko do jedzenia i alkoholi, przewożą też biżuterię, skóry, tkaniny czy nielegalne substancje i rośliny o podejrzanym pochodzeniu. Od paru lat zaczęli też przemycać zwierzęta, a co jest najbardziej pożądane przez kupców i arystokracje na Kontynencie i Hibernii, a pochodzi z Araluenu? Oczywiście wargalina.
Lambert poczuł, że zaraz zwymiotuje. Ktoś naprawdę chciał próbować mięsa tych cholernym potworów?! Tych samych, które dwie dekady temu zabijały Aralueńczyków na polach Hackham, w dodatku na rozkaz Morgaratha?
Skandianin tymczasem oparł się o ścianę i rzucił na blat stołu pergamin wyciągnięty zza kaftana, zawinięty w rulonik i zawiązany brązowym sznurkiem. Sierżant chwilę przypatrywał się zawiniątku, aż w końcu odważył się rozwiązać supełek i przeczytać notatkę.
Zwiadowca spojrzał na Skandianina, nieco skonsternowany. Naburmuszony Iro wzruszył ramionami, sondując teraz wzrokiem tyłeczek drugiej z córek karczmarza. Minęła chwila, zanim rozwiał wątpliwości towarzysza.
– Skoro i tak potwór nie żyje, to nie mam już po co ukrywać tej notki. A wyjaśniać mi się tego wszystkiego nie chce. Póki nie dostanę 300 monet rekompensaty za rozpieprzenie mojego zlecenia, to nie zaznasz spokoju zwiadowco. A jeśli dogadasz się z tymi żołnierzami na rozłożenie zapłaty na 4 części, to zniknę zaraz po otrzymaniu kasy. Więcej mnie w tym lennie nie obaczysz.
Aldarn prychnął, widząc pewność siebie Skandianina, sierżant O'Hale tymczasem ze zdumieniem odczytywał treść notatki. Było to ewidentne zlecenie na kłusowanie w Górach Deszczu i Nocy, by schwytać wargala i przewieźć go na zachód kraju. Odbiorcą miał być niejaki Robert Carvovy, mieszkający w wiosce Male.
– To znany rzeźnik w tamtejszej okolicy. - wyjaśnił Aldarn, widząc jak sierżant wskazuje palcem na tajemnicze nazwisko, podkreślone w notatce. – Tak się składa, że trafiłem na Iro przypadkiem podczas patrolu. Jechał z sąsiedniego lenna, wyminął straże na głównym szlaku, więc wydał mi się podejrzany. Chciałem sprawdzić jego ładunek, ale wargal najwyraźniej poczuł konia, bo wyskoczył nagle z wozu, wcześniej przegryzając więzy. Nim go zastrzeliłem zdołał uciec, skrył się w lesie, a ja i ten rudy dureń szukaliśmy go całe dwa dni. Musiałem wezwać Bena na pomoc. A potem trafiliśmy na was. Resztę już znasz.
– Więc Iro dostarczał zamówienie w pobliże Willowtree, a tamtejszy rzeźnik ma kontakty z półświatkiem? Ciekawe, zaiste, bardzo ciekawe. - mruczał pod nosem sierżant.
Zwiadowca spojrzał z niepokojem na uśmiechniętego od ucha do ucha Lamberta. Co prawda sierżant O'Hale nie wspomniał po co jedzie do Willowtree, ale skoro wysłano tam trzech ważnych żołnierzy, to sprawa musiała być skomplikowana. Aldarna dziwiło, że nie otrzymał żadnych wieści o niepokojach w pobliżu rzeki, ale niejednokrotnie już wojskowi i szlachta pokazywali, że obecność zwiadowcy nie jest im potrzebna w lokalnych sporach, walkach o wpływy czy w przypadku problemów z żołnierzami. Aldarn więc ograniczał się do wypełniania rozkazów Crowleya, wiekowego Komendanta Korpusu. Skłamałby jednak twierdząc, że nie był ciekawy co też działo się w Willowtree.
Lucy, córka karczmarza, niosła właśnie do ich stolika trzy porcje zupy jarzynowej i potrawki z baraniny. Postawiła dwie tace z jedzeniem i nachyliła się w stronę zwiadowcy, nieco przestraszona.
– P-pański uczeń, czcigodny Zwiadowco, prosił by pan przyszedł zaraz do pokoju na parterze. To podobno ważne.
Aldarn westchnął, spojrzał ostatni raz na twarze Skandianina i sierżanta, a potem wstał i odszedł od stołu. Dziewczyna czmychnęła mu z drogi, lekko skonsternowana. Zwiadowcę odprowadziły ponure oczy karczmarza, stojącego za kontuarem i energicznie przecierającego kufle.
Lambert spojrzał teraz na Skandianina, ziewającego i pozornie niezainteresowanego rozmową. Skoro otrzymał zamówienie na nielegalną dostawę wargaliny do Male, jednej z wiosek leżącej nad rzeką Willowtree, gdzie udawała się właśnie grupa Wayne'a, to sierżant miał obowiązek go wypytać o tego tajemniczego człowieka. Raporty nic nie mówiły o przemycie zwierząt, ani o sprzedaży nielegalnych produktów, a to niepokoiło. W pobliżu Willowtree ewidentnie nie było tak spokojnie i beztrosko jak się żołnierzom wydawało.
– Panie Iro - zaczął uprzejmie Lambert, starając się spleść obie dłonie na blacie stołu. Lewa ręka, obwiązana bandażem i unieruchomiona, skutecznie mu to uniemożliwiła. – Zajmuje się pan przemytem wargaliny w pobliże Willotree?
– A jeśli powiem że owszem, to wtrącicie mnie do więzienia? Pogrozicie karami finansowymi? - żachnął się Skandianin. – Zwiadowca już mi truł, że za takie przestępstwo...
– Jeśli będzie pan współpracował w ramach śledztwa - wszedł mu w słowo sierżant. – to chętnie zapomnimy, że wywiózł pan tego stwora z terenów lęgowych. Ba, przymkniemy oko na nielegalny handel. My wypuścimy pana na wolność, dostaniemy potrzebne informacje i sprawa z wargalem ucichnie jak gdyby nigdy się nie wydarzyła.
Sierżant posłał mu uprzejmy uśmiech i zatopił łyżkę w talerzu gorącej zupy. Frotka intensywnie wąchała powietrze, czując smakowite zapachy. Nie liczyła, że chudzielec rzuci jej jakieś resztki z obiadu, ale aromat baraniny mącił jej umysł. Naraz coś pacnęło w pobliżu jej pyska. Suczka uważnie obwąchała darowaną jej w ten sposób przekąskę, a następnie rozejrzała się po sali w poszukiwaniu twarzy człowieka, który podzielił się z nią jadłem. W końcu go dostrzegła.
Jakiś dzieciak, podróżujący z rodzicami, rzucił jej kawałek kurczaka, z niezwykłym zainteresowaniem obserwując jak wilczur chyżo zabiera się do pałaszowania mięsa.
Iro tymczasem wpatrywał się intensywnie w twarz sierżanta, rozpatrując zalety i wady złożonej chwilę temu propozycji współpracy. Zbliżała się zima, a on po stracie wargala nie mógł już liczyć na zarobek z dostawy. Wstęp na skandyjskie statki został mu odebrany, a wojownik, zmuszony do spędzenia zimnych miesięcy na tej cholernie wyspie, nie miał zamiaru dać się zamknąć w lochach, gdzie karmiono słabo i łatwo było o złapanie choroby. Leczenie byłoby kosztowne, więc Iro nie miał de facto wyboru. Albo sprzeda im informacje o jego kliencie w zamian za amnestię, albo skończy na zawszonej pryczy w wilgotnej i zimnej celi.
No trudno, straci klienta i nieco nadszarpnie swoją opinie przemytnika, ale chociaż będzie mógł odejść i spędzić zimę w jakimś małym miasteczku, gdzie wynajmie pokój. Niewielka cena.
– Co chcesz wiedzieć, chłopcze?
– Och, na początek opowiedz mi coś o tym rzeźniku. Ile czasu trwa ta współpraca? Jak do ciebie dotarł? I czy wiesz coś o straszydłach nad Willowtree i wielkich, murowanych budowlach? A jeśli dodatkowo opowiesz mi coś o gangu Cichaczy, będziesz mógł stąd odejść jeszcze tego wieczoru.
Skandianin uśmiechnął się szpetnie. Zrozumiał. Czyli już wojsko zdołało zauważyć, że coś się dzieje w tej zapadłej dolinie.
Iro upił ostatni łyk grzanego wina i odchrząknął, by chwilę potem wyśpiewać Lambertowi wszystko co wiedział. A wiedział więcej niż O'Hale mógłby się spodziewać.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanficAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...