Rozdział 19

2.5K 168 301
                                    

Wybiegłam z Łazienki Prefektów za Malfoyem, oczekując od niego odpowiedzi. Rozejrzałam się dookoła, ale zamiast chłopaka, w oddali zauważyłam kobietę z burzą czarnych loków. Bellatrix szła korytarzem, kołysząc się na boki w obłędzie, a od kamiennych ścian Hogwartu echem odbijał się jej potworny śmiech. Wzdrygnęłam się przerażona na ten dźwięk, ale i tak ruszyłam za nią. Nuciła pod nosem jakąś melodyjkę, łudząco przypominającą kołysankę, która jednak w jej wykonaniu brzmiała wręcz upiornie. Za każdym razem, gdy przyspieszałam kroku, ona zdawała się coraz bardziej oddalać. Chciałam, by wreszcie przestała się chować jak tchórz. Chciałam ją zawołać. Chciałam zmierzyć się z koszmarem raz na zawsze, bo byłam wściekła, ale nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego dźwięku, jakby ktoś nagle odciął mi język. Korytarz zdawał się nieskończenie długi, a ja, mimo, że biegłam za Bellatrix od paru minut, wciąż tkwiłam w tym samym miejscu. Musiałam zatrzymać się na chwilę, czując nagle potworne zmęczenie. W momencie kiedy przystanęłam, ona również to zrobiła. Popatrzyłam na nią, dysząc ciężko. Powoli zaczęła odwracać głowę w moją stronę, a serce przyspieszyło, ale w najbardziej kluczowym momencie ktoś szarpnął mnie za ramiona i brutalnie odwrócił. Korytarz nagle spowiła ciemność, a ja z przerażeniem spojrzałam w błyszczące oczy Severusa Snape'a, który z czystą nienawiścią zacisnął lodowate dłonie na mojej szyi.

Zerwałam się do pozycji siedzącej, próbując złapać oddech i odruchowo chwyciłam za swoją szyję. Miałam wrażenie, że zapomniałam, jak się oddycha. Gorączkowo próbowałam wydostać się z poplątanej między nogami kołdry, drugą rękę wciąż trzymając na gardle. Nerwowo wstałam, biorąc świszczące, urywane oddechy. Czułam, jakby ktoś stanął mi na piersi i blokował przepływ powietrza. Niewiele myśląc, na oślep ruszyłam przed siebie. Obraz mi się zamazywał, choć i tak w ciemności nie widziałam praktycznie nic. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy dotarłam do sąsiedniego dormitorium. Czując, że się duszę, drżącą dłonią szukałam klamki do drzwi sypialni, gdy te nagle otworzyły się przede mną, a w progu wyrosła sylwetka mężczyzny. Spojrzałam na niego błagalnie, a on szybkim ruchem przycisnął moje drżące ciało do siebie, zamykając w ciasnym uścisku.

— Ciiiii...

Próbował mnie uspokoić, podczas gdy ja wciąż brałam urywane oddechy.

— Boże, Granger... — mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie i zaczął kojąco głaskać mnie po głowie. Do oczu napłynęły mi łzy, ale powoli normował się mój oddech pod wpływem jego ciepła. Kiedy zauważył, że przestałam się trząść, zaprowadził mnie na łóżko, gdzie usiedliśmy oboje, wciąż do siebie przytuleni.

— Już lepiej? — zapytał, kiedy całkowicie unormowałam oddech. Niedbale starłam chłodną dłonią łzy, które zaplątały się na mojej twarzy. Pokiwałam twierdząco głową, nie chcąc nawet na niego patrzeć. 

— Przepraszam — powiedziałam cicho, na co chłopak odsunął mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy. Miał smutny wyraz twarzy. Kompletnie nie przypominał samego siebie, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie, jakby potwornie się o mnie martwił.

A może sama próbowałam sobie to wmówić.

— Nie masz za co, dobrze, że przyszłaś. Zawsze przychodź do mnie, jak coś się dzieje, okej?

To było odważne pytanie. Tak odważne, że zaczerwieniłam się po uszy, jakbym wstydziła się tego, że od kilku miesięcy ciągle coś się dzieje, a ja non stop go oszukuję, rzucając na dormitorium zaklęcie tłumiące. Nie chciałam mu niczego mówić, bo nie sądziłam, że mogło to mieć sens, ale czegoś na pewno się domyślał. Nie był głupi, a ja raz już popełniłam błąd, zapominając o zaklęciu, przez co Malfoy wiedział, że miałam koszmary. Dziś kolejny raz poległam, pokazując swoją słabość.

Wieczysta Przysięga | Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz