Marie spoglądała to na kapitana, to na sierżanta O'Hale'a, nie za bardzo rozumiejąc co mają na myśli. Jeśli bowiem cała szopka z dziwnymi głosami i straszeniem w pobliżu Willowtree nie miała na celu odstraszyć partoli wojskowych od składowanego, najprawdopodobniej w oficjalnie opuszczonych budynkach, nielegalnego towaru, by móc dalej korzystać w spokoju z kryjówki, to po co ta cała grupa przestępcza miałaby to robić?
Wayne najwyraźniej odgadł z wyrazu twarzy Marie, że ta nie za bardzo rozumie jego tok myślenia. Wskazał zatem palcem miejsce na mapie, gdzie jak sądził powinny znajdować się opuszczone budynki.
– Sierżancie Bold, wyobraźcie sobie sytuację w jakieś znaleźli się nasi przestępcy. Wykorzystują oni najprawdopodobniej opuszczone budynki o nieznanym pochodzeniu do składowania czegoś, czego nie powinny zobaczyć oczy służb porządkowych. Dotychczas mieli względny spokój, zastraszyli mieszkańców Flare, bo ci mieszkają najbliżej owych budowli i mogliby coś zasugerować wojskowym. Nie mieli żadnych problemów z przejezdnymi, innymi grupami zbójów czy z kimkolwiek innym. Względny spokój, idealne warunki do prowadzenia działalności. Do tego patroli tam w ogóle nie było, a całym Willowtree mało kto się w sumie interesował. Aż do teraz.
Kapitan spojrzał pytająco na Marie, a ta szybko przytaknęła, informując tym samym, że do tego momentu zrozumiała słowa, które skierował do niej dowódca. Wayne kontynuował wywód.
– Teraz jednak mają na głowie problem, który zapewne ich przerasta. Wraz z powiększeniem obszaru patrolowanego przez drużyny, ich działalność może zostać odkryta, a oni sami postawieni przed sądem. Jeśli są piratami, to czeka ich utopienie w morzu, jeśli zwykłymi zbójnikami to zawisną na drzewie. Możliwe jednak, że cała sprawa toczy się tak naprawdę o towar, który próbują ochronić przed znalezieniem. Musi być cenny. Na tyle, że nasi problematyczni bandyci podejmują się trudu ochrony budynków przed przeszukaniem już dobre kilka dni z rzędu. Jak myślisz dlaczego?
– Eee... czekaj, chyba wiem! Mogą się wynieść stamtąd szybko, możliwe że w parę godzin, ratując tym samym swoje życie, ale towaru, który jest tam składowany, nie mogą tak szybko zabrać ze sobą w inne miejsce? - odpowiedziała Marie, nagle doznając olśnienia.
– Bingo, pani sierżant. O to cały problem. Towaru może być tam całe mnóstwo, z opowieści O'Hale'a wynika, że te budynki są naprawdę spore. - Wayne spojrzał na młodzika, który już ochoczo, nawet zbyt przesadnie, potakiwał głową na potwierdzenie słów kapitana. Wyglądało to nieco komicznie.
– Budynki są długie na około 30 metrów, wysokie na 6 i szerokie na mniej więcej 8. Nie mamy jednak dokładnych planów, wszystko mierzone na oko. Nikt tych zabudowań nie odnotował w rejestrze budowlanym, bo oficjalnie do nikogo nie należą. Jednak zmieścić by się tam mogła spora ilość rzeczy, zważywszy na ich powierzchnię.
Kapitan znów nachylił się nad mapą i postukał palcem wskazującym w miejsce podpisane jako Blaviken. Miejscowość, nieco większa od osad leżących nad Willowtree, znajdowała się bardziej na południu, jakieś 10 kilometrów od brzegu rzeki. Marie wydęła usta, zrozumiawszy że Blaviken, niecieszące się zbyt dużą estymą wśród mieszkańców Anselm, także będzie mieć swój udział w całej sprawie.
– Załóżmy, że rozbójnicy nie chcą pozbywać się towaru zbyt cennego jak na ich standardy. Jednak nie są w stanie szybko i niezauważenie przewieźć swojego łupu w inne miejsce, potrzebują czasu. Wykorzystują więc niekonwencjonalne techniki, by odstraszyć patrole i kupić sobie parę dodatkowych dni na transport tego tajemniczego dobra, ukrytego najpewniej w magazynach. Mieszkańcy Flare ich kryją, możliwe że nawet część z nich jest członkami bandy, ale tego nie możemy być w 100% pewni. Jednak wiadomo, że wojsko prędzej czy później sprawdzi większą grupą te okolice. - Wayne powiódł spojrzeniem po twarzach sierżantów. Oboje lekko potrząsnęli głowami na znak zrozumienia.
– Nasi zbójcy będą chcieli się z tym uwinąć w najbliższych dniach. Możliwe że przewieźli już znaczną część rzeczy i niedługo nie będzie po nich śladu. - Marie podrapała się po głowie, stukając palcem w krzyżyk, oznaczający położenie miasteczka Blaviken. – Myśli pan, że przewieźli towar do tej dziury? Mam rację?
Wayne przytaknął. Wyciągnął ze stosu dokumentów kartkę z rozrysowanymi szlakami handlowymi całego Anselm i przygranicznych terenów. Blaviken leżało na granicy ziem barona Mariona, w związku z czym mieszkańcy sąsiadującego lenna przybywali do miasteczka na targ lub by załatwić pomoc tamtejszych rzemieślników. Idealne miejsce na rozprowadzenie części podejrzanego towaru bez wykrycia. Blaviken było mekką dla przemytników z całego Anselm, a bliskość tajemniczych budowli jedynie podsycała podejrzenia kapitana.
– Na ich miejscu jak najszybciej, pod osłoną nocy, przewiózłbym towar do Blaviken i sprzedał jego część, a za zdobyte pieniądze przekupił strażników na granicy, by przepuścili ich z resztą do kolejnego lenna. Przeczekałbym tam na wyciszenie sprawy, jednocześnie prowadząc interes póki miejscowe władze się nie zainteresują. Potem wróciłbym do tych budowli i znów zaczął gromadzić towar. Najwyraźniej znaleźli w tamtych rejonach stabilne źródło zarobku, o ile założymy że siedzą w pobliżu Willowtree od dłuższego czasu. Wiele grup przestępczych, które rozbiłem za młodu, konstruowało takie plany. Teraz scenariusz może się powtórzyć, bo mają idealne warunki geograficzne do przeprowadzenia ucieczki.
O'Hale wpatrywał się to w mapę Anselm, to w kapitana, powoli rozumiejąc swoją pozycje. Nie ma czasu do stracenia. Albo uda się im złapać oprychów przed możliwą ucieczką do Blaviken, albo ich cel rozpłynie się w powietrzu za granicą lenna, gdzie będą mieć zmniejszone możliwości poszukiwawcze. Złapanie zbójców na gorącym uczynku pozwoli im bardzo szybko rozwiązać sprawę, będą też mogli zidentyfikować towar z budynków, o ile rzeczywiście coś tam będzie.
– Mamy pewność, że to na pewno nielegalne składowanie podejrzanego wyrobu i handel czarnorynkowy? - spytał sierżant niepewnie, spoglądając raz jeszcze na raporty.
– Inny logiczny pomysł nie przychodzi mi do głowy. - Wayne wzruszył ramionami, patrząc spode łba na młodzika. –Te budynki idealnie się nadają na magazyn, jak już wcześniej wspomniałeś. A skoro ktoś odstrasza stamtąd patrole to ewidentnie ukrywa coś nielegalnego, a bliskość Blaviken to niemal idealne warunki do uprawiania przemytu, zważywszy na biedę w regionie. To jak nic handlarze albo zbójcy, nic innego nie ma zbytnio sensu.
– Moim zdaniem to dość prawdopodobny scenariusz, a wiem z doświadczenia, że pan kapitan rzadko się myli. - Marie podeszła do sierżanta O'Hale'a i spojrzała mu głęboko w oczy. Jej spojrzenie było zimne, a głos cichy i złowrogi. – Jeśli nie masz więcej pytań, żołnierzyku, to pozwolisz że odprowadzę cię pod drzwi twojego pokoju. Jutro rano wyruszamy zbadać tę sprawę i potwierdzić nasze domysły.
Młodzik skulił się w sobie, jednocześnie szczęśliwy z tej chwilowej bliskości panny Bold. Poczuł przyjemny zapach, najprawdopodobniej szamponu do włosów, zważając na ziołową nutę, delikatnie wyczuwalną w powietrzu. A więc tak pachną kobiety...
Z marzycielskich fantazji wyrwało go chrząknięcie Wayne, ewidentnie zniecierpliwionego obecnością młodzika w jego komnacie. Sierżant Bold stała już w drzwiach i poganiała młodszego kolegę skinieniem ręki.
O'Hale, czerwony na twarzy jak burak, ukłonił się sztywno i z szacunkiem na pożegnanie przed kapitanem (tak by zdobyć sobie choć trochę jego sympatii, na wypadek gdyby Wayne zmienił zdanie i jednak próbował go udusić w późniejszym czasie), zgarnął wszystkie dokumenty do torby, bacząc czy aby o niczym nie zapomniał. Jednak w pośpiechu nie zauważył braku jednej rzeczy, którą dla własnego interesu winien był pilnować jak oczka w głowie....
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanfictionAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...