Rozdział 279

232 17 47
                                    

Louis' POV:

- Lou! Chodź tu, chodź tutaj! - ojciec woła mnie, stojąc w korytarzu, a podekscytowanie jest oczywiste w jego głosie. Wygrzebuję się ze swojego małego łóżka i pędzę do salonu. Niemalże zaplątuję się sznurkami od szlafroka, więc ponownie je wiążę i wchodzę do pomieszczenia. Moja matka i ojciec stoją obok pięknie oświetlonej choinki. Zawsze kochałem Gwiazdkę. - Spójrz, Lou, mamy dla ciebie prezent. Wiem, że jesteś już dorosły, ale gdy tylko to zobaczyłem, musiałem dla ciebie kupić - ojciec się uśmiecha, po czym matka się w niego wtula. Dorosły? Spoglądam na swoje stopy, próbując rozszyfrować jego słowa. Nie jestem dorosły, przynajmniej tak sądzę.

Zostaje mi wręczone małe pudełeczko, na co z niecierpliwością zrywam lśniącą z niego gwiazdkę. Uwielbiam prezenty. Rzadko je dostaję, więc kiedy nadchodzi na nie czas, jest to coś wyjątkowego dla mnie.

Podekscytowanie mojej matki zbija mnie z tropu. Nigdy nie widziałem, żeby się tak uśmiechała, a mój ojciec, cóż, wydaje mi się, że nie powinno go tu być, ale nie mogę sobie przypomnieć dlaczego.

- Otwórz go wreszcie! - nakłania ojciec, gdy podnoszę wieczko. Sięgam do środka ręką, ale szybko ją zabieram, gdy coś kłuje mnie w palec. Niemalże klnę z bólu i upuszczam pudełko na ziemię. Igła ląduje na dywanie. Kiedy z powrotem spoglądam na ojca zauważam, że odpływają mu wszystkie kolory z ciała, a oczy stają się puste.

Uśmiech mojej matki znowu jest ogromny, większy niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy ojciec się schyla, by sięgnąć po igłę z podłogi. Kieruje się w moją stronę z igłą w ręku, na co staram się cofnąć, lecz moje stopy ani drgną. Nie ruszą się nieważne, jak bardzo bym się starał, więc jestem bezradny i pozostaje mi tylko krzyczeć, kiedy ojciec wbija igłę w moje ramię.

***

- Louis! - głos Liama jest oszalały, głośny i przerażający, kiedy potrząsa moimi ramionami. Siadam i czuję, że moja koszulka jest przepocona. Patrzę na niego, a następnie na ramiona, próbując jak wariat ocenić sytuację. - Wszystko w porządku? - pyta. Z ledwością łapię oddech, moja klatka piersiowa mnie boli, kiedy próbuję znaleźć powietrze i wydobyć z siebie głos. Potrząsam moją głową, a on zaciska swój uścisk na moich ramionach. - Usłyszałem cię, kiedy krzyczałeś więc... - Liam ucina, gdy Harry wchodzi do pokoju. Jego policzki są zarumienione, a oczy nieprzytomne.

- Co się stało? - ociera się o Liama i siada obok mnie na łóżku. - Słyszałem twój krzyk, co się stało? - jego ręce poruszają się po moim policzku, a kciuk wyciera plamy od łez.

- Nie wiem, miałem sen - udaje mi się powiedzieć.

- Jakiego rodzaju sen? - jego głos jest prawie szeptem, a kciuki wciąż się poruszają, wolno jak zawsze, po skórze, tuż pod moimi oczami.

- Taki, jakie ty miewasz - odpowiadam, mój głos jest równie cichy. Wzdycha i marszczy brwi.

- Od kiedy? Od kiedy zaczęły ci się koszmary? - biorę chwilę na zebranie myśli przed odpowiedzeniem.

- Odkąd go znalazłem i to były tylko dwa razy. Nie wiem skąd one pochodzą - zakłopotana ręka przeczesuje jego włosy, a serce skręca się na widok znajomego gestu.

- Jestem pewny ze znalezienie ciała twojego martwego ojca spowodowałoby każde z tych... - zatrzymuje się w środku zdania. - Przepraszam, cholera... - wzdycha we frustracji. - Potrzebujesz czegoś? Wody? - przenosi oczy ze mnie i spogląda na stolik nocny.

- Czuję się, jakbym miał od ciebie oferowaną wodę tysiąc razy w ciągu ostatnich paru dni - próbuję się uśmiechnąć, ale jest to wymuszone, nawet smutne. - Potrzebuję tylko snu - zapewniam go.

AFTER III Larry Stylinson CD.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz