Rozdział 16

2.5K 193 375
                                    

Podskoczyłam ze strachu na krześle, gdy na stole z hukiem wylądował stos książek. Spojrzałam z wyrzutem na chłopaka, który stał przede mną. Niewzruszony, nie zaszczycając mnie skrawkiem swojej uwagi, usiadł po drugiej stronie stołu Gryffindoru i otworzył jedną z ksiąg gdzieś pośrodku. Zamrugałam gwałtownie i poczułam, jak ostatnie trzy posiłki podchodzą mi do gardła.

W przeciwieństwie do wczorajszego wieczoru, rano mózg przywrócił mój rozsądek. Wydawało mi się, że to wszystko, co się wydarzyło, było snem, dopóki nie zauważyłam zielonej bluzy, wiszącej na oparciu krzesła. Od tamtej pory bolał mnie brzuch na samą myśl o żenującej konfrontacji ze Ślizgonem, która mnie czekała. A tymczasem on usiadł sobie, jak gdyby nigdy nic i zaczął pisać wypracowanie na temat bułgarskiej szkoły magii, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Zacisnęłam pod stołem dłoni w pięści, ciskając w niego gromy wzrokiem. Denerwował mnie fakt, że mnie ignorował. Wolałam już jego chamskie docinki od traktowania mnie, jakbym nie istniała. Szczególnie, że to, co działo się wczoraj, było co najmniej dziwne i o ile mogłam zrozumieć zignorowanie wydarzeń z Pokoju Życzeń, tak tego nie zamierzałam mu już odpuszczać.

Odchrząknęłam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

Zamarł z piórem przy pergaminie, na którym zapisał już prawie połowę kartki i zauważyłam, jak na jego twarzy pojawił się delikatny, typowy dla niego, ironiczny uśmieszek. Podniósł wzrok na mnie z rozbawieniem.

— Cześć Granger, nie zauważyłem cię — powiedział tylko i wrócił do pisania.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Miałam ochotę strzelić go w łeb za te zmienne nastroje, ale resztkami rozsądku się powstrzymałam. Przeniosłam wzrok na jego "wypracowanie" i zauważyłam, że zamiast niego, wypisywał w kółko dwa słowa.

Granger Srenger.

Fuknęłam oburzona i machnęłam różdżką w stronę jego wypocin, zmieniając ich treść. Teraz na pergaminie widniały inne słowa.

Malfoy Dupalfoy.

Zagrywka w stylu ośmiolatków, ale jednak wywołała cichy chichot z ust Ślizgona.

— Mam nadzieję, że nie spaliłaś mojej bluzy — odezwał się znowu po chwili, nie odrywając wzroku od pergaminu. Próbował kontynuować pisanie, ale kartka wciąż zmieniała słowa w te z jego nazwiskiem.

— Nie i teraz żałuję — odparłam ze złością. Zerknęłam na kilka książek, które przyniosłam ze sobą do Wielkiej Sali. Nie były to wcale podręczniki z Historii Magicznego Szkolnictwa, a słowniki i tłumaczenia starożytnego języka magicznego. W notatkach zamiast wypracowania, miałam napisany cytat, który widniał wokół drzwi na siódmym piętrze i pod nim poskreślanych kilka prób tłumaczenia.

Zabrałam materiały ze stołu, z zamiarem odejścia.

— Przyniosę ci z powrotem tą bluzę — powiedziałam jeszcze i już miałam wstać, gdy chłopak znów się odezwał.

— Powinnaś częściej nosić zielone rzeczy — oznajmił nagle i podniósł w końcu wzrok na mnie.

Brzuch rozbolał mnie jeszcze bardziej na widok jego przenikliwego spojrzenia. Patrzył intensywnie w moje oczy, jakby mówiąc to, miał na myśli coś zupełnie innego. Oboje wiedzieliśmy, co chciał przez to powiedzieć, ale żadne z nas nie odważyło się nawet o tym pomyśleć. Stąpaliśmy po bardzo cienkim lodzie. Pośrodku oceanu.

Już zapomniałam, że chciałam wstać i odejść. W tamtym momencie miałam ochotę siedzieć tak cały dzień i się z nim przekomarzać, ale w głębi duszy wiedziałam, że do niczego dobrego to nie prowadzi.

Wieczysta Przysięga | Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz