Rozdział 5

334 17 3
                                    


- Dziękuję, było pyszne - powiedział Ben odkładając pusty talerz do zlewu.

Uśmiechnęłam się delikatnie do niego i znów spojrzałam na swoją kolację, której prawie nie tknęłam.

Cały czas myślami byłam na rozmowie z Felicją. Wszystko zaczyna się sypać. Mówi się, że nic nie trwa wiecznie, nawet szczęście. Zaczynam wierzyć, że to prawda. Już od dawna nie czułam takiego niepokoju. Najpierw ten dziwny list, później długi sierocińca. Co jeszcze naszykował dla mnie los?

Nigdy nie bałam się trudnych sytuacji, w których stawiało mnie życie. Dzieci z domu dziecka są twardsze niż inne. Z całych sił starałam się nie poddawać, bo jak to powiedział Albus Dumbledore:

„Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeśli tylko pamięta się, żeby zapalić światło."

Ten cytat przypomina mi, że niezależnie od tego jak bardzo jest beznadziejnie, zawsze można odnaleźć światło i podążać oświetloną drogą.

Odłożyłam talerz na blat obok zlewu i zaczęłam sprzątać po kolacji.

Po skończonej pracy usiadłam obok Bena na kanapie, gdzie oglądał jakiś serwis informacyjny.

Ułożyłam głowę na jego ramieniu. Szatyn pocałował mnie w głowę i objął ramieniem. Lubię, kiedy mnie przytula. Czuję się wtedy bezpiecznie i wszystkie troski gdzieś uciekają.

Ben był przystojnym mężczyzną. Wysoki, o jasnej karnacji, karmelowych włosach i ciemno brązowych oczach. W każdą środę po zajęciach chodził z kolegami na siłownię. Efekty ćwiczeń były widoczne na pierwszy rzut oka.

Zawsze pachniał mocną kawą i gorzką czekoladą, którą uwielbia podjadać.

Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi i złożyłam delikatny pocałunek na jego żuchwie. Później niżej na szyi, następny jeszcze niżej.

Wzdrygnął się.

- Addie – mruknął, gdy wspięłam się na jego kolana siadając okrakiem.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz zamknęłam mu usta kolejnym pocałunkiem, który leniwie odwzajemnił. Położyłam dłonie na ramionach ukochanego. Jego dłonie wylądowały na moich żebrach. Po chwili odsunął mnie od siebie.

- Kochanie nie dziś - powiedział kręcąc głową. - Jestem padnięty.

Namiętność szlag trafił.

Zeszłam mu z kolan ciężko opadając na drugi koniec kanapy. Ostatnio często jest padnięty. Wszystko rozumiem, ciężko pracuje na swoją przyszłość, naszą przyszłość, ale potrzebuję bliskości. Teraz nawet bardziej. Tyle się dzieję i chcę czuć, że nie jestem w tym szaleństwie sama.

Omal nie zapomniałam, że miałam z nim porozmawiać.

Wstałam z kanapy i poszłam do sypialni, gdzie zostawiłam swój plecak. Wyciągnęłam swój list oraz ten od komornika. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy wzrok skupiłam na swoim odbiciu w lustrze wiszącym na ścianie.

„A może czegoś mi brakuje?" - pomyślałam.

Szybko jednak odgoniłam tę myśl. Przecież Ben mnie kocha.

Wróciłam do pokoju i znów usiadłam na kanapie.

- Skarbie, możemy porozmawiać? - zapytałam nieśmiało.

Nagle zdałam sobie sprawę, że strasznie mi głupio prosić Bena o pomoc, choć to jego rodzinny biznes nastaje na mój spokój.

- Oczywiście - odpowiedział.

Wyłączył telewizor i zwrócił się w moją stronę.

- Dostałam dziś list. Zdziwiłam się, bo to wezwanie na odczytanie testamentu. - więcej słów nie przeszło mi przez usta. Milcząc podałam Benowi list od notariusza.

Zmarszczył brwi czytają treść pisma.

- Czyli masz jakąś rodzinę? - zdziwił się

- Ta kobieta podobno była moją babką. Czemu nie interesowała się mną przez te wszystkie lata? Nie wiem. Teraz już jej nie zapytam. Nadawcą jest twój wuj Oliver. Pomyślałam, że może coś ci wspominał.

- Nie, przykro mi. Idź na spotkanie, a wszystkiego się dowiesz. Zadzwonię do wuja i uprzedzę, że wpadniesz. - powiedział oddając mi pismo.

- Jest coś jeszcze - podałam mu drugą kartkę.

Nad drugim listem spędził więcej czasu. Chyba czytał go więcej niż raz.

Siedziałam jak na szpilkach. Wierciłam się nerwowo po kanapie. Wreszcie przemówił.

- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Mam nadzieje, że ktoś pomylił się w obliczeniach. Inaczej...- popatrzył mi prosto w oczy wzrokiem pełnym żalu.

Do oczu napłynęły mi łzy. Widząc moje zdenerwowanie Ben odłożył papier na stolik kawowy i otworzył ramiona. Wślizgnęłam się w jego objęcia. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Delikatnie kołysał mnie w swoich ramionach, dopóki nie zasnęłam przygnieciona natłokiem dzisiejszych informacji.

...

Obudziłam się w sypialni na łóżku. Nie do końca pamiętałam jak się tu znalazłam. Ben musiał mnie przenieść. Przeciągnęłam się odganiając resztki snu. Spojrzałam na drugą stronę łóżka. Była pusta, jak zwykle. W naszym związku to Ben jest rannym ptaszkiem, gdy ja mogłabym spać do południa. Zza uchylonych drzwi słychać było prace ekspresu do kawy. Nie czekając dłużej podniosłam się z łóżka.

Nadal byłam we wczorajszych ubraniach co znaczyło, że byłam wykończona, kiedy Ben przyniósł mnie do łózka. Założyłam na siebie swój biały, satynowy szlafrok i przeczesując włosy palcami wyszłam z sypialni.

Nasze mieszkanie było o wiele większe niż to do czego przywykłam. Choć też nie uchodziło za duże. Jeden duży pokój dzienny połączony z kuchnią, oddzielone małym barkiem.

Łazienka z wanną i sypialnia. Mieszkaliśmy we dwoje więc miejsca mieliśmy dość by się pomieścić.

Ben siedział przy barku przeglądając notatki. Obok niego stała filiżanka z parującą kawą. Podeszłam po cichu i przytuliłam od tyłu kładąc głowę na jego plecach.

- Dzień dobry - powiedział nie przerywając swoich czynności.

- Hej - odpowiedziałam niemrawo.

Odsunęłam się od mężczyzny i ruszyłam zrobić sobie kawę. Nastawiłam program i ruszyłam tą sama drogą by dostać się do łazienki. Zatrzymało mnie ramię Bena, którym mnie objął i przyciągnął do siebie. Nic nie mówiąc wpił się w moje usta. Od razu odwzajemniłam pocałunek. Całował mnie coraz namiętnej. Przygryzł moja dolną wargę zmuszając mnie do ich rozchylenia. Gdy to zrobiłam wsunął język między moje wargi. Po chwili zaczęliśmy walkę o dominację. Sytuacja zrobiła się ciekawsza, gdy przyciśnięta do jego ciała poczułam na swoim udzie wybrzuszenie w jego dresach, których używał jako piżamy. Brunet wstał z barowego krzesła z takim impetem, że gdyby mnie nie trzymał, upadłabym. Jego ciepłe dłonie wędrowały po moim ciele od szyi do ud. Objęłam go za szyję nie przestając go całować.

W końcu zabrakło nam powietrza. Odsunęliśmy się od siebie tylko o milimetry. Mężczyzna przeniósł dłonie na moje pośladki. Stanęłam na palcach i wtedy poderwał mnie z ziemi. Oplotłam go nogami w pasie. On przycisnął moje plecy do ściany za mną.

- Masz czas na takie gierki? - spytałam szepcząc zalotnie, po czym przygryzłam płatek jego ucha. Ben syknął, co oznaczało, że podnieciłam go jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się triumfalnie.

Uwielbiam doprowadzać go do szaleństwa.

- Mamy trochę czasu. Na wspólny prysznic wystarczy. - wymruczał w moje usta.

Poprawił uścisk na moich pośladkach i ruszył do łazienki w akompaniamencie mojego śmiechu.

Nagrodą jest korona   ( W trakcie korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz