11. Zabawę czas zacząć!

105 13 30
                                    

– To wszystko co wiesz? Żadnych innych ważnych wskazówek? - Lambert siedział na drewnianej, karczemnej ławie z coraz bardziej rosnącą w jego umyśle irytacją.

Przesłuchanie Skandianina trwało już prawie pół godziny, ale sierżant był przekonany, że ten rudzielec z Północy nadal mu o czymś nie powiedział. Przeczucie mówiło mu wyraźnie, że coś tu nie gra. Jakim cudem przemytnik nie posiadał aż tylu kluczowych informacji o swoim pracodawcy?

– Mówiłem, nic więcej mi się nie przypomina. Zresztą i tak ryzykuję swoim dobrym imieniem, mówiąc ci o tym wszystkim. - Iro obdażył chłopca niezbyt przyjemnym spojrzeniem.

Na karczemnym stole leżały talerze i miski po zupie, a dzbanek z wodą był prawie pusty. Lucy i Angela, córki Waltera - właściciela tego przybytku, właśnie podeszły do Lamberta i Iro, uprzejmie się przy tym uśmiechając.

– Można zabrać już naczynia? - spytała starsza z sióstr, czarnowłosa i nieco zaokrąglona, ale jednocześnie wyjątkowo atrakcyjna.

– Tak, tak. Oczywiście. - odparł szybko sierżant, wpatrując się intensywnie w notatkę od Skandianina. Nie rozumiał, a właściwie nie potrafił sobie wyobrazić ogromu całej tej sytuacji. Flustracja coraz bardziej narastała w jego młodym umyśle.

Lucy, niziutka szatynka o wielkich piwnych oczach i ogromie piegów na rumianej twarzy, nachyliła się wdzięcznie do sierżanta, kusząco odsłaniając skrawek dekoltu. Nie miała takich gabarytów jak jej starsza siostra, ale grzechem byłoby stwierdzić, że Lucy nie ma nic do zaoferowania mężczyznom. Iro bezceremonialnie wpatrywał się w biust dziewczyny, gdy ta z uśmiechem zwróciła się do Lamberta:

– A może podać panom coś jeszcze? Piwa, wina? Mamy przepyszne przekąski: krążki cebulowe, precelki, tace serów.

– Nie. - Lambert pokręcił głową, nawet nie rzuciwszy okiem na zalecającą się do niego dziewczynę. – Podziękujemy już. Możecie odejść.

Lucy zaczerwieniła się, widząc zaczepny uśmieszek Angeli. Ewidentnie jej starszą siostrę bawiły nieudolne dziewczęce zaloty i umizgi, skierowane w stronę młodego sierżanta. Chłopak wydawał się kompletnie niezainteresowany młodszą z córek karczmarza, za to Skandianin bez większego zawahania obłapiał je wzrokiem przy każdej okazji. Szczególnie często jego wzrok padał na pośladki Angeli, co dziewczyna postanowiła wykorzystać.

Puściła szybko oczko w stronę Iro i uśmiechnęła się lubieżnie, odchodząc ze stosem talerzy. Wyczuwała spragnione spojrzenie morskiego wilka spływające po jej plecach, pośladkach i nogach. Miała go. Dzisiejszą noc spędzi najpewniej w stodole, w dodatku na Skandianinie lub pod nim. Już nie mogła się doczekać, aż spróbuje smaków Północy: morskiego sztormu i zamieci śnieżnych, skrytych na razie w spodniach mężczyzny.

Iro spoglądał za odchodzącymi dziewczętami, rejestrując w pamięci że sukienkę Angeli, a konkretnie jej skromny gorset, powinien najpierw rozwiązać na plecach, następnie zdjąć, a dopiero później ściągnąć resztę ubrania przez głowę. Planowanie całego procesu krok po kroku przerwało mu naraz niecierpliwe prychnięcie. Skandianin spojrzał znudzony na sierżanta O'Hale.

– Czego jeszcze chcesz, młody? Powiedziałem już wszystko co wiem, więc skończ się niepotrzebnie wkurwiać. Jesteśmy kwita i teraz oczekuję, że wypełnisz swoją część umowy.

Lambert uniósł jedną brew i patrzył dłuższą chwilę na Skandianina. Nie zobaczył jednak w jego oczach przebłysku triumfu czy ulgi. Pirat mówił prawdę i był o tym święcie przekonany, nawet jeśli dla sierżanta to były dość skąpe informacje. Ale jak to mówią: lepszy rydz niż nic.

– Eeeeech, niech ci będzie. - przytaknął niechętnie młodzik. – Skoro twierdzisz, że już nic ciekawego nie masz mi do przekazania...

– O Carvovym powiedziałem? Powiedziałem. O Willowtree? Powiedziałem. O murach przy rzece? Też. Niech mnie Gorlog w dupę pocałuje, nawet ci o Cichaczach wspomniałem! A teraz twoja kolej, aralueńska chudzino. - wycedził gniewnie Iro, wstając powoli od stołu.

Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz