Cameron
Wciąż nie mogłem wyjść z podziwu przedstawienia, które odegrał Górski Mag, bo widząc go w jakim był stanie, kiedy jego córka, jedyne dziecko jakie będzie miał, zniknęła wśród innych trenujących tropicieli, wiedziałem, że sam bym nie dał rady udawać jak on.
Odeszliśmy od twierdzy, aby nie ryzykować, że ktoś nas podsłucha i kiedy miałem już pewność, że oddaliliśmy się wystarczająco odezwałem się do ojca mojej ukochanej.
- Dziękuję ci za pomoc, jeszcze chwila, abym jej wszystko powiedział.
- Nie masz za co dziękować, chłopcze. Nie ma takiej rzeczy, której bym nie zrobił, aby ją ochronić, nawet jeśli sprawi to, że już nigdy nie zamienię z nią słowa.
- Kiedy się cała sprawa z Richardem się skończy to z nią porozmawiasz i ona ci wybaczy. Zrozumie, że robiłeś to dla jej dobra, pozłości się, ale znów będzie z tobą rozmawiać.
- Powiedziałeś, że mi wybaczy, zupełnie jakbyś nie wierzył, że to samo zrobi względem ciebie. Prawda jest taka, że obydwaj zaczynamy tracić nadzieję, że nasze relacje z nią się poprawią. Po moim dzisiejszym występie, wiem, że będzie musiało upłynąć bardzo dużo czasu aż zapomni, że ktoś kto powinien być po jej stronie ją zdradził. To samo dotyczy ciebie. Coraz bardziej uważam, że byłem w błędzie karząc ci się od niej odsunąć, na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie sądziłem, że tyle czasu będziemy musieli ją okłamywać.
Zamknąłem oczy. Mówiąc to na głos potwierdził moją największą obawę, że nigdy jej już nie odzyskam.
- Nie byłeś w błędzie, miałeś rację, że byłaby na większym celowniku, a ja wówczas nie potrafiłbym jej patrzeć w oczy i okłamywać na inne tematy, kiedy by ona z uśmiechem mówiła, że mnie kocha. Jeśli jednak to co zrobiliśmy zapewni jej ostatecznie bezpieczeństwo to jestem gotowy zapłacić cenę stracenia jej, ale nie planuję się poddać, będę o nią walczyć.
- Cieszę się, że przeznaczenie wybrało jej ciebie na swoją połówkę. Nie znam wielu, którzy by się aż tak poświęcili dla innej osoby. – Górski Mag uśmiechnął się na chwilę, a następnie spoważniał – Jednak to nie jest powód mojej wizyty, który patrząc na zaistniałą sytuację trochę uległ zmianie.
- To znaczy?
- Nie mów chłopcze, że nie zauważyłeś co się stało w momencie, kiedy Alyson wpadła w gniew? Oprócz tego, że wówczas na wierzch wychodzi jej paskudny charakterem, który ma po matce, to czy widziałeś co się stało z wiatrem?
- Z wiatrem? – zapytałem głupio i próbowałem sobie coś przypomnieć i jak za dotknięciem magicznej różdżki przypomniałem sobie w tym samym momencie co się odezwał ponownie czarowny.
- Na chwilę wiatr ucichł, niczym cisza przed burzą, a po chwili się zerwał mocny wicher, który kręcił się wokół niej, jakby była jego źródłem.
- Masz rację, wcześniej nie zwracałem na to uwagę, ale teraz jak się nad tym zastanowię, to zawsze jak ją ostro wyprowadzę z równowagi dzieje się to samo.
- A potem jak się odezwałem? Na chwilę wszystko się uspokoiło, aż ponownie wszystko ucichło. To bardzo, źle wróży. Alyson wcześniej mi mówiła, że za nim ją... za nim dokonała wstąpienia, działo się to samo, tylko jeszcze bardziej.
- Czy to znacz, że jej moc się budzi?
- Nie wiem. Nigdy nie został zanotowany taki przypadek wśród czarownych, aby przed wstąpieniem ktoś wykazywał zdolności magiczne, ale też nigdy nie było kogoś takiego jak nasza Alyson. Musisz ją czujniej obserwować Cameronie, tym bardziej podczas tej waszej misji, musisz mieć na uwadze czy coś takiego nie stanie się przy innych czarownych, wampirach, czy sprzymierzeńcach Richarda, bo jak dobra będzie gra aktorska Alyson, to nic nie będzie ona znaczyć, jak wokół niej zaczną latać przedmioty, wówczas wszyscy będą wiedzieć kim jest tak naprawdę.
- Będę miał na nią oko, nawet bez twoich słów bym miał i dopilnowałbym, aby była bezpieczna.
- Wiem chłopcze. Jeśli chodzi o mój pierwotny cel wizyty, chciałem się z tobą podzielić informacjami na temat dworu na Wyspach Brytyjskich. Moja delegacja, która tam była trzy tygodnie temu wyczuła dziwną barierę magiczną przy komnatach króla. To co ich najbardziej zainteresowało, że zawsze na tamtym piętrze byli lokowani ważni goście króla, a tym razem nikt z zewnątrz nie mógł tam się udać i wszędzie byli strażnicy pilnujący piętra z królewskimi komnatami.
- Co masz na myśli mówiąc, że dziwną barierę?
- Moi ludzie czuli się w pobliżu jakby wysysano z nich magię, a twórcami takich barier są tylko morscy czarowni.
- Myślisz, że oni też współpracują z Richardem?
- Kto wie? Jedyne czego nie rozumiem to czemu mieliby współpracować z wampirem, tak naprawdę jakby Morski Mag chciał Alyson, to sam mógłby po nią sięgnąć.
- Świetnie, do tej pory musiałem się martwić tylko jednym popierdolcem, a zaraz się okaże, że jest ich dwóch.
- Jeśli cię to jakkolwiek pocieszy, to wiedz, że Morski Mag się mnie obawia, nieraz ja i William pokazaliśmy mu, gdzie jego i jego ludzi miejsce.
- To mnie ani trochę nie pociesza. Może chcieć wykorzystać Alyson, aby zemścić się na tobie. – westchnąłem i przeczesałem dłonią włosy – Tęsknię za czasami, kiedy to moim największym zmartwieniem była sama Alyson, która miała beznadziejne marzenie zostania Tropicielką, a ja myślałem, że będę tym, który ją od tego odwiedzie, przy czym zaciągnę ją do łóżka... jakkolwiek źle to brzmi.
Górski Mag zaśmiał się, a następnie spojrzał na mnie groźnie.
- Ciesz się, że ci nie wypalił ten plan, bo wówczas nie obchodziłoby mnie czyim jesteś synem i nawet nie uratowałoby cię, jeśli po tym byś zorientował, że jest ona twoją drugą połówką. Zgładziłbym cię wówczas od razu.
Parsknąłem.
- Chciałbym zobaczyć jakbyś spróbował. W mojej wizji świata, ona nie byłaby twoją córką ani żadnym dzieckiem czterech ras, tylko ładną wilczycą, dla której w końcu bym stracił głowę.
- Czasem też żałuję tego kim jestem. Gdybym był w pełni czarownym a nie mieszańcem wciąż bym był z jej matką i mógłbym być w jej życiu, ale niestety przeznaczenie chciało, aby było inaczej, a nim nigdy nie da się wygrać.
CZYTASZ
Obrończyni ✎
WerewolfOd dziecka chciała być tropicielką i jej marzenie się spełniło. Przeszła całe szkolenie, zakochała się, poznała swojego biologicznego ojca i tu zaczęły się schody. Alyson jako dziecko czterech ras, przyszła na świat z pewnym zadaniem, albo sprowadzi...