Sierżant uniósł jedną brew w geście dezaprobaty, gdy starzec znowu głośno mlasnął ustami, uśmiechając się przy tym z błogością. Jego siwe włosy i zarost, nieco niechlujnie przystrzyżony, sugerowały raczej podeszły wiek, ale umięśniona sylwetka i miecz przytroczony do pasa zdawały się mówić: „może i mam swoje lata, ale spuścić porządne manto jeszcze potrafię".
– Wasz pies, żołnierzu? - spytał lekko podenerwowany O'Hale. – Możecie go zabrać? Chciałbym w spokoju zjeść, bo potem muszę się stawić u tutejszego dowódcy.
Starzec pokręcił przecząco głową i spojrzał na młodzika ciepłym, serdecznym spojrzeniem brązowych oczu.
– A gdzie, suka nie moja, nam nie wolno trzymać zwierząt. Rozkaz kapitana Wayne'a. Ale tak się składa, że najwyraźniej nie dotyczy on kobiet stacjonujących w forcie. - widząc zdziwioną minę przybysza, siwy żołnierz wzruszył ramionami. – Ja jej tylko przyniosłem resztki z wczorajszej kolacji, bo pomyślałem że może głodna. - suka zaskomlała w odpowiedzi, co znowu wywołało u wojaka gromki śmiech. – Ale wygląda na to, że ma jednak ochotę na nieco twojej porcji. Wie co dobre, skubana.
Sierżant oparł głowę na lewej ręce, prawą zaś mieszał powoli stygnącą zupę. Głód ustał, choć ze słusznej porcji została jeszcze ponad połowa miski. Jednak będąc szlachcicem nie wypadało mu oddawać osobiście strawy jakieś zapchlonej przybłędzie. Od tego byli służący, wylewający do koryta pomyje dla okolicznych psów i kotów. On tego robić nie będzie, nie tak go przecież wychowano.
Jednak grzeczne kontynuowanie konwersacji z żołnierzem, który sam podszedł i zagaił rozmowę, do wyszukanych obowiązków szlachcica już należało.
– Jeśli nie twój pies, a w forcie, jak sam wspomniałeś, zwierząt trzymać nie wolno, to skąd u licha ona się tu wzięła? - spytał lekko poirytowany O'Hale, suka próbowała bowiem trącać jego udo wilgotnym nosem, próbując zwrócić na siebie uwagę.
– A no przyszła jakieś 4 miesiące temu z lasu, tego co się za fortem rozciąga. Musiała przekopać tunel pod palisadą, bo znaleźliśmy ledwo widoczną dziurę kilka dni po tym, jak kucharz rozpętał potworną kłótnię z naszym zaopatrzeniowcem. Brakowało kilka pęt kiełbasy i bochenka chleba. - starzec wskazał palcem sukę, jednocześnie pakując sobie do ust sporych rozmiarów kawałek cukinii. – Jak się zapewne domyślasz to ona była tym złodziejaszkiem.
O'Hale powoli pokiwał głową, wreszcie rozluźniając się nieco, suka bowiem odpuściła sobie dalsze proszenie o kiełbasę i podreptała na drugą stronę stołu, gdzie otrzymała spory kawałek od starego żołnierza.
Sierżant naraz ziewnął, poczuł bowiem ogarniające go zmęczenie. Nim dojdzie do spotkania z Wayne'em minie zapewne kilka godzin, więc powinien zdążyć się jeszcze przespać w swoim pokoju.
– Tak czy siak, psina u nas została. Ku niezadowoleniu kucharza. Stąd te mierne porcje dla naszej panienki. - starzec podrapał sukę za uchem, cicho gwizdając nieznaną wcześniej młodzikowi melodie.
– Nie próbowaliście przegnać? Wywieźć do miasta albo do lasu? Skoro potrafi podwędzać żarcie z kuchni polowej, zakładam że uznano ją za szkodnika? - spytał sierżant znudzonym już mocno głosem.
Siwy mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha, pakując w siebie kilka łyżek parującej zupy. Pies dwukrotnie pacnął ogonem o ziemię, nieubłoconej w przeciwieństwie do reszty dziedzińca.
– Próbowaliśmy, ale ona zawsze wracała. A to kolejny podkop zrobiła, a to prześlizgnęła się pod bokiem nocnej straży, a raz nawet przeskoczyła nad nami jak wymienialiśmy drewniane bale w palisadzie. Po miesiącu takiej zabawy w końcu kucharz kazał odstrzelić psa z kuszy. Tyle że wówczas do fortu przybyła Zmorzyca, a jak się dowiedziała o tej całej sytuacji, to kategorycznie zabroniła psa tykać...
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanfictionAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...