Rozdział 65

232 24 13
                                    

- Auć- jęknęłam siadając powoli na łożu w sypialni.

Moją twarz ozdobił grymas dyskomfortu.

- Powoli- usłyszałam zatroskany głos męża.

Loki znalazł się przy mnie w mgnieniu oka. Ułożył poduchy przy wezgłowiu łóżka i złapał mnie za ramiona. Asekurował mnie, kiedy powoli opadłam na stos poduch.

- Coś się stało? Coś cię boli? Może lepiej zostanę z tobą? – powiedział wpatrując się w moje oczy.

Uśmiechnęłam się ciepło.

Kiedy zielonooki nakrył mnie kocem wyciągnęłam do niego rękę. Złapałam go za nadgarstek i przyciągnęłam bliżej kładąc jego dłoń na pokaźnych rozmiarów ciężarnym brzuchu.

Po chwili znów poczułam kopniecie maleńkiej stopy wewnątrz mnie. Loki uśmiechnął się lekko zawieszając wzrok na owalnym kształcie brzucha.

- Twój syn to straszny wiercipięta -skomentowałam poprawiając się na umoczonym siedzisku.

- Już nie córka? - zdziwił się.

- Oj... - przewróciłam oczami. – Gdybyś nie marudził, kiedy Tomena pytała, czy chcemy znać płeć to dawno wszystko by się rozstrzygnęło- przytknęłam mu, na co zareagował zduszonym śmiechem.

- Daj spokój, a gdzie miejsce na niespodzianki- skomentował gładząc opuszkami palców mój policzek.

Zawsze robił to z taką miękkością jakby bał się, że rozsypię się od jego dotyku.

- Niespodzianki? - zdziwiłam się. – Raczej chciałeś powiedzieć, że pula zakładów jest już zbyt wysoka, żeby zaprzepaścić taki zysk...- spojrzałam wymownie na męża.

Loki zmieszał się, lecz po chwili jego usta rozpłynęły się w łobuzerskim uśmiechu.

- To nie był mój pomysł- odpowiedział

- Ale ty go pociągnąłeś. Nie wypieraj się

- Raya ma stanowczo za długi język- westchnął rozglądając się po komnacie.

- Akurat to nie ona- odpowiedziałam z uśmiechem wspominając wczorajszą wizytę Sif.

Loki odwzajemnił delikatnie mój uśmiech po czym spojrzał mi głęboko w oczy.

- Na pewno dasz sobie radę? - spytał po raz kolejny tego poranka.

Rozumiałam, że się martwił.

Źle znosiłam ciążę. Od pierwszego ataku zachwiania bywało różnie. Były takie dni, kiedy tryskałam energią i takie w których nie miałam siły ruszyć palcem u ręki i leżałam cały czas w łóżku. Apetyt raz przychodził, raz odchodził. Czasami ataki mdłości sprawiały, że każdy posiłek po chwili lądował w wiadrze.

Od dwóch tygodniu nic się nie działo. Czułam się coraz lepiej, to znaczy czułam się dobrze na tyle ile było to możliwe z moim siedmiomiesięcznym brzuchem. Po wielu ciężkich chwilach mogę śmiało powiedzieć, że powoli zbliżamy do końcówki ciąży.

Parę dni po pierwszym ataku wyciągnęłam z Lokiego rozmowę jaką odbył z Tomeną. Powiedział mi wszystko i kiedy wspomniał o usunięciu ciąży byłam gotowa wydrapać mu oczy za samo pomyślenie o rozważeniu tej opcji.

Przegadaliśmy to i ustaliliśmy, że dopóki nie będzie jasnego sygnału o zagrożeniu mojego życia walczymy o nas oboje.

Po ostatnim ataku, który miał miejsce prawie trzy tygodnie temu ostro się pokłóciliśmy, ponieważ Loki był gotów wydać rozkaz o przerwaniu ciąży. Nie pozwoliłam na to mówiąc, że wytrzymam. Udało się, ale później nie widziałam męża dwa dni. Dla nas wszystkich to był bardzo stresujący czas i nie umieliśmy sobie poradzić z szalejącymi w nas emocjami.

Nagrodą jest korona   ( W trakcie korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz