Rozdział 57

331 26 10
                                    

- Co to to nie ani słowa a sio. Co z tego każdy się dowie o o. Nie powiem, że pokochałabym go- nuciłam pod nosem zaplątując włosy w warkocz.
Siedziałam przy toaletce i szykowałam się na kolejny dzień w pałacu.
Od wczorajszej uczty nie można narzekać na nudę. Cały pałac drży od plotek na temat rychłych zaręczyn Thora.
Również o mężu mogłam powiedzieć, że cały wrzał. Kiedy Odyn ogłosił zaręczyny, Loki odczekał dosłownie dziesięć sekund potem wyszedł z biesiady i już na nią nie wrócił. Z jednej strony wiedziałam, że gdyby nie wyszedł wybuch jego złości przyniósłby trudne do przewidzenia skutki. Z drugiej strony byłam wściekła, że zostawił mnie samą na cały wieczór. Pomimo obecności Sif, Volstagga, Hoguna i Fandrala, z którymi spędzałam większość czasu czułam się rzucona wilkom na pożarcie. Męska cześć gości zaczynała lgnąć do mnie jak ćmy do ognia proponując tańce bądź kieliszek wina. Damska cześć natomiast patrzyła na mnie jakbym już zaciągnęła ich mężów do łóżka. Znalazłam się między młotem, a kowadłem tylko dlatego, że Loki miał napad szału. Przecież mógł się uspokoić i wrócić na ucztę, ale nie. Wybuch gniewu księcia Lokiego jest usprawiedliwieniem wszystkich jego wybryków.

Byłam wściekła, ale pomimo buzujących emocji udało mi się wyklarować zalążek pomysłu, co mogłabym zrobić, żeby lepiej poznać zaistniałą sytuację.

Loki na pewno będzie za tym, żeby zerwać zaręczyny. Ślub brata zagroziłby i tak kruchej pozycji bruneta. Zanim przystąpi do jakichkolwiek działań, trzeba się przygotować. Dobrze by było sprawdzić jak na tą sytuację patrzy Helga. Do tej pory nie udało mi się z nią porozmawiać. Nie licząc kilku grzecznościowych zwrotów w towarzystwie.

Całe szczęście po całonocnych ucztach, śniadania każdy je we własnym zakresie. Złość jaką chciałam skierować na męża mogłabym niechcący przenieść na kogokolwiek innego, a dokładanie sobie zmartwień było ostatnie na co miałam ochotę.

Drzwi do komnaty otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Bez oglądania się wiedziałam kto mnie odwiedził. Dałam Rayi wolne przedpołudnie więc jedyna osobą, która mogła wejść do mojej komnaty bez pukania był mój mąż.

Loki podszedł do toaletki i pochylił się opierając dłonie po obu stronach blatu odbierając mi możliwość wydostania się z jego objęć. Wpatrywałam się w swoje odbicie, starając się unikać spojrzenia męża. Kiedy zanurzył nos w moich włosach po moim ciele przeszedł znajomy dreszcz.

- W skali od jednego do dziesięciu, jak.. -wymruczał mocniej się pochylając.

Dotknął ustami mojego policzka, który od razu spłonął rumieńcem.

- Jedenaście- syknęłam wyrywając się z jego uścisku.

Wstałam z pufy i usiadłam na sofie przygładzając materiał czerwonej sukni. Loki usiadł po drugiej stronie mebla zakładając ręce na piersi.

- Dobrze wiesz, że musiałem wyjść. Ta żałosna farsa doprowadziła mnie na skraj wytrzymałości – fuknął podirytowany.

- Jakie to szczęście, że goście nie byli świadkiem twojej sceny- ironizowałam- A nie, czekaj. Jednak coś się znalazło. Księżna pozostawiona sama sobie na pożarcie przez asgardzką szlachtę. Zostawiłeś mnie i nawet nie dałeś znaku życia. – kontynuowałam.

Wstałam z miejsca i stanęłam tuż przed Lokim. Wbiłam w niego swoje wściekłe spojrzenie. Jednak on nadal wydawał się niewzruszony.

- Już pomijając tę, jak to nazwałeś „żałosną farsę". Jakoś dałam radę. Zacisnęłam zęby i przetrwałam do połowy uczty. Najbardziej wkurza mnie fakt, że nie wiem, gdzie byłeś przez całą noc. Może mi to łaskawie wyjaśnisz?!

Nagrodą jest korona   ( W trakcie korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz