Rozdział 31

1.7K 107 223
                                    

Nie wierzę, że to naprawdę ostatni rozdział! Puśćcie sobie muzykę z mediów, przygotujcie paczkę chusteczek i miłego czytania <3


Draco

Cudem powstrzymywałem się od nerwowego obgryzania paznokci. Miałem nadzieję, że wszystko się uda, a Hermiona dotrze do Nory na czas. Sam ją w to wszystko wpakowałem, dlatego musiałem powiedzieć Potterowi o Przysiędze, bo inaczej nie mogłaby liczyć na ich pomoc. Oczy miał jak dwa galeony i przez chwilę chciał mnie zabić, więc uznałem, że nie będę dolewał oliwy do ognia i nie wspomniałem o tym, że przy okazji jeszcze się z nią przespałem. Poczułem ukłucie niepokoju na myśl, że zostawiłem ją samą w hotelu. Nie zasłużyła na to, nie zasłużyła na mnie, dlatego jedyne co mogłem zrobić, to to wszystko jakoś naprawić. Niezależnie od ceny.

Spodziewałem się, że wysłany Patronus będzie tylko przykrywką, ale i tak zamierzałem wrócić do domu, niezależnie od tego, czy matka była w niebezpieczeństwie.

Nieszczególnie zaskoczyło mnie to, że Bellatrix miała zamiar wskrzesić Voldemorta.

Nie zaskoczył mnie również fakt, że Winslet był w rzeczywistości trupem, o którym nawet nie warto było wspominać. Okazał się być wyłącznie eksperymentem.

Właściwie nawet nie zaskoczyło mnie, że Snape od dawna nie żył.

Ale byłem w szoku, gdy okazało się, że ojciec cały czas stał po mojej stronie.

Mając wsparcie rodziców, od razu nabrałem większej pewności siebie, bo przypuszczalnie, gdybym miał działać sam, pewnie by się nie udało. Dopiero teraz zacząłem dostrzegać, jak ważna była obecność drugiej osoby, w której miało się oparcie.

Modliłem się, choć sam nie wiedziałem do kogo, by Granger mnie posłuchała i udała się do Nory. Podświadomie spodziewałem się, że mogłaby pójść za mną do Malfoy Manor i przez chwilę miałem wrażenie, że stoi obok. Ba, zdawało mi się, że słyszę jej oddech zaraz obok. Albo byłem już do końca popieprzony, albo Granger okazała się bardziej uparta, niż myślałem.

Dłonie, które trzymałem w kieszeni, zacisnąłem w pięści i przybrałem nonszalancki wyraz twarzy. Teraz byliśmy już sami: tylko ja, rodzice i Bellatrix. Ojciec jakimś cudem wyszedł z domu i nic się nie wydarzyło, zupełnie jakby więzienne zaklęcie przestało działać. Nie miałem jednak okazji, żeby go o to dopytać. 

Nasze kroki zostawiały ślady w śniegu, gdy szliśmy przez Zakazany Las, a ja pogrążyłem się w myślach. Lawirowaliśmy między drzewami i co jakiś czas przystawaliśmy, słysząc szelest gdzieś obok. Za każdym razem serce podskakiwało mi do gardła, bo bałem się, że to ktoś z naszych, a nie dzikie stworzenia.

Hermiona sama nie była w stanie poprosić przyjaciół o pomoc, więc postanowiłem, bardzo niechętnie, podjąć współpracę z Gryfonami i doskonale zdałem sobie sprawę z tego, że podjąłem słuszną decyzję. Harry Potter odsunął dumę na bok i od razu przeszliśmy do omówienia planu. Zresztą okazało się, że po swojej stronie miałem dużo więcej osób, nawet Ślizgonów pokroju Pansy Parkinson.

Miałem tylko doprowadzić Bellatrix do dębu przy wejściu do jaskini. Tam w ukryciu czekało już wsparcie - a przynajmniej na to liczyłem po uzgodnieniu wszystkiego z Potterem. Bellatrix znajdzie się w potrzasku i wtedy wsadzimy ją z powrotem do Azkabanu.

Szkoda, że takie plany nigdy nie wypalały.

Kiedy w końcu się zatrzymaliśmy, kiwnąłem głową w stronę drzewa, a ciotka posłała mi nieufne spojrzenie. Powolnym ruchem przejechała dłonią po korze drzewa; szybko odnalazła niewielką szczelinę, zlokalizowaną między warstwami mchu. 

Wieczysta Przysięga | Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz