25. Dwaj bracia

136 13 16
                                    

Archibald ujął małą klepsydrę w dłonie, przyglądając się jej w blasku ognia z kominka. Zawieszona na złotym łańcuszku, przytwierdzonym do jednego z guzików koszuli, stanowiła wysokiej jakości wyrób jubilerski, na jaki mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi mieszkańcy Anselm. Biały piasek w klepsydrze powoli się przesypywał, a piękne zdobienia wykonane z masy perłowej odbijały blask ognia, tworząc na ścianie kolorowe refleksy. Na jednym z boków tej praktycznej i przykuwającej oko ozdoby widniało misternie wygrawerowane „W", symbol zakładu jubilerskiego Wayne'ów.

Od jedenastu lat rodzinny interes prowadził Louis, młodszy brat Archiego, kawaler, utalentowany grawer i pracoholik. Nie posiadając dzieci, żony ani nikogo na utrzymaniu i pracując całymi dniami przy tworzeniu biżuterii, mężczyzna dorobił się z czasem małej fortuny, czego nie można było powiedzieć o jego starszym bracie, którego aktualna praca w forcie nie przekładała się na zbyt wysokie zarobki.

Choć Archibald nie miał zamiaru pracować w jubilerstwie po odejściu na emeryturę, to jako najstarszemu synowi w spadku po śmierci rodziców przypadł mu właśnie zakład, którego był formalnym właścicielem. Jednak poza kilkudziesięcioma srebrnikami, które młodszy brat symbolicznie wypłacał co miesiąc Archiemu z tytułu bycia posiadaczem pracowni, w rzeczywistości kapitan nie miał z tego prawie żadnych zysków. Nie chciał bowiem narażać się na spory majątkowe z Louisem, najbliższym członkiem jego rodziny, zwłaszcza że brat mógł godnie zarabiać jako jubiler tylko dzięki pracy w rodzinnym warsztacie. W każdym innym miejscu musiałby się liczyć z wyzyskiem ze strony właściciela, a prowadzenie swojego biznesu było znacznie bardziej opłacalne.

Parę miesięcy przed śmiercią ojca Louis oświadczył rodzicom, że nie zamierza się żenić ani zakładać rodziny, ci więc postanowili zapisać swój drogocenny warsztat Archiemu, w nadziei że starszy z synów doczeka się potomstwa, a spuścizna Wayne'ów zostanie przekazana kolejnemu pokoleniu. Na razie jednak kapitan nie posiadał dzieci, więc dzierżawił zakład swojemu bratu, któremu rodzice z kolei zapisali swój rodzinny, niewielki dom na północy lenna wraz z przylegającym do niego sadem i niewielkim warzywnym ogrodem.

Co prawda budynek według zwyczajowego, anselmskiego prawa powinien przypaść pierworodnemu dziecku, tak się jednak w przypadku Wayne'ów nie stało, bowiem ich starszy syn stanowczo nalegał na taki a nie inny podział majątku, częściowo (ale też oficjalnie) ze względu na swoje ówczesne plany zamieszkania w Aldersbergu, a nie na bogatszej północy lenna, gdzie mieszkali rodzice.

Była też jednak druga strona tego medalu: Archibald, wtedy już uznany żołnierz w armii Anselm, miał przed sobą perspektywę dalszych awansów w hierarchii wojskowej, w dodatku jego sława i zasługi pozwalały mu na branie udziału w ważnych misjach, co z kolei przekładało się na całkiem niezły wówczas zarobek. Rodzice, dumni z osiągnięć starszego syna i szczerze zdegustowani decyzją Louisa o pozostaniu wiecznym kawalerem, planowali zapisać cały majątek właśnie Archibaldowi.

Młodszy z Wayne'ów miał wówczas otrzymać w spadku jedynie niewielkie udziały ich ojca w miejscowym kamieniołomie, z czego Louis nie był zbyt zadowolony i nie omieszkał wypomnieć bratu, że to on przejął rolę jubilera w rodzinnym zakładzie, podczas gdy Archi robił karierę w wojsku, mając kompletnie w poważaniu spuściznę i dorobek całej familii Wayne'ów. Konflikt wisiał w powietrzu, a kapitan musiał znaleźć rozwiązanie.

Dlatego też Archi namówił schorowanego ojca do małej zmiany testamentu i sprzedania udziałów w kamieniołomie. Niedługo potem, gdy pan Wayne zmarł po długiej chorobie, obaj bracia podzielili się majątkiem: Louis otrzymał dom rodzinny z ogrodem oraz sadem, a Archi warsztat i pieniądze ze sprzedaży udziałów. Kiedy 8 miesięcy później na dur brzuszny zmarła matka, młodszy z braci był już w trakcie rozwijania swojej kariery jubilerskiej.

Louisowi taki stan rzeczy w zupełności odpowiadał, z radością więc kontynuował żmudne wyrabianie małych dzieł sztuki, w czym szybko stał się niekwestionowanym mistrzem. W ciągu zaledwie paru lat jego ozdoby zaczęli nosić nie tylko miejscowi zamożni mieszczanie i kupcy, ale również magnateria i rodzina barona. Zakład Wayne'ów zyskał sławę na całe lenno, ba! Na całym zachodnim wybrzeżu nie było drugiego tak znakomitego jubilera, jednak Louis nie przechwalał się zbytnio własną sławą i zbitym przez te wszystkie lata pokaźnym, jak na jego aktualną pozycje społeczną, majątkiem. Zamiast tego wolał oszczędzać pieniądze na stare lata, kiedy to przyjdzie oddać warsztat kolejnemu pokoleniu Wayne'ów.

Umowa między braćmi była prosta: póki wymarzony syn Archiego nie osiągnie wieku męskiego i nie zostanie jubilerem, Louis miał korzystać z warsztatu i utrzymywać go w dobrym stanie, przy okazji odkładając pieniądze na emeryturę. Mężczyzna zapewniał też Archibalda, że chętnie przyjmie swojego bratanka na naukę zawodu, o ile kapitan w końcu go spłodzi, najlepiej z poślubioną sobie kobietą, bowiem na ewentualnego bękarta w rodzinie młodszy z Wayne'ów nie zapatrywał się zbyt przychylnym okiem.

Klepsydra, którą Louis podarował bratu dobre 8 lat temu z okazji trzydziestych urodzin, właśnie wskazywała upłynięcie godziny, od kiedy zwiadowca i jego czeladnik zamknęli się w pokoju obok by coś przedyskutować.

Wayne siedział teraz przy niewielkim kominku, niedaleko pojedynczego, drewnianego łóżka, które lata świetności miało już dawno za sobą. W prostokątnej izbie poza tym znajdował się tylko sporej wielkości stół, kilka krzeseł, stary dywan i drewniana komoda. Okno pozostawało zasunięte, a para drzwi prowadzących do dwóch sąsiednich pokoi była odrapana.

Przy łóżku, na małym stoliku nocnym, czeladnik zwiadowcy rozłożył swoje przybory lecznicze: były tam różnego rodzaju fiolki, woreczki z ziołami oraz pudełeczka z maściami, nie brakowało też bandaży czy nici do zszywania ran. Wayne był pod wrażeniem zawartości apteczki młodzieńca, jednak jeszcze bardziej zadziwiły go zdolności czeladnika. Mimo młodego wieku zręcznie opatrzył leżącą teraz w łóżku Marie, która już drugą dobę pozostawała nieprzytomna. Chłopiec twierdził jednak, że niedługo się obudzi, a on będzie się nią troskliwie zajmować, póki nie wróci do jako takiego zdrowia.

Wayne znów przyjrzał się twarzy ukochanej, teraz zaróżowionej i całkiem pięknej, o ile nie liczyć małych siniaków na czole, powstałych przy uderzeniu o kamieniste podłoże w lesie. Marie oddychała spokojnie i równo, przykryta pierzyną aż po brodę, bowiem w pokoju, pomimo palącego się w kominku ognia, nadal panował chłód charakterystyczny dla początku października. Tę oto kobietę, pechową pannę z niewyparzoną buzią i nieco gwałtownym charakterem, a przy tym utalentowanego żołnierza, wybrał na towarzyszkę życia, przyszłą żonę i matkę swoich dzieci.

Choć jego rodzice najpewniej nie mieliby żadnych obiekcji wobec ślubu syna z dziewczyną pochodzącą ze wsi, to mogliby nieprzychylnie patrzeć na wojskową karierę jego ukochanej, w końcu marzyła się im grzeczna, pracowita synowa o nieposzlakowanej opinii. Marie po swojej służbie w portowej straży i w Rowley, oddziałach w niemal 100% męskich, zapewne musiałaby się mierzyć z dość dosadnymi pytaniami ze strony bliskich Wayne'a.

Fakt iż rodzice nie żyli od ponad dekady, znacznie ułatwiało ewentualny ożenek i zdejmowało z pleców kapitana poczucie niepewności. Wystarczyło tylko uzyskać zgodę na ślub od rodziców Marie, o ile wcześniej dziewczyna powie „tak" podczas oświadczyn.

Archibald podszedł do łóżka i delikatnie ucałował czoło pani sierżant, modląc się przy okazji do Boga o zdrowie dla ukochanej. Po długiej, nieprzespanej nocy, podczas której czuwał nad Marie, oczy kapitana były podkrążone, zaś czarne, zwykle tylko lekko zmierzwione włosy, pozostawały teraz w całkowitym nieładzie. Biała koszula nosiła plamy po zjedzeniu karczemnego gulaszu z baraniny, który Wayne pochłonął w pośpiechu, głodny jak wilk, bowiem wraz z polepszeniem stanu Marie poprawił się mu apetyt i mógł w spokoju zjeść przygotowany posiłek.

Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz