Rozdział 10

6.5K 255 51
                                    

Gdy tylko wjechali na żwirową drogę z za horyzontu wyłonił się duży, żółto kremowy dom wykonany z drewna i ładny ogród, a pełen kolorowych kwiatów z małą fontanną z której teraz piły kolibry.  Dalej znajdowała się biała, drewniana altanka z hamakiem i grillem do pieczenie kiełbasek i innych smacznych rzeczy.

Theo nadal jednak drzemał smacznie z lekko uchylonymi ustami. Czuł się bezpiecznie. Pierwszy raz od dawna.

- Hej, Theo - usłyszał łagodny głos i dotyk na policzku.

Otworzył od razu oczy podnosząc głowę.

- Nie śpię - zakomunikował, spoglądając na Mastera. Uspokoił się wyraźnie, jakby zagrożenie, którego się spodziewał nie przyszło.

- Spokojnie... - pogładził go - Jesteśmy na miejscu.

- Oh. - zerknął przez okno - Bardzo tu ładnie - uśmiechnął się.

Może będzie mógł zamieszkać w tym pięknym domu?

- Wiem, że możesz być zaskoczony - spojrzał na swój garnitur i ubranie a potem w stronę domu - Że ktoś taki mieszka w ten sposób, jednak zawsze marzyłem o drewnianym domku na skraju lasu z dala od miasta i ludzi.

- Pozory mogą mylić. A do Pana pasuje ten dom. I teraz rozumiem jedną rzecz - zarumienił się intensywnie.

- Jaką? - uniósł brew, biorąc marynarkę z tylnego siedzenia i patrząc na chłopaka.

- Dlaczego pachnie Pan drewnem i lasem - podrapał się po karku łapiąc za klamkę - Mogę wysiąść?

- Oczywiście - uśmiechnął się - Nie musisz o to pytać.

Ten oddał uśmiech i spokojnie wyszedł z auta. Wziął głęboki wdech, mrucząc zachwycony - Dawno nie byłem poza miastem. Zapomiałem już jaka to przyjemność.

- Cóż, jeśli zechcesz będziesz tu bywał dużo częściej - zagwizdał.

Odrazu wtedy wybiegł na nich spory, brązowy kundelek w typie owczarka niemieckiego.

Theo odruchowo uniósł dłonie i spojrzał na zwierze przerażony.

- Spokojnie - Argo podszedł do nich gdy już zaparkował auto. - To dobry pies. Daj mi rękę - wyciągnął swoją dłoń.

Uległy wykonał polecenie patrząc jak Master zbliża ich dłonie w stronę pyska psa.

- Już dobrze koleżko. To jest przyjaciel. Nie jedzenie - zaśmiał się rozbawiony, gdy pies polizał skórę chłopaka i zaczął merdać.

- Uroczy - powiedział chłopak i tak zabrał ręce, zerkając nieufnie w stronę zwierzaka. Nie ufał dużym psom.

- Nie lubisz psów? - zapytał lekko zmartwiony, głaszcząc zwierzaka.

- Nie, nie. Lubię tylko... Nie takie wielkie. I nie mające tak ostrych zębów mogących rozszarpać mnie na kawałki - przełknął ślinę odruchowo cofając się o krok, choć zwierzę merdało radośnie.

- Przekonasz się, że jest łagodny jak baranek. - uśmiechnął się - Z resztą czuje, że jesteś dobrym człowiekiem.

Chłopak zarumienil się na tą pochwałę.

- Dziękuję. A on musi być przyjemną poduszką - zachichotał.

- Cóż, tak. Czasami weźmie mnie na litość i pozwolę mu spać w łóżku, ale to tylko jak zasłuży.

Desire of White Haired Boy        Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz