Piasek w klepsydrze przesypał się już całkowicie, kiedy cicho skrzypnęły otwierane drzwi. Z sali biesiadnej dobiegał śpiew barda i gwar rozmów, jednak w izbie zapanowała głucha cisza, gdy Wayne wpatrywał się zdumiony w twarz sierżanta O'Hale'a. Zdał sobie bowiem sprawę, że gdyby chłopak wszedł do izby parę sekund wcześniej, nakryłby go na całowaniu Marie, co mogłoby poskutkować zarówno skandalem, gniewem sierżanta, jak i ujawnieniem ich romansu opinii publicznej. A tego woleli uniknąć z wiadomych względów.
„Opuściłem gardę", pomyślał z niepokojem Archibald, zagryzając wargę. „Jeszcze tylko tego nam trzeba, żeby paniczyk ogłosił w Centrali wszystkim swoim zasranym kolegom, a w szczególności Olsenowi, że Wayne zabawia się ze swoją młodą podwładną, a w dodatku przeniósł ją do fortu, by łatwiej przemycać kochanicę do sypialni."
Niespodziewający się odwiedzin kapitan zastygł w bezruchu, tymczasem młodzik zamknął za sobą drzwi i powoli podszedł do wielkiego stołu, na którym poprzedniego wieczoru rozłożono mapę lenna. Ewidentnie starał się nie patrzeć na Archibalda, jednak dwa przelotne rzuty oka na kapitana zdradziły go - był ciekawy. I to niezdrowo ciekawy tego, co zaszło wtedy w Bukowym Gaju.
Za oknem, w bliskiej odległości od karczmy, rozległo się głośne i jednostajne pohukiwanie sowy. Wiatr hulał po trakcie, wzbijając tumany kurzu. Nad wioską Inbą gromadziły się burzowe chmury, a niemal wszyscy bywalcy karczmy grzali się teraz przy kominku w głównej sali, w nadziei na przeczekanie deszczu. Nieliczni odważni wyszli na ganek, popijając piwo i śpiewając sprośne pieśni o pewnej pannie z Toscano i jej absztyfikancie, marynarzu z Iberionu.
Wayne siedział jak na szpilkach, wpatrując się w burzowe niebo. Miał ochotę zniknąć, stać się niewidzialny albo chociaż mieć powód, by nie musieć odpowiadać na pytania sierżanta. Było bowiem z grubsza wiadome o co zapyta, dlatego tym bardziej cała ta sytuacja stresowała kapitana.
Młodzież uwielbiała zadawać pytania do upadłego, często były one dość szczegółowe i czasami wręcz infantylne, ale chłopcy, którzy ledwo zasmakowali dorosłego życia po zdobyciu zawodu, najbardziej miłowali się w tematyce kontrowersyjnej. Życie prywatne innych osób, poważne przestępstwa, doświadczenia seksualne czy nielegalne rozrywki potrafiły ich znacznie bardziej zajmować niż inne aspekty życia. Wayne spodziewał się więc, że sierżant Lambert, należący jeszcze bez wątpienia do grupy młodzieżowej, prędzej czy później zada mu to jedno pytanie, jakże osobiste i intymne, ale jednocześnie intrygujące, biorąc pod uwagę zachowanie kapitana po wypadku Marie.
„Co was tak naprawdę łączy?".
***
Do świadomości Archibalda dopiero na drugi dzień po zabiciu wargala dotarła myśl, że O'Hale widział za dużo. Zdecydowanie za dużo.
Najpierw dość niejednoznaczna reakcja Wayne'a, kiedy to rzucił się z krzykiem i przerażoną miną do nieprzytomnej Marie, a następnie cucił i tulił ją w ramionach, mogła zrodzić w głowie sierżanta całą masę natrętnych pytań co do oficjalnej relacji kapitana z jego podwładną.
W końcu niewielu żołnierzy reagowało tak emocjonalnie w przypadku zranienia kolegi z wojska, a już zwłaszcza przełożeni mieli raczej chłodny stosunek wobec swoich podwładnych. Rany, kontuzje i wypadki na służbie były na porządku dziennym, zwłaszcza podczas misji i akcji bojowych, dlatego mało który dowódca przejmował się nimi jakoś szczególnie widocznie. Zachowanie Wayne'a po wypadku Marie mogło więc wzbudzić podejrzenia, zwłaszcza że jego status kawalerski i pozycja oraz jej uroda, wiek i stan panieński dawały mocne podstawy do snucia jednoznacznych wniosków.
Tyle że dopiero podczas rozmowy ze zwiadowcą Aldarnem, którą Wayne przeprowadził dzisiejszego popołudnia, powróciły do niego ważne fragmenty wspomnień z tamtego dnia. Kiedy obaj rozprawiali o usunięciu pamiętnych żołnierskich pułapek na zwierzynę z zagajnika w Bukowym Gaju, Aldarn jak gdyby od niechcenia napomknął o dziwnym nazewnictwie, którego kapitan użył w lesie wobec rannej żołnierki:
– „Moja najdroższa" to chyba nie jest oficjalna tytulatura pani sierżant, nieprawdaż?
– Hę? - Wayne wybałuszył oczy, słysząc to dziwne pytanie. – Gdzie ty niby...
– Sam ją pan tak nazwał, kiedy w szoku tuliliście jej głowę do piersi. - zwiadowca wzruszył ramionami, wrzucając zawartość swojej wypalonej fajki do ognia w kominku. Potem spojrzał na Wayne z niesmakiem. – Z tego co mi wiadomo to jesteś jej przełożonym, a ona młodą atrakcyjną kobietą, która ma przed sobą karierę? Dziwne, że okazujesz jej tak gorące uczucia w obecności młodzieży i obcych facetów. Ciekawe, ciekawe... Obiecała ci coś w zamian za wywyższenie ponad resztę żołnierzy? Kobiety w armii są podobno w Anselm rarytasem, zgaduję że dziewczyna nie ma zbyt łatwego życia w forcie?
Archi zaklnął pod nosem. Wiedział, że związek z panną Bold nie będzie dobrze postrzegany, ludzie zawsze widzieli w takich romansach wyrachowanie jednej ze stron. Albo to przełożony chce wykorzystać naiwność podwładnego do zaspokojenia własnych potrzeb, albo to podwładny chce poprzez romans zapewnić sobie awans na wyższe stanowisko. Wayne'a nie dziwiła reakcja zwiadowcy, ale nie miał zamiaru pozostawić mu złudzeń.
– Marie nie musi wskakiwać mi do łóżka, żebym ją doceniał. - wycedził, nachylając się w stronę Aldarna. Jego zęby bielały w blasku ognia, gdy zaciskał je, z trudem tłumiąc gniew i flustrację. – Jest dobrym i sumiennym żołnierzem, wypełnia obowiązki bez zarzutu, nie ma na nią żadnych skarg od mieszkańców miasta i załogi fortu. Spokojnie mogę ją awansować w przyszłym miesiącu na starszego sierżanta.
Aldarn nie wydawał się przekonany. Zamiast na swojego rozmówcę wydawał się zwracać większą uwagę na ogień w kominku. Wayne prychnął wzgardliwie, sadowiąc się wygodniej na krześle.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanfictionAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...