aDo rana karczma wypaliła się do cna, pozostały po niej jedynie fundamenty i drewniane kikuty z konstrukcji nośnej. Udało się za to uratować budynki gospodarcze: stajnie, dwa chlewy, kurnik i wędzarnie. Zwierzęta należące do rodziny Collins w większości zniknęły, tak jak podejrzewali Wayne i Ben. Zapewne znaleźliby większość z nich w miejscowych stodołach, bo dla mieszkańców biednej Inby każda okazja do przywłaszczenia sobie krowy, kozy, świni czy też kurczaków była bezcenna.
Ciała Lucy i Waltera pozostawiono pod płotem w lnianych workach na zboże, starannie przy tym dbając, by twarze zmarłych pozostały szczelnie zakryte. W wioskach lenna Anselm utrzymywała się bowiem nadal tradycja pogrzebowa, a raczej przesąd, że oblicze zmarłej osoby należy zakryć, by nie ujrzało świtu następnego dnia. Wierzono bowiem, że jeśli trup zastanie wschodzące słońce z odkrytą twarzą, to zechce pozostać w świecie śmiertelników, a jego dusza powróci do ciała i pozostanie w nim już na zawsze, nie przechodząc na drugą stronę. Mieszkańcy Inby jak widać święcie zawierzyli przesądom, bo zaraz po przeniesieniu ciała Waltera pod płot miejscowy grabarz szczelnie otulił jego twarz kawałkiem szmatki, sprawdzając dwukrotnie czy aby na pewno wszystko dobrze zakrył.
Angelą, córką zmarłego karczmarza, zajął się sołtys Inby oraz jego żona, pulchna kobieta o głosie tak wysokim, że słuchanie jej przyprawiało niemal wszystkich o ból głowy. Zwiadowca Aldarn nie był wyjątkiem, bowiem wystarczyły zaledwie dwie minuty rozmowy z sołtysową, by złapał się wyczerpany za głowę.
– Pragnę się jeszcze upewnić. - rzekł z niemałym trudem, siedząc na skrzyni z ziemniakami i masując energicznie obolałe skronie. – Na pewno ten klasztor może przyjąć do siebie dziewczynę? Dostanie tam opiekę?
– A co żeś pan taki dopierdliwy? - skrzywiła się widocznie sołtysowa, krzyżując ramiona na piersi. – Jak godom, że bydzie miała dziołuszka opierunek, to przeca trza mi wierzyć. Jo uczciwa kobita jestem, zwiadowcy pana szlachetnego nie oszukom. Zakonnice to krasne i robotne dziołchy, bydzie małej Angeli u nich dobrze, proszę wiarę mi dać na słowo, jakem sołtysowa!
– Niech będzie, ale pozwólcie jej uczestniczyć w pogrzebie nim wyjedzie. W końcu tu chodzi o jej najbliższą rodzinę. - odparł zmęczony rozmową Aldarn, lekko mrużąc oczy. Blask porannego świtu drażnił go, głównie dlatego, że był niewyspany.
– A pozwolimy, jużci. Przeca ona córeńka tatusia była, a i o siostrunię dbała, tego ni zawetuje nikt we wsi. Porządno to była rodzina, ani bicio ani żodnych problemów. - stwierdziła ze smutkiem sołtysowa, przyglądając się osmalonym drewnianym kikutom, które pozostały po karczmie. – Wstydu ino byśmy se narobili, jakby Angelę do zakonnic łodprawić bez pogrzebania łojca i siostry na cmyntorzu.
Zwiadowca pokiwał głową w milczeniu. Czuł że kobieta mówi prawdę i dotrzyma danego słowa. Sołtys był, wedle informacji pozyskanych przez Aldarna, całkiem porządnym człowiekiem, podobnie jak jego żona cieszył się dobrą reputacją, więc pozostawienie u niego Angeli do czasu pogrzebu było najlepszym rozwiązaniem. W końcu we wsi mogło nie brakować mężczyzn chętnych, by wykorzystać okazję i zmusić sierotę do wykonywania brudnej, niewolniczej roboty w polu czy gospodarstwie. A biorąc pod uwagę atrakcyjność Angeli to niejeden zapewne chciałby przy okazji położyć łapy na jej ciele.
Sołtysowa postanowiła więc osobiście dopilnować, by dziewczynę wysłano do miejscowego klasztoru, niewielkiego i raczej biednego, ale nadal stanowiącego azyl dla skrzywdzonych przez życie ludzi, takich jak właśnie Angela. Bo w to, że utrata ojca i siostry w jedną noc, w dodatku w takich okolicznościach była tragedią, nikt już nie wątpił.
Sołtysowa zostawiła wreszcie zwiadowcę samego, udając się do własnej chaty, gdzie osierocona dziewczyna najpewniej teraz spała, zmożona płaczem, krzykami i przerażeniem. Aldarn zaś pozostał na miejscu, wpatrując się w czubki drzew. Myślał, analizował, łączył fakty. Doświadczyli zorganizowanego napadu, to było pewne. Mieli dwie ofiary cywilne, jedną poszkodowaną dziewczynę oraz spalony do cna budynek. Do tego ranny żołnierz, ciężko ranny i nieprzytomny Skandianin, którego stan z godziny na godzinę się pogarszał oraz nie w pełni sprawna pani sierżant.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanfictionAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...