#7

1.6K 110 4
                                    

Alyson


Mijały kolejne dni, a ja codziennie spotykałam się z mamą i luną, które uczyły mnie jak się powinnam zachowywać na misji, która mnie czekała. Musiałam być elegancką i kulturalną panną, nie sobą. Kiedy zapytałam co to ma niby znaczyć, że przecież nie zachowuję się dzikus luna uśmiechnęła się do mnie, a mam zaczęła wyliczać.

- Pamiętasz jak zawsze wracałaś z podrapanymi kolanami i łokciami? Albo jak to często kończyłaś w błocie, bo zeskakiwałaś z drzew? Albo jak wszczynałaś bójki z...

- Dobra, dobra, rozumiem.

- Zrozum kochanie, że będziesz reprezentować sforę i musisz pokazać się z jak najlepszej strony. Wszyscy wiemy, że masz temperament, ale jako swoja siostra musisz być swoim przeciwieństwem.

Ja to wszystko rozumiałam, ale mi się to nie podobało.

Po pewnym czasie zaczęły mnie uczyć etykiety, bo jak się dowiedziałam to nie miała być krótka misja, że jeden bal i do domu. To była dłuższo terminowa wizyta dyplomatyczna, mieliśmy tam być z jeden, a może nawet dwa tygodnie.

Super.

Czym bliżej byliśmy wyjazdu, tym bardziej wszyscy panikowali, nie wiedziałam tylko czym, uważałam, że byłam dobrze przygotowana, to samo mówiła luna. I wszystko było dobrze do dnia przyjazdu mojego biologicznego ojca, który chciał zrobić mi niespodziankę.

Byłam w trakcie treningu, kiedy przed bramą twierdzy zatrzymał się samochód. Wszyscy przerwali ćwiczenia i spojrzeli w tamtym kierunku.

Z auta wysiadł mężczyzna o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. Rozejrzał się z grymasem po okolicy i pokręcił głową. Tropiciele, którzy mnie otaczali zamarli, a ja się uśmiechnęłam szeroko. Górski Mag przyjechał się ze mną zobaczyć.

Upuściłam ćwiczebne sztylety, aby do niego pobiec, ale wtedy z murów twierdzy wyszedł Cameron, który szybkim krokiem ruszył do Maga. Na widok jak mój ojciec i mój były uścisnęli sobie dłonie z uśmiechami, tym razem ja zamarłam.

Co do cholery? Oni się przecież za sobą nie przepadają. Ruszyłam szybkim krokiem w ich stronę. Jak byłam jakieś dziesięć metrów od nich obydwoje spojrzeli na mnie i zamilkli. Cholerne skurwysyny, coś przede mną ukrywali.

- Alyson, córko. Moje oczy się radują, że cię widzą. – powiedział rozprostował ramiona.

Wściekła czy nie na nich, że coś przede mną ukrywają, nadal nie widziałam ojca od bardzo dawna i się za nim stęskniłam. Przytuliłam się do niego, a następnie pocałowałam go w policzek.

- Cześć tato, co tu robisz?

- To zbrodnia przyjechać odwiedzić swoje jedyne dziecko?

Skrzyżowałam ramiona na piersi, kiedy zrobiłam krok w tył.

- Jasne. – spojrzałam na Camerona, który obserwował nas w ciszy – mam szlaban na opuszczanie twierdzy samej, mogę to zrobić z ojcem?

- Oczywiście, ale chyba masz teraz trening.

- Ale jeden chyba mogę opuścić, obydwoje dobrze wiemy, że nie jest mi potrzebny jak siedzę w zamknięciu.

Zauważyłam jak usta Camerona zadrżały od powstrzymywanego uśmiechu, ale nadal stał poważny, jedynie jego oczy zabłysnęły. Co to do cholery ma znaczyć?

- Najlepiej wiesz, że masz niedługo misję, sama do niej doprowadziłaś swoją manipulacją.

- Ty cholerny skurwy...

Obrończyni ✎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz