Wielkolud był pierwszym ze stada, który wyczuł co się święci. Frotka widziała kątem oka jak czarnowłosa i chudy człowiek podjeżdżają do niego na czworonożnych zwierzętach, a ich zachowanie zdradzało niepokój. Wyciągnęli jakieś dziwne lśniące rzeczy, a chudy trzymał w ręce dobrze znane Frotce ustrojstwo, to samo bowiem dzierżył krzyczący człowiek z kuchni, gdy uganiał się za nią po terenie fortu. Pies wiedział, że ta dziwna rzecz potrafi miotać ostre patyki, raniące ciało i zadające ból.
Intruz wyszedł zza krzaków w momencie, gdy ludzie ze stada Frotki znajdowali się już dość blisko skrzyżowania. Do uszu psa doleciał ostry, przerażony pisk wydany przez chudego, jednak to wielkolud zachował się mniej rozsądnie. Pies patrzył ze zdziwieniem i przerażeniem jak jeden z członków jej stada pędzi w stronę intruza, drąc się jak opętany.
Nie było chwili do stracenia. Suczka, wiedziona wilczym instynktem, odskoczyła w bok, okrążyła wrogie zwierzę i skoczyła na jego plecy, ten był bowiem zbyt zaabsorbowany obecnością jej stada. „Głupi człowiek." - pomyślała Frotka, gryząc zaciekle ramię intruza, „Uciekaj, to jest za duże! Uciekaj, wielkoludzie!".
Wayne nie miał jednak zamiaru uciekać. Widok wargala na zachodnim krańcu królestwa Araluenu był co prawda porażający, ale doświadczenie wojskowe zdobyte przez kapitana na polu bitwy Hackham podpowiedziało mu chyba najlepsze możliwe rozwiązanie.
Otóż Archi doskonale pamiętał, że wargale mają jeden słaby punkt, który oni mogą teraz wykorzystać na swoją korzyść. Konkretnie chodziło o wywołanie strachu u bestii poprzez konną szarżę, bowiem stworzenia te przejawiały paniczny strach przed końmi i wolały uciec niżli stawić czoła tym zwierzętom. Dlatego też Wayne zdecydował w mniej niż kilka sekund o rzuceniu się w stronę potwora, dziko przy tym krzycząc.
Marie wpatrywała się w plecy swojego kochanka z niedowierzaniem, nie rozumiała bowiem decyzji, którą właśnie podjął. O'Hale natomiast wydarł się nieludzko, widząc wielkie łapy wargala, jego wilczy pysk i potężną klatkę piersiową.
– WAYNE, WRACAJ TU! CZYŚ TY OSZALAŁ? STÓJ!
Kapitan jednak nadal pędził w stronę wielkiego stwora, na którego pysku odmalowało się przerażenie. Wargal rzucił się do ucieczki, porykujący bojaźliwie i odrzucając gryzącą Frotkę w krzaki. Psina zaskomlała głośno, wpadając w gęstwinę roślin i na chwilę znikając z oczu.
Wayne gnał na złamanie karku, wymachując mieczem w powietrzu, w nadziei że zwiększy to poczucie strachu u wargala na tyle, że stwór w szaleńczej ucieczce popełni jakiś błąd, przewróci się, a kapitan będzie mieć czas na dobicie go szybkim ciosem w głowę. Nie było bowiem wątpliwości, że potwora trzeba zabić, nim wyrządzi szkody w lennie. O ile już jakichś nie wyrządził.
– Kapitanie! - głos Marie dotarł do uszu Wayne'a w momencie, gdy minął leśne skrzyżowanie w pogoni za wargalem. – Zaczekaj! Czemu go gonimy?!?
– Boi się koni! - wydarł się Archi, poganiając nieco swojego wierzchowca. – Trzeba go zapędzić w głąb lasu, niedaleko stąd jest most, a dalej zagajnik. Żołnierze z fortu Blair zostawiają tam pułapki na zwierzynę łowną, jak ten pomiot tam wpadnie, to już nie wyjdzie! Będziemy go mieli jak na tacy!
– Skąd ty do cholery wiesz, że zostawiają tam pułapki?! Przecież to nie twój teren! - Lambert gnał na grzbiecie Dżafara, szybko doganiając Marie i Pepe, którzy zostawili ich nieco w tyle po niespodziewanym ataku Wayne'a na wargala.
Dziewczyna spojrzała na chłopca przez ramię i fachowym okiem oceniła, że rzeczywiście jeździ niemal wzorowo, w dodatku trzymał przy sobie naładowaną kuszę, gotowy w razie problemów wystrzelić ciężki bełt w stronę potwora.
Marie, u której początkowy strach i szok znikł parę sekund po tym jak Archi pognał na spotkanie z wargalem, teraz starała się spokojnie ocenić sytuacje. Widok uciekającego przed nimi w popłochu stwora nieco zbił ją z tropu, dał jej jednak poczucie bezpieczeństwa, bowiem od razu widać było, że wargal nie zamierza stawać w szranki z trójką żołnierzy na koniach. Zamiast tego cała kompania skupiła się teraz na pogoni za potworem, który ku niemałemu zaskoczeniu sierżantów poruszał się nadzwyczaj szybko.
Zarówno O'Hale jak i Marie pierwszy raz w życiu widzieli na oczy wargala, mieszkańca Gór Deszczu i Nocy, znajdujących się na południowym wschodzie od królestwa Araluenu. Archibald natomiast widział te stwory wcześniej tylko raz, podczas drugiej wojny z Morgarathem, kiedy to walczył w szeregach armii królewskiej.
Baron Marion wspomógł wówczas Dunkana skromnymi posiłkami, wysłał bowiem jedynie 200 ludzi na wojnę ze zdrajcą, zostawiając w Anselm niemal osiem setek żołnierzy. Wayne pamiętał doskonale rozgoryczenie swoje i kolegów ze Szkoły Rycerskiej, gdy ta informacja do nich dotarła. Znakomicie zapamiętał również ucieczkę z dormitorium, kiedy to ponad 60 uczniów, w tym i Archi, ukradło ze szkolnej zbrojowni niemal wszystko co nadawało się do walki i pod osłoną nocy, konno i w pośpiechu, ruszyło na wezwanie króla Araluenu.
Wayne zabił kilku wargali podczas bitwy, nim sam został ranny w lewą nogę, bowiem jeden ze stworów uderzył go pałką w kolano tak boleśnie, że młody rycerz nie był już w stanie samodzielnie wstać. Życie uratował mu wówczas jeden z żołnierzy z Caraway, odciągając go z rejonu walk w stronę obozu królewskiego, gdzie zajęli się nim sanitariusze. Jednak złość za dawny uraz nogi wciąż mu doskwierała, a gdy tylko pogoń za wargalem wzmogła się, Wayne poczuł przemożną chęć odegrania się na dzikim plemieniu za wszelkie krzywdy, jakich doznał Araluen w wyniku wojny z Morgarathem.
– W forcie Blair dowodzi kapitan Meyer, wspominał raz, że jego podwładni łowią tam jelenie! Nawet jeśli te pułapki go nie zatrzymają, to przynajmniej spowolnią! Zaganiajcie go do mostu, potem w lewo na zagajnik! Bold, przyspiesz! Paniczyku, trzymaj się po mojej prawej! Żwawo, żwawo! - Archi wydawał rozkazy szybko i precyzyjnie, jedną ręką trzymając wodze, drugą wskazując na swoich towarzyszy.
Lambert, znów mocno wkurzony za nazwanie go „paniczykiem", ugryzł się jednak w język i popędził konia, by zająć pozycje po prawej stronie kapitana. Wargal w panice gnał na ślepo przed siebie, strasząc okoliczne ptaki i zwierzęta. Marie widziała parę saren uciekających w głąb lasu, popiskującego lisa, który umknął w ostatniej chwili przed wielkim cielskiem potwora, sunącym teraz przez leśny trakt. Z nieznanych powodów mieszkańcowi Gór Deszczu i Nocy nie przyszło do głowy, by wbiec w gąszcz krzaków i drzew i w ten sposób zgubić pościg. Najwyraźniej pierwotny lęk przed końmi działał na niego ogłupiająco, przejmując całkowitą kontrolę na odruchami i wyłączając racjonalne myślenie.
Pogoń dotarła właśnie do mostu, gdy Frotka, cała umorusana w błocie i liściach, wysforowała się na czoło. Marie poczuła ulgę widząc psa całego i zdrowego, ale zaledwie parę sekund później ogarnęło ją zupełnie inne uczucie - zdumienie.
Była bowiem pewna, że obok jej prawego uda przeleciała właśnie długa, ciężka strzała, która następnie zniknęła, najprawdopodobniej wlatując między krzaki bądź niknąc w nurcie leśnego potoku. Kobieta zwolniła nieco i zaczęła się rozglądać mając nadzieję, że dojrzy pomiędzy drzewami strzelca, jednak nic takiego nie nastąpiło.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]
FanfictionAraluen, lenno Anselm, 663 rok Wspólnej Ery, prawie 20 lat po Drugiej Wojnie z Morgarathem. Archibald Wayne, kapitan w aralueńskim wojsku i żołnierz zmęczony służbą, prowadzi nudne życie w forcie Rowley na zachodnim wybrzeżu kraju. Mężczyzna chce p...