Rozdział 28

2K 133 115
                                    

— Fretka?

Malfoy z rozbawieniem przyjrzał się zwierzątku, a potem przeniósł wzrok na mnie.

— Fretka — potwierdził i uniósł ją w górę — Chłopcz....

— O Boże — jęknęłam, kryjąc twarz w dłoniach, po czym wycofałam się do kuchni. Mama zdążyła wyciągnąć już ciasto i specjalny specyfik, mieszankę przeróżnych ziół, którą traktowała jako zamiennik herbaty. Nazywała go jej własną magią i częstowała tylko wybrańców.

A przecież Malfoy nie był wybrańcem. Ani Wybrańcem.

— Mamo — zaczęłam ostrzegawczo — co ty robisz?

— Och, Hermiono, nie wiedziałam, że poznałaś tak uroczego chłopca. Nic się nie chwaliłaś. — Posłała mi porozumiewawczy uśmiech, na który jeszcze bardziej skuliłam się w sobie.

Co tu się działo?!

Gdy się odwróciłam, Draco był już z powrotem za mną. Wręczył mi fretkę, jakby nie była ona niczym dziwnym, po czym z uśmiechem zwrócił się do mojej mamy:

— A co tak pięknie pachnie?

Z niedowierzaniem obserwowałam go, gdy rozsiadał się przy stole, jakby był u siebie, i pozwalał sobie na kolejną niezobowiązującą pogawędkę z moją rodzicielką.

Wyglądał znacznie lepiej niż kilka dni temu w pociągu. Zarost zniknął, włosy były znów schludnie ułożone, a czarna koszula idealnie gładka. Mogłabym się założyć, że w dotyku sprawiała wrażenie równie przyjemnej i nagle zapragnęłam to sprawdzić, jednak, na szczęście, szybko zganiłam się w myślach za podobny pomysł. Stałam więc w miejscu jak kołek, trzymając w ramionach przytulone do mnie zwierzątko, i zastanawiałam się, o co tu właściwie chodziło. Bo o coś - na pewno. W tym samym czasie zadowolona mama postawiła przed Draco dwa kubki zimowego naparu, który urozmaiciła szczyptą cynamonu oraz pomarańczą. Kiwnęła do mnie głową, ocknęłam się z letargi, a następnie usiadłam obok niego przy stole, wypuściwszy fretkę na podłogę. Chłopak z szerokim uśmiechem przesunął jeden z kubków w moją stronę. Niemal od razu uniósł swój do ust i pociągnął niewielki łyczek, a ja z uniesionymi brwiami obserwowałam, jak powstrzymywał grymas obrzydzenia.

— Smakuje ci domowa herbatka mojej mamy? — zapytałam z satysfakcją, na co Malfoy w odpowiedzi z trudem przełknął ślinę.

— Jest przepyszna, proszę pani — przyznał przesadnie uprzejmym głosem.

— Och, możesz mi mówić Mary Jane. — Mama niedbale machnęła ręką, a ja zakrztusiłam się herbatą. Momentalnie zaczęłam kaszleć, chociaż wcale tego nie planowałam, i kopnęłam Malfoya pod stołem, gdy zaczął delikatnie gładzić mnie po plecach. Moje ostrzeżenie wcale go nie obeszło; zareagował na nie śmiechem, ale wcale nie cofnął dłoni.

— Hermiono, widziałaś jakie dostałam piękne kwiaty od twojego kolegi? — odezwała się znowu, a ja dopiero teraz zauważyłam bukiet, który dumnie prezentował się na stole.

— Przyniosłeś mojej mamie kwiaty — mruknęłam bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, a rodzicielka od razu się rozpromieniła.

— Jest takim dżentelmenem...

Nie, to nie mogło dziać się naprawdę. Moja matka nie mogła wpaść w sidła Malfoya.

Po prostu... NIE!

Na szczęście mama chyba wyczuła napiętą atmosferę, bo posłała mi karcące spojrzenie, po czym odegrała dość wiarygodną scenkę, w której to tata wołał ją z salonu i zostawiła nas samych. Z przyklejonymi do twarzy uśmiechami czekaliśmy, aż zniknie za rogiem, a kiedy tylko się to stało, Malfoy od razu odsunął od siebie kubek, krzywiąc się z wyjątkowym niesmakiem.

Wieczysta Przysięga | Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz