Alyson
Siedziałam na obrzeżach stołówki i patrzyłam się tempo w bramę przez którą ze dwie godziny temu wyszedł i wsiadł do swojego samochodu mój ojciec. Przyszłam na stołówkę w celu zjedzenia kolacji, ale nie potrafiłam zmusić się do zjedzenia tego co miałam na talerzu. I to nie dlatego, że było niejadalne, bo wiedziałam, że było smaczne. W tym roku podczas szkoleń kuchnia zaczęła gotować znośne potrawy.
Mój brak apetytu nie był spowodowany również książką, która leżała zapomniana, ale otwarta na stole obok mojego talerza. Nie jadłam, bo miałam wrażenie, że to właśnie robią więźniowie w swoich klatkach. Jedzą i czytają.
Zastanawiałam się też czy z snem też będę miała taki problem, jakby niebyło już do tej pory nie mogłam normalnie spać i bałam się zamykać oczy, ale teraz mogłam już się po prostu nie móc przełamać.
Czułam się niczym zepsuta zabawka, którą właściciel może przekładać z miejsca na miejsce według swojego widzimisia.
Zamknęłam oczy i przetarłam twarz dłońmi. Kiedyś bym rozniosła wszystko wokół siebie, stałabym się huraganem złości i wściekłości, że próbują mnie kontrolować. Jednak teraz czułam, że ten płomyk potrzeby bycia niezależną zaczął maleć już od pewnego czasu, aż zgasł w pełni.
Jedyne czego nie mogłam stwierdzić to kiedy. Czy te kilka miesięcy temu, kiedy Cameron zdecydował się mnie okłamywać, aby chronić, czy później kiedy wielokrotnie mnie zastopował, czy może dopiero w momencie, kiedy ujrzałam martwe ciało matki.
Natychmiast otworzyłam oczy kiedy to ten okropny obraz ukazał mi się pod powiekami.
Znów zaczęłam próbować łykać powietrze, ale nie potrafiłam nabrać ani jednego pełnego wdechu.
Co się ze mną stało? Kim się stałam? Przecież to nie byłam ja. Chyba, że to wszystko co mnie spotkało i stało się wokół mnie, aż tak mnie zmieniło.
Coś we mnie chciało krzyczeć, wrzeszczeć, ale było tak głęboko we mnie, że łatwo było to zignorować i znów spojrzeć w stronę bramy, akurat w momencie kiedy z lasu wybiegł rudo biały wilk.
Ducans.
Na stołówce zrobiło się nagle cicho. Nie tylko ja dostrzegłam dowódcę, który niczym się nie przejmując przemienił się na środku obozu.
Odwróciłam wzrok i zauważyłam Camerona, który wyszedł spomiędzy namiotów i udał się w kierunku dowódcy. Korciło mnie, aby spojrzeć na tą dwójkę, ale niechęć widzenia gołego dowódcy mnie zniechęcała. Przeniosłam spojrzenie na resztę dowódców, którzy zaczęli się zbierać.
Coś się stało. Widziałam po ich minach, że są zaniepokojeni. Serce mi przyspieszyło. Wstałam od stołu, gotowa iść za nimi, ale wówczas spojrzał na mnie Irakus i z pełną powagą odezwał się do mnie.
- Zostań z tropicielami Alyson.
Zamarłam. Czyżbym właśnie została zdegradowana?
Moja, możliwe, że była, grupa przyglądała się temu z zainteresowaniem i po chwili zaczęli szeptać między sobą. Wyłapałam kilka zdań radości, że w końcu ktoś kompetentny będzie ich szkolił. Co gorsze, Aiden niewzruszony podszedł do mnie i oparł łokieć na moim ramieniu.
- Chyba się nie sprawdziłaś maleńka.
Spojrzałam mu w oczy, nie wiedząc co odpowiedzieć. Miałam w głowie kompletną pustkę.
- Nie martw się, od dawna się mówi, że dziewczyny nie nadają się na tropicieli i to nie bez powodu. Nie jesteś pierwsza i na pewno nie ostatnia, która próbuje nam dorównać i daje sobie rady.
Poczułam jak się robię mała. Maleńka, za jaką mnie uważał.
- Jednak na pewno nadajesz się w nich sprawach, jak chcesz mogę cię sprawdzić. Obiecuję, że będę bardzo wnikliwy.
Wokół nas wybuchły śmiechy, a ja dalej milczałam i nic nie robiłam. Poczułam jak mi policzki się nagrzewają od rumieńców. Zamknęłam oczy słysząc te śmiechy i pociski. Zaczęłam się trząść.
Co się ze mną dzieje.
- W tej chwili odsuń się od niej i ją przeproś. – odezwał się obok mnie wściekły głos mojego przyjaciela
Otworzyłam oczy, aby zauważyć zbliżającego się Ericka, który zaciskał dłonie w pięści. O nie. Tylko nie to.
- Waruj stary. To twoja dziewczyna czy jak, że tak się o nią troszczysz i wokół niej kręcisz?
- Nie, ale jest kobietą, a ty chyba nie wiesz, jak wygląda szacunek do innych. Jeśli potrzebujesz szybko mogę cię go nauczyć.
- Niby ty? Proszę cię, z tego co wiem po swoim wypadku w zeszłym roku zbyt wiele nie możesz zrobić.
- Przywalić nadal mogę.
Spojrzałam to na jednego to na drugiego. Powinnam się odezwać. Powinnam coś zrobić, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba.
Aiden siłował się na spojrzenia z moim przyjacielem, aż w końcu machnął ręką na niego i odszedł. Za to Erick podszedł do mnie, wziął moją książkę, a następnie złapał za rękę pociągnął jak najdalej od stołówki.
- Czekaj, miałam zostać z tropicielami. – powiedziałam słabo
Wilk spojrzał na mnie ze zdziwieniem jakby wyrosła mi druga głowa.
- Wszystko w porządku? – zapytał ciszej, tak aby gapie z stołówki nie mogli nas usłyszeć
- Tak, czemu pytasz?
- Bo Alyson, którą znam miałaby gdzieś rozkaz i poszłaby tak czy siak sprawdzić co się dzieje, oraz nie pozwoliłaby, jakiś debil mówił takie rzeczy tylko od razu wbiłaby jego parszywą gębę w ziemię.
Zadrżałam. Miał rację. Kiedyś bym coś takiego zrobiła, więc czemu nie teraz?
Widząc moje milczenie Erick zacisnął usta i pociągnął mnie jeszcze mocniej w stronę bramy, zupełnie jakby chciał abyśmy wyszli z obozu. Przypominając sobie groźby ojca, zaparłam się nogami i zmusiłam go do zatrzymania na samym środku placu ćwiczebnego.
- Nie mogę wyjść z obozu.
- Co? Od kiedy to niby przeszkadzają ci czyjeś rozkazy?
Od kiedy na własnej skórze ponownie poczułam co znaczy zamknięcie w klatce.
- Nie chcę ryzykować, tym bardziej jak jesteś ze mną, że ktoś znów na mnie napadnie.
Erick przyjrzał się mojej twarzy, aż jego złagodniała.
- Ty się boisz.
- Ja... - zaczęłam, ale nie potrafiłam nic powiedzieć, tym bardziej zaprzeczyć
- I nie tylko, jesteś przerażona. Co tam się stało dzisiejszego dnia. Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Zawsze cię wysłucham i stanę po twojej stronie.
Pokręciłam głową. Nie mogłam mu nic powiedzieć, bo jak nic poszedłby do Camerona.
- Wiem, ale nie mogę. Przepraszam.
- To on, prawda? Znów coś ci zrobił.
- Nie, Erick, proszę, nie drąż już.
- Nie, coś ci zrobił i to o wiele gorszego niż to co do tej pory, bo byś taka nie była. Coś cię przybiło, znam cię dobrze Alyson i mam oczy które to widzą. Porozmawiam sobie z nim.
Erick puścił mnie i ruszył w kierunku namiotów.
Kierowana paniką złapałam go łokieć i pociągnęłam do siebie. I nagle pchana dziwnym impulsem przytuliłam się do niego i wybuchłam płaczem.
Chłopak od razu zapomniał o gniewie i mnie objął, oraz zaczął próbować uspokajać i prosił, abym mu powiedziała co się dzieje, aby mógł mi pomóc. Zaciągając nosem i mocząc mu koszulkę przycisnęłam się do niego jeszcze bardziej.
- Obiecaj, że nic z tym nie zrobisz. Obiecaj, proszę.
- Obiecuję Alyson. Nie podoba mi się to, ale obiecuję.
I mu powiedziałam, wszystko.
CZYTASZ
Obrończyni ✎
WerewolfOd dziecka chciała być tropicielką i jej marzenie się spełniło. Przeszła całe szkolenie, zakochała się, poznała swojego biologicznego ojca i tu zaczęły się schody. Alyson jako dziecko czterech ras, przyszła na świat z pewnym zadaniem, albo sprowadzi...