Rozdział 48

279 19 3
                                    

Życie w Asgardzie znów zaczęło toczyć się swoim wolnym rytmem. Wydawało mi się, że wszyscy zapomnieli już o Złotym Święcie, choć w tym roku zdarzyło się coś niezwykłego. Śmiertelniczka dostąpiła zaszczytu i otrzymała dar w postaci złotego jabłka. Wszyscy bogowie świętowali moje wstąpienie w ich szeregi. Gratulowali słowami „ Teraz jesteś jedną z nas" , ale ja nie czułam się bosko. Bóle głowy i migreny nadal mnie prześladowały, ale były zdecydowanie rzadsze.

Loki, tak jak mnie zapewniał stale kontrolował mój stan. Nigdzie nie puszczał mnie samej. Zmienił się w mój cień. Przyznam, że pierwszy tydzień było to miłe, ale przez następne był nie do zniesienia. Zaczął eksperymentować, próbując obudzić „ drzemiącą we mnie siłę". Chodziliśmy w różne miejsca, próbowałam różnych mikstur i potraw. Loki twierdził, że potrzebny jest bodziec, który uaktywni moje moce, które, jak uważał, są. Miarka się przebrała kiedy zaczął rzucać we mnie zaklęciami, często bez ostrzeżenia. Mocno się wtedy pokłóciliśmy. Nawet rzuciłam w niego wazonem, który i tak nie doleciał do celu. Zaczęłam chować się po kątach pałacu, ale i tak za każdym razem udawało mu się mnie znaleźć.

Tak było i tego dnia. Zrezygnowałam ze śniadania i udałam się na spacer po ogrodach. Bardzo lubiłam spędzać czas na świeżym powietrzu, a pałacowe ogrody były tak piękne, że wcale nie chciało się z nich wychodzić. Szłam różaną alejką i rozkoszowałam się zapachem moich ulubionych kwiatów. Nareszcie miałam chwilę dla siebie, bez zaczepek Lokiego.

Wtedy jak na zawołanie pojawił się on. Nadchodził z przeciwnej strony. Jego włosy rozwiewał delikatny wiatr, twarz zdobił chytry uśmieszek, a oczy błyszczały w promieniach słońca. W jednej chwili miałam ochotę odwrócić się i uciec jak najdalej, ale jego wygląd był tak hipnotyzujący, że nie mogłam oderwać wzroku. Poza tym postanowiłam dziś włożyć szpilki, a w nich trudno się biega po ogrodowych ścieżkach. Byłam w pułapce, dookoła rzędy różanych krzewów i on. Mimo to postanowiłam spróbować szczęścia. Odwróciłam się na pięcie i już miałam postawić krok, ale obcas lekko wbił się w ziemię miedzy kamieniami, którymi wyłożona była ścieżka. Zachwiałam się mocno, ale udało mi się utrzymać równowagę. Ten manewr kosztował mnie stratę przewagi i po chwili poczułam na karku chłodny oddech męża.

- Znów się przede mną chowasz- powiedział stając naprzeciw mnie.

- Nie prawda- odpowiedziałam hardo. – Przed tobą nie da się schować- dodałam mniej pewnie.

Loki uśmiechnął się cwaniacko.

- Uznam to za komplement.

Ruszyliśmy w głąb alejki ramię w ramię. Przygładziłam materiał sukienki, którą wybrała mi Raya. Nie była w moim stylu, ale kiedy ją włożyłam od razu mi się spodobała. Miała cienkie ramiączka, trójkątny głęboki dekolt. Góra sukni była w kolorze różowym. W pasie przyszyte zostały dwa srebrne ozdobne paski. Spódnica sukni zmieniała kolor od różu, przez błękit, do miętowego na dole. Była zwiewna i nie krępowała ruchów. Na nogach miałam srebrne sandały na obcasie.

- Chciałbym zaprosić cię na śniadanie- przerwał ciszę.

Wzdrygnęłam się mimowolnie co nie uszło uwadze księciu.

- Myślę, że to nie jest dobry pomysł- powiedziałam patrząc przed siebie.

- Moje towarzystwo, czy śniadanie?

- Szczerze? – zatrzymałam się. Odnalazłam wzrokiem jego szmaragdowe oczy. – Przez ostanie kilka tygodni męczysz mnie dziwnymi eksperymentami, które od początku mi się nie podobały. Wlewałeś we mnie różne mikstury. Brałam kąpiele w dziwnych olejkach, zabierałeś mnie w totalnie popaprane miejsca, żeby wzbudzić we mnie skrajne emocje. Jestem już tym zmęczona. Chcę trochę spokoju. Nie przeszkadza mi twoje towarzystwo, ale znam cię i wiem, ze nie chodzi tylko o zaproszenie na śniadanie. - wytłumaczyłam -  Swoją drogą to bardzo miłe.- dodałam po chwili.

Nagrodą jest korona   ( W trakcie korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz