Alyson
Leżałam na łóżku w swoim pokoiku w twierdzy i wpatrywałam się w sufit. Słowa dowódcy nie pozwalały mi zasnąć, a tym bardziej jego aluzje, co do prawdziwego powodu nadopiekuńczości Camerona. Gdyby to tylko była prawda.
Z westchnieniem przekręciłam się na drugi bok i pozwoliłam błądzić spojrzeniu po małej klitce i tak większej z powodu wyniesienia stąd jednego łóżka, jako że nie było nikogo, kto mógł ze mną dzielić pokój. Na miejscu wcześniej wspomnianego łóżka stało biurko zawalone papirologią, którą czasem z nudów się zajmowałam. Nad nim wisiała pała półeczka, pełna książek, a te które się nie mieściły leżały w mniejszych i większych stosikach na ziemi. Brakowało mi regału, na którym bym mogła je poukładać, ale to zbyt duży luksus jak to mawiali tutejsi. Tropiciele żyją w ciągłym ruchu albo są na misjach, albo trenują. Jednak mnie dotyczył tylko trening i dużo czasu wolnego.
Westchnęłam po raz kolejny, ale tym razem podniosłam się do pozycji siedzącej. Najchętniej poszłabym do Camerona, aby z nim porozmawiać, jednak on zawsze nocował w domu alfy. W sumie mogłabym się wymknąć z twierdzy tak, aby nikt nawet się nie zorientował. Może nawet powinnam.
Wstałam z łóżka i ubrałam szybko, swoje ubranie treningowe. Zawiązałam włosy w warkocz i po cichu opuściłam pokój. Na korytarzu było pusto i ciemno, nic dziwnego, skoro było już dobrze po drugiej w nocy. Przeszłam jak najszybciej przez koszary, a następnie przez dziedziniec uważając na patrole, nawet tego nie pozwalali mi robić, albo raczej Cameron nie pozwolił. Na każdą myśl o niesprawiedliwości jaka mnie spotyka wśród tropicieli z jego winy mam mu ochotę skopać tyłek, ale jeśliby potwierdził aluzje dowódcy, jeśliby tylko powiedział, że robił to wszystko dla mnie, bo mu zależy wybaczyłabym mu wszystko. Jasne byłabym wściekła, ale wybaczyłabym wszystko, bo istniałaby szansa na przestanie odczuwania tego bólu na myśl, że jestem dla niego nikim.
Ból ten towarzyszył mi od kiedy mnie odrzucił po tym jak obudziłam się z śpiączki. Czasem był zastępowany nadzieją i radością na jego widok, ale potem wracał z zdwojoną siłą. Nawet teraz był mniejszy niż normalnie, zawsze był mniejszy, kiedy nie wyobrażałam go sobie z inną. Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałabym, że to przez to, że jesteśmy sobie przeznaczeni, ale mało prawdopodobne, po pierwsze wyczulibyśmy to nawzajem, po drugie on sam, nie mógłby, nie potrafiłby się trzymać ode mnie tak daleko, więź by mu na to nie pozwoliła. Tak więc oznaczało to, że byłam kolejną idiotką, która dała się złapać w jego sidła, tyle, że mi było o wiele trudniej się z nich uwolnić, jeśli w ogóle kiedyś dam radę.
Dotarłam do domu alfy. Wiedząc, że drzwi są zawsze otwarte weszłam do środka i skierowałam się na piętro alfy i jego rodziny, a następnie w stronę dawnego mojego pokoju i pokoju Camerona. Kiedy stanęłam pod drzwiami miałam już uniesioną dłoń, żeby zapukać. Wiedziałam, że go obudzę, ale musiałam poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Czemu tak naprawdę zależy mu na moim bezpieczeństwu, czemu tak naprawdę chce bym była jego partnerką, czemu dowódca widzi, że darzy mnie większym uczuciem niż chce się przyznać.
Miałam już pukać, kiedy zmarłam i przypomniałam sobie wszystkie jego odrzucenia, jego uwagi odnośnie do tego, że jestem nikim.
Zakręciło mi się w głowie i zrobiłam krok w tył. Dowódca zawsze szczycił się tym, jak to potrafi przejrzeć każdego, ale tym razem na pewno się myli. Ktoś kto miałby kogoś kochać by się tak nie zachował, nawet dla pozorów, nie byłby taki okrutny.
Podniosłam dłoń do policzka czując jak lecą mi łzy.
Co ja robię, jestem głupsza niż myślałam, skoro byłam gotowa dać mu znów możliwość skrzywdzenia mnie.
Cofnęłam się o krok i odwróciłam, aby wejść do swojego pokoju. Skoro już się wymknęłam do domu alfy, mogę chociaż zabrać kilka rzeczy ze sobą. Miałam już łapać za klamkę, kiedy drzwi do pokoju Camerona się otworzyły. Odwróciłam się przestraszona i ujrzałam powód moich wszystkich problemów, był ubrany w same bokserki, a światło księżyca, które padało z jego pokoju podkreślało tylko jego pięknie zbudowane ciało i przystojną twarz, która nie była zaspana, czyli tak jak ja nie mógł zasnąć. Poczułam, jak żołądek wiąże mi się w supeł.
- Alyson? Co ty tu robisz? – zrobił dwa kroki w moją stronę i przyjrzał się mojej twarzy – płakałaś?
Zmarszczył brwi.
Szybko podniosłam dłonie do oczu i wytarłam je z łez, aby się uśmiechnąć, jednak czułam, że ten uśmiech jest bardzo sztuczny.
- Ja... - zaczęłam, ale wtedy Cameron podniósł swoją dłoń, aby wytrzeć pojedynczą łez z mojego policzka.
Ponownie zamarłam wpatrzona w jego zielone oczy z drobinkami złota. On sam jednak nie zabrał od razu dłoni tylko przesunął nią po moim policzku, a następnie po krawędzi twarzy, aby złapać za podbródek.
Zamknęłam oczy modląc się, aby to wszystko nie było wytworem mojej wyobraźni.
- Nigdy nie sądziłem, że to może być aż tak trudne – powiedział tak cicho, że gdybym nie stała tak blisko niego, to bym myślała, że się przesłyszałam.
Otworzyłam szeroko oczy, aby zauważyć, jak zaciska zęby, a następnie robi krok w tył.
- Alyson, zapytam jeszcze raz, co tu robisz i czemu płakałaś – zapytał, a zielona barwa jego oczu prawie zniknęła przez płomienne złoto.
- Przyszłam po kilka rzeczy – powiedziałam słabo na widok jego spojrzenia.
- I dlatego płakałaś?
- Uderzyłam łokciem w barierkę – skłamałam, chociaż byłam więcej niż pewna, że mi nie uwierzy.
Pokiwał głową, a jego oczy wróciły do zielonego koloru.
- Powinnaś być w twierdzy, a skoro już musiałaś tu przyjść to nie powinnaś w środku nocy się szwendać, to niebezpieczne.
- Jesteśmy pośrodku terytorium sfory, co niby może mi grozić? – zapytałam, próbując, aby w moim głosie usłyszał złość i irytację, ale nie potrafiłam, byłam zbyt bliska rozpłakania się nad swoim beznadziejnym życiem.
- Już nie raz się wdarli na nasze terytorium, aby cię dorwać. Poza tym dostałaś rozkaz nie opuszczania twierdzy.
- Chciałam porozmawiać – wypaliłam, nie mogąc wytrzymać pod jego spojrzeniem.
Wywrócił oczami.
- Dziwne, że teraz chcesz porozmawiać, po tym co odwaliłaś – próbował mnie wkurzyć - nie mogło to poczekać do jutra? Bywam w twierdzy codziennie, jeśli nie jestem na misji, mogłaś również po mnie wysłać, chociaż to też nie byłoby potrzebne, bo przecież mamy wspólny trening.
- Mogło, ale z tego co widzę, ani ty, ani ja nie możemy spać – otwierał usta, aby zaprzeczyć – przestań, wiem, że nie spałeś.
- Alyson porozmawiamy jutro, a teraz wracaj do pokoju, jutro odprowadzę cię do twierdzy.
- Proszę – w to jedno słowo włożyłam wszystkie emocje, które teraz czułam, przez co głos mi zadrżał.
Mina Camerona się zmieniła i spojrzał na mnie zdzwiony. Rzadko zdarzało się, że o coś prosiłam, ale musiał zauważyć na mojej twarzy, że jestem bliska załamaniu nerwowemu. Miałam już dość tej całej sytuacji, tego, że go kochałam całą sobą, a on mnie nie. Tego, że chciałam być jak najdalej od niego, a on nie pozwalał mi odejść. Tego, że robił jedno, a mówił co innego. Tego, że go kochałam, a powinnam nienawidzić.
Cameron odsunął się na bok i wskazał dłonią wejście do swojego pokoju.
- Wejdź to porozmawiamy.
CZYTASZ
Obrończyni ✎
WerewolfOd dziecka chciała być tropicielką i jej marzenie się spełniło. Przeszła całe szkolenie, zakochała się, poznała swojego biologicznego ojca i tu zaczęły się schody. Alyson jako dziecko czterech ras, przyszła na świat z pewnym zadaniem, albo sprowadzi...