Frotka biegła przed siebie w przypływie euforii, wywołanej nagłym wybuchem śmiechu u jej czarnowłosej pani i spontanicznym gwizdaniem wielkiego człowieka, który jechał obok nich. Wielkolud miał donośny, ale całkiem przyjemny głos, którym często przemawiał do Frotki wieczorami, głaszcząc jej połyskliwą, czarną sierść. Suczka lubiła go i często okazywała mu swoją sympatię, szczególnie gdy pozwalał jej drzemać przy kominku w swojej komnacie, albo rzucał ukradkiem pod jej nos skwarki i skórki z obiadu.
Czarnowłosa pani też wydawała się go lubić, Frotka widziała bowiem niejednokrotnie jak wślizgiwała się do pokoju wielkoluda i wydawała dziwne odgłosy, świadczące najpewniej o wielkim zadowoleniu. W końcu łóżko w komnacie było miękkie i ciepłe, a suczka nie bardzo potrafiła wyobrazić sobie innego, tak przyjemnego do spania miejsca. Ewidentnie jej pani współdzieliła owo przytulne terytorium z wielkoludem z powodu braku dostępności innych równie wygodnych łóżek.
Frotka wolała co prawda miejsce przy kominku, ale najwyraźniej jej pani preferowała inne rozwiązania, nawet jeśli suczka nie do końca rozumiała ich sens. W psim rozumowaniu sprawa wyglądała więc na jasną i klarowną, bowiem według Frotki, zmuszona do ustępstw czarnowłosa pani utrzymywała przyjazne relacje z drugim człowiekiem właśnie ze względu na deficyt wygodnych łóżek w forcie.
Suczka, świadoma że jej ludzka towarzyszka potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji i jednocześnie chce dla niej jak najlepiej (uratowała ją w końcu przed wrzeszczącym człowiekiem z kuchni), naturalnie uznała więc wielkoluda za członka stada, skoro chętnie dzielił się swoim terytorium z czarnowłosą. Z czasem psina zaczęła go naprawdę lubić, okazał się bowiem szczodry w przypadku podziału pożywienia i pieszczotach. Co prawda w przeciwieństwie do czarnowłosej nie był na tyle energiczny, by bawić się z suczką w ganianego, ale za to nieziemsko drapał za uchem i po karku, nie żałując przy tym psinie czułych słów.
Problem stanowił ich nowy towarzysz - kolejny człowiek, znacznie mniej sympatyczny od reszty. Nie dość, że patrzył na Frotkę złym, zniesmaczony spojrzeniem to jeszcze pożałował jej jedzenia, podczas gdy wszyscy inni w forcie się z nią dzielili. Psia dama zapamiętała ten występek bardzo dobrze, wrzucając nowego członka stada do tej samej kategorii co grubego, ciągle krzyczącego na nią człowieka z kuchni.
Frotka pamiętała doskonale wczorajszy incydent, gdy wielkolud podniósł rękę na nowego członka stada i mówił głośnym, złowrogim tonem, od którego chudzielec zaczął się trząść. Pies leżący przy kominku zerwał się wtedy na równe nogi, uświadomiono mu bowiem, że nowy towarzysz nie jest do końca mile widziany i trzeba na niego uważać.
Co prawda Frotka nie rozumiała dlaczego chudy człowiek się do nich przypałętał, jednak skoro tak się stało, to trzeba podjąć środki ostrożności. Psina nie okazywała więc nowemu członkowi stada zbytniego zainteresowania, co było najbezpieczniejszym wyjściem z sytuacji. Trzymała się od niego z daleka, nie próbowała zwracać na siebie jego uwagi, udawała wręcz że chudy człowiek nie istnieje albo jest niewidzialny. „Nie prowokować i nie okazywać wrogości." - w ten sposób Frotka radziła sobie z ewentualnym zagrożeniem ze strony nowego członka jej stada.
Teraz jednak potencjalnie wrogi człowiek trzymał się z dala od pani i wielkoluda, więc nie było potrzeby pilnować go z jakimś większym zaangażowaniem. Ciekawszym zajęciem okazało się natomiast obwąchiwanie terenu, które dostarczyło psinie więcej informacji o okolicy, w której się aktualnie znajdowali. Ślady saren, zajęcy i okazjonalnie wilków nie stanowił niczego niezwykłego w gamie zapachowej lasu, w przeciwieństwie do woni, którą poczuła niemal od razu, jak tylko zbliżyła się truchtem do skrzyżowania dwóch ścieżek.
Ostra, piżmowa esencja, drażniąca nieprzyjemnie zmysł węchu, zwiastowała nieznane dotąd zagrożenie. Mimo że Frotka w swoim czteroletnim psim życiu nigdy wcześniej nie poczuła tego zapachu w nozdrzach, to jednak jej podświadomość wraz z ukrytym, pierwotnym instynktem przetrwania odziedziczonym po wilczych przodkach, podpowiedziała jej rozwiązanie: wróg.
Ostrzegła nieznanego dotąd intruza przed próbą podejścia do niej, warcząc i jeżąc sierść.
„Nie zbliżaj się, odejdź, zostaw nas w spokoju. Inaczej dojdzie do walki." - zdawały się mówić powarkiwania wymierzone w przeciwnika skrytego w krzakach.
Pies nie miał wątpliwości, że stworzenie znajdowało się niebezpiecznie blisko drogi, którą mieli przejeżdżać członkowie jej stada, wraz z tymi dziwnymi ale sympatycznymi, czworonożnymi stworzeniami o dziwnych ogonach, które wiozły wielkoluda i jej panią na swoich grzbietach. Nie przejmowała się zbytnio chudym człowiekiem, mógł nawet zostać zjedzony lub rozszarpany przez to dziwne stworzenie. Frotce nie robiło to specjalnej różnicy, ale dopóki w okolicy przebywała czarnowłosa i wielkolud, pies nie mógł sobie pozwolić na tolerowanie obecności wrogiego zwierzęcia. Suczka szczeknęła więc ostrzegawczo w kierunku swoich towarzyszy, krótko i donośnie.
Zamiast członków jej stada odpowiedział jej cichy, głuchy warkot dobiegający z krzaków, ewidentnie rzucający jej wyzwanie. Suczka zobaczyła poruszające się w gęstwinie wielkie ciało, zaś czerwone oczy i imponujące zęby zaniepokoiły ją do tego stopnia, że cofnęła się parę kroków zachowując dystans, w razie gdyby jednak musiała umykać przed pogonią.
Jej przeciwnik był większy nawet od wielkoluda, w dodatku wyczuwała od niego niezgłębioną, dziką wręcz chęć rzucenia się na nią i powalenia na ziemie, a następnie rozszarpania jej ciała. W jego zapachu było też coś jeszcze, coś co Frotka znała z własnego doświadczenia i co odczuwała jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy błąkała się sama po lesie w okolicy Rowley - strach i dezorientacja, lęk przed obcym i nieznanym. Zwierzę nie było u siebie, lecz na obcym terytorium. Nie miało jednak zamiaru poddać się bez walki.
Gdy stwór odważnie wychylił cały łeb z krzaków, a gardłowy warkot zmienił się w krótkie, urywane kwiki, pies niemal natychmiast wyczuł, że ucieczka to jedyne rozsądne rozwiązanie. Wiedział też, że jego pani i wielkolud właśnie zmierzają do tego miejsca i znajdą się niebezpiecznie blisko stworzenia, które gotowe było rzucić się na niemal każdego, kto znajdzie się w pobliżu. Suczka przyjęła więc pozycje obronną, jednocześnie powoli się wycofując i nie spuszczając chowającego się w krzakach zwierzęcia z oczu.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanficAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...